Polska"Po godz. 15 pacjentom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo"

"Po godz. 15 pacjentom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo"

Jest nas tak mało, że powoli zaczyna to zagrażać życiu i zdrowiu pacjentów - ostrzegają pielęgniarki z większości szpitali w Polsce. I podają alarmujące dane: już w tej chwili brakuje co najmniej 50 tys. sióstr, a w przyszłym roku na emerytury przejdzie kolejne 10 tys. Na dodatek odchodzących z zawodu pielęgniarek nie zastępują młodsze - pisze "Dziennik". Pacjentki są bezpieczne między 7 a 15. Wtedy jest jeszcze zabiegowa, oddziałowa, lekarze - twierdzi jedna z położnych. Pacjenci nie zdają sobie sprawy, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo - twierdzi nawet przewodniczący Małopolskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych Tadeusz Wadas.

16.09.2008 | aktual.: 16.09.2008 08:49

Codziennie, gdy idę na dyżur i wiem, że znowu będę sama, modlę się, żeby nic się stało. Kiedyś jedna z pacjentek zemdlała, okazało się, że ma krwawienie do brzucha. Nie dość, że musiałam zostawić inną chorą, to jeszcze stanęłam przed dramatycznym wyborem: czy najpierw podłączyć kroplówkę, czy reanimować, a może lepiej od razu biec po lekarza. Nie chciałabym nigdy trafić jako pacjentka na mój oddział - opowiada położna z dużego szpitala w środkowej Polsce.

Zdaniem przewodniczącego Małopolskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych Tadeusza Wadasa pielęgniarek jest tak mało, że coraz częściej pracują na granicy ryzyka.

Ale kryzys jest o wiele głębszy. W tym roku po raz pierwszy w historii pielęgniarskie szkoły wyższe musiały zorganizować powtórną rekrutację, bo w pierwszej turze zgłosiło się zbyt mało chętnych.

Jestem pielęgniarką od 27 lat, ale gdyby o radę poprosiła mnie młoda dziewczyna, to zdecydowanie odradziłabym jej pracę w tym zawodzie. Przede wszystkim dlatego, że jesteśmy postrzegane jako coś niewiele lepszego niż zwykłe salowe - podsumowuje gorzko Małgorzata Hirzewska ze szpitala im. Barlickiego w Łodzi.

Od godz. 15 na ginekologii operacyjnej zostaje jedna pielęgniarka dyżurna na 25 łóżek. Jest też dwóch lekarzy dyżurnych, którzy mają pod opieką 100 łóżek na całym bloku ginekologiczno-położniczym. Nie można ich wzywać do byle czego - opowiada położna pracująca w jednym ze szpitali w województwie kujawsko-pomorskim.

Zdarza się, że mam pacjentkę po operacji, której pilnuję pod prysznicem, żeby nie zasłabła, a inna prosi, by jej zmienić opatrunek, bo sobie np. go zmoczyła. I wtedy ta druga musi poczekać. Najwyżej trochę zmarznie od mokrego bandaża - dodaje położna.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)