"Po co Polska się tam pcha? Nie mamy nawet na składkę"
Strefa euro próbuje rozwiązać swoje problemy mimo ewidentnych konfliktów interesów wewnątrz. Nie udawajmy, że możemy im w tym pomóc. Będziemy silni tylko silną gospodarką, a nie pchaniem się do klubu bez pamiętania, że nie stać nas nawet na składkę. Naszym interesem w tej fazie jest dbanie o realny rozwój kraju. Federalizacja, dalsze przeregulowanie i unijna biurokracja nam w tym nie pomogą - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski.
08.12.2011 | aktual.: 09.12.2011 10:13
Obecny, krytyczny - jak twierdzi wielu - tydzień dla sfery euro wciąż niesie więcej chaosu, niż porządku. Rośnie fala proponowanych regulacji, i coraz bardziej oczywiste są sprzeczności między tymi propozycjami. A już w marcu 2012 roku ma być gotowa całość pakietu. Francja chce zaktywizować Europejski Bank Centralny i przesunąć ciężar decyzji na porozumienia międzyrządowe. Niemcy, zgodnie z własnym, korporacyjnym modelem chcą wzmocnić umiędzynarodowioną klasę zarządzającą, a nie klasę polityczną. A proponowana przez Merkel „unia fiskalna” to nie tylko dyscyplina, ale i realne nowe obciążenia finansowe państw członkowskich na fundusz gwarancyjny i stabilizacyjny i - jak obawia się np. Holandia - na intensywną, administracyjną redystrybucję.
W. Brytania, której sektor finansowy, to jedna trzecia tego typu usług w całej Unii, ma głos marginalny, bo jest poza sferą euro. Choć to ona poniesie główny ciężar nowych regulacji. W tym – podatku Tobina od usług finansowych. W Szwecji np. taki podatek przyczynił się do ucieczki instytucji finansowych. Bruksela z kolei chce „uwspólnotowić” odpowiedzialność przez euro obligacje. Dla krajów nowej Europy, spoza sfery euro oznacza to blokadę sprzedaży ich własnych obligacji.
Powyższemu towarzyszy szantaż z zewnątrz. 5 grudnia agencja ratingowa Standard & Poor's zagroziła zredukowaniem wszystkich krajów strefy euro z AAA. Przyśpieszyło to kompromis między Sarkozym a Merkel, ale unaoczniło (i wprost powiedział to Juncker, szef finansów euro grupy), że tak naprawdę chodzi o władzę w skali globalnej. Utrzymanie w obecnej skali euro grupy (za co płacą wszyscy w UE) oznacza bowiem, iż Niemcy i USA idą łeb w łeb.
Tusk i Sikorski wydają się nie pamiętać, że deklaracje w sferze międzynarodowej, to także zobowiązania. Racjonalnej byłoby wrzucić wszystkie dostępne środki finansowe w realny rozwój naszego kraju. Decyzja skierowania do zbrojeniówki 300 mln zł na innowacyjne produkty, (użyteczne dla gospodarki cywilnej) to krok w dobrym kierunku. Ale to powinny być nie miliony ale miliardy, wrzucone obecnie w korwetę i chaotyczne zakupy uzbrojenia za granicą.
Będziemy silni tylko silną gospodarką, a nie pchaniem się do klubu bez pamiętania, że nie stać nas nawet na składkę. Strefa euro próbuje rozwiązać swoje problemy mimo ewidentnych konfliktów interesów wewnątrz. Nie udawajmy że możemy im w tym pomóc. Naszym interesem w tej fazie jest dbanie o realny rozwój kraju. Federalizacja, dalsze przeregulowanie i unijna biurokracja nam w tym nie pomogą.