Po co nam ten rząd?!

Do panów Belki i Hausnera: pie... takie państwo! Wywalam 150 osób na zasiłek. Zamykam firmę i jadę na Cypr. Sami płaćcie te idiotyczne podatki, może wtedy zaczniecie lepiej pilnować swoich kolesi" - napisał na forum internetowym poświęconym podatkom jeden z przedsiębiorców, oceniając ponoć przyjazną dla biznesu politykę rządu Marka Belki. Podobnych opinii jest na forum kilkaset.

Prof. Witold M. Orłowski, doradca ekonomiczny prezydenta, zastanawia się, czy nie należałoby wprowadzić konstytucyjnego obowiązku powoływania w roku przedwyborczym rządów prezydenckich. Prezydencki rząd Belki udowadnia, że ten pomysł Orłowskiego jest wyjątkowo niefortunny. Gabinet Belki to rząd nie ponoszący politycznej odpowiedzialności przed wyborcami, rząd, który lekceważy Sejm - zignorował bowiem niemal jednomyślnie przyjętą uchwałę o reparacjach wojennych i za nic ma debatę prywatyzacyjną Sejmu.

Rządy tymczasowe, zwłaszcza lewicowe, uderzają po kieszeni nie tylko przedsiębiorców. Od trzech lat systematycznie podwyższa się podatki osobom fizycznym: najpierw zamrożono progi podatkowe, później zlikwidowano ulgi, wprowadzono podatek od zysków z oszczędności itd. Posłowie SLD pracują teraz nad projektem zwiększającym pracownicze składki na ZUS nawet o kilka tysięcy złotych (zniesienie 30-krotności wynagrodzenia, powyżej którego nie płaci się już składek na ZUS). Premier Belka pamięta także o przedsiębiorcach: chce, by co miesiąc oddawali ZUS nawet o 1,1 tys. zł więcej! Rząd zatwierdził też projekt budżetu z bardzo wysokim deficytem - najwyższym w Europie (oficjalnie wynosi "tylko" 35 mld zł, faktycznie - przynajmniej o 20 mld zł więcej). Skutkiem tych działań będzie słabnięcie wzrostu gospodarczego (według rządu - w 2005 r. wyniesie on 5%, według analityków - może być nawet o 1 punkt procentowy niższy).

Działając na szkodę gospodarki, Belka chce zadowolić żelazny elektorat SLD, na który składają się emeryci, renciści i klienci opieki społecznej. Nic więc dziwnego, że - jak wynika z badań Pentora dla "Wprost" - poprawy swojej sytuacji materialnej pod rządami premiera Belki oczekuje zaledwie 8,5% badanych, a prawie połowa (43,2%) uważa, że najlepiej określają obecny rząd słowa "bierny" i "antyreformatorski". - Rząd Marka Belki ma tylko jeden program: trwać jak najdłużej - uważa Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha.

15 października Sejm przegłosuje wniosek o wotum zaufania dla gabinetu Belki. Rząd niemal na pewno to głosowanie wygra. Przedłuży to jego rządy co najmniej o pół roku, a niewykluczone, że i o rok. Rachunek zapłacimy wszyscy. Ostrożnie szacując, szkodliwe działania rządu Belki będą kosztowały nas w najbliższych dwóch latach 3% wzrostu PKB, czyli około 24 mld zł. Każdy pracujący Polak zapłaci więc prawie 2 tys. zł za to, aby Marek Belka mógł sobie przez kolejne kilka miesięcy poadministrować.

Dobra i zła demokracja

"Radykalnych zmian można dokonać tylko w pierwszych tygodniach urzędowania" - twierdzi Milton Friedman. Później - zdaniem Friedmana - rządy, zwłaszcza bez silnego zaplecza, nie widzą już sensu w reformowaniu kraju, skoro polityczne zyski będzie czerpać inna ekipa. Dlatego im bliżej wyborów, tym bardziej mięknie każdy rząd i zaczyna zwiększać wydatki socjalne. Jak wyliczył szwedzki ekonomista Torsten Persson, wydatki rządów koalicyjnych i mniejszościowych funkcjonujących w ostatnich piętnastu latach w 50 najważniejszych krajach demokratycznych były o 2-5% PKB większe niż rządów silnych. Nie trzeba zresztą owych wyliczeń, aby przekonać się o owej prawdzie - wystarczy popatrzeć na funkcjonowanie w ostatnich 25 latach Włoch i Szwecji, fundujących sobie rządy mniejszościowych koalicji. Ćwierć wieku temu Szwecja była państwem o najwyższym na świecie poziomie życia obywateli. Dziś przeciętny Szwed jest biedniejszy niż przeciętny czarnoskóry mieszkaniec USA (a to najbiedniejsza tam grupa etniczna). Jeszcze w latach
1950-1963 włoska gospodarka rozwijała się w tempie 5,9% rocznie, przy pełnym zatrudnieniu. Słabe i często zmieniające się rządy doprowadziły do dwucyfrowego bezrobocia i pełzającego wzrostu gospodarczego (pieniądze zarabiane przez północne Włochy politycy przekazywali biednemu południu).

Jan Piński, Michał Zieliński
Współpraca: Aleksander Piński

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)