Po co istnieją izby wytrzeźwień?
Gdzie powinien trafić obywatel, który wypił za dużo? Urzędnicy twierdzą, że do izby wytrzeźwień. Gminy wydają na te przybytki ogromne pieniądze, budują wciąż nowe obiekty. „Żłobki dla pijanych” kosztują rocznie mieszkańców woj. śląskiego ponad 6 mln zł! Same Katowice wydały na ten cel tylko w ubiegłym roku aż 1 mln 400 tys. zł. Niestety, mimo fortuny wydawanej na walkę z alkoholizmem – Polacy piją coraz więcej.
07.10.2005 | aktual.: 07.10.2005 08:51
W Unii Europejskiej agresywny pijak trafia do aresztu, a chory – do szpitala. W Polsce jednak panuje przekonanie, że izby są potrzebne. Posłów nie przekonują nawet wypadki pobić czy śmierci w izbach. Prokuratura w Opolu wszczęła cztery śledztwa w sprawie tajemniczych zgonów w izbie wytrzeźwień. Jedno umorzono, trzy nadal są w toku.
Katowicka izba wytrzeźwień musiała zapłacić 30 tys. zł odszkodowania pacjentowi, który udowodnił przed sądem, że mógł tam stracić życie. Zbigniew K. był bity w głowę, mimo że przeszedł operację czaszki, znęcano się nad nim, nie zbadano alkomatem. Trafił do izby, bo policję wezwał ochroniarz z baru. Nie podobało mu się, że Zbigniew K. chce wejść do lokalu z psem. – Zabrano mnie z domu. Policjanci obudzili mnie biciem i twierdzili, że rozrabiam. To był donos – opowiada tyszanin, który prowadzi własną firmę. – Miałem połamane żebra. Jestem chory na astmę, ale w izbie przypięto mnie pasami twarzą do materaca. Lekarza nie było. Dusiłem się. Po wyjściu z tego piekła dostałem dziewięć dni zwolnienia i uznałem, że tego nie podaruję. Oddałem sprawę do prokuratury.
Mimo że jego sprawę umorzono, tyszanin zamierza dalej walczyć o ukaranie winnych. Nad skargą do prokuratury zastanawia się chora na astmę Dorota Ch., którą podobnie potraktowano w izbie wytrzeźwień w Jaworznie. Znalazła się tam, kiedy po wyjściu z przyjęcia zasłabła na ulicy. Nie chciała zostać w szpitalu, tylko wracać do domu. Lekarka wezwała policję. Dorota Ch, po przymusem została odwieziona do izby, tam odebrano jej aparat do oddychania, przywiązano twarzą do materaca. Kobieta nie może wyjść z załamania psychicznego po tym wydarzeniu.
– Izby wytrzeźwień to przeżytek z czasów, gdy władza pod byle pretekstem mogła pozbawić obywatela wolności i jego praw – mówi Sławowir Cybulski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Wystarczy, że ktoś uzna, że nietrzeźwy wywołuje zgorszenie czy sobie zagraża. A przecież to pojęcie względne, to pole dla nadużyć. W Europie Zachodniej nie znają takiej instytucji, dla przestępców jest miejsce w areszcie, dla wymagających opieki medycznej w szpitalu. W Polsce jednak władza wciąż może siłą udowodnić, że zawsze ma rację.
W Unii Europejskiej podpici delikwenci trafiają do domów, łobuzy i wandale na komisariat, nieletni do ośrodków dla dzieci, a ciężko zatruci alkoholem — do szpitala. W Polsce działają izby wytrzeźwień, które przyjmują wszystkich. Powstały na wzór izb radzieckich wkrótce po wojnie i okazały się przydatnym wynalazkiem.
Trafiają do nich nie tylko awanturnicy, ale również osoby przypadkowe. Właściwie każdy, kto jest pod wpływem alkoholu, może w nich przymusowo trzeźwieć.
— Sprawdziłem w Stasburgu, jak radzą sobie z pijakami. Nie ma izb wytrzeźwień, ale są punkty — nazwijmy to — odpijaczania, przy komisariatach. Czuwa nad nimi żandarmeria. Każdy, kto narusza prawo, awanturuje się, trafia na policję. Chorzy jadą do szpitala. I to wystarcza. Ale miejsca dla pijanych rzadko są zajęte — mówi poseł Jan Rzymełka. W Polsce wybudowane z rozmachem izby nie stoją puste. W ubiegłym roku w 50 izbach całym kraju wytrzeźwień nocowało 248 tys. osób. Najwięcej wśród nich było dorosłych mężczyzn, ale często trafiały tam także kobiety i nieletni. Dla większości zatrzymanych izba to jednak nie areszt, ale bezpłatny hotel — 80 proc. z nich to stali bywalcy. Wstęp mają wolny i bezpłatny, bo rzadko kto płaci za pobyt w takim miejscu. Rekordzista z Siemianowic odwiedził izbę 40 razy w ciągu roku.
Izby wytrzeźwień coraz częściej budzą kontrowersje. Gminy zastanawiają się, czy utrzymywanie hotelu, gdzie na jednego pacjenta przypadają czasem dwie osoby personelu, ma sens. Nad likwidacją swoich izb zastanawiały się Gliwice i Jaworzno, jednak nic z tych planów nie wyszło.
W Jaworznie nadal jest izba na 28 miejsc. Zatrudniono tam 32 osoby. — Pod koniec 2004 roku miasto zastanawiało się, czy nie zlikwidować izby wytrzeźwień. Okazało się jednak, że przewóz pacjentów, eskorta policji i inne czynności związane ze sprawą kosztowałyby drożej — informuje urząd miasta.
Krytycy izb wytrzeźwień podkreślają, że po pierwsze — dochodzi tam do nadużyć i łamania praw człowieka, a po drugie — są bardzo kosztowne. Ściągalność zadłużenia wynosi średnio ok. 20 proc. Opole ma jednak poważniejszy problem ze swoją izbą niż wysokie koszty utrzymania. Raport Andrzeja Jastrzębskiego, wojewódzkiego konsultanta medycyny sądowej, był druzgocący: pracownicy izby nie mieli przygotowania zawodowego, nie stosowali procedur. Pacjentom w ciężkim upojeniu nie udzielano żadnej pomocy. Doszło do kilku zgonów.
— Jedną sprawę sąd umorzył, jedną po umorzeniu odwiesił. Prowadzimy śledztwa jeszcze w dwóch sprawach dotyczących zgonów w izbie wytrzeźwień i mamy nadzieję, że dojdzie do postawienia zarzutów — stwierdza Lidia Sieradzka, rzecznik opolskiej prokuratury.
Sprawą zaniepokoił się przedstawiciel Rzecznika Praw Obywatelskich, który wydał krytyczną opinię o działalności izby wytrzeźwień w kraju. Skrytykował powody zatrzymań oraz nierówny poziom działania izb. — Izby to problem do dyskusji i trzeba dokładnie przyglądać się ich działalności. Raport naszego specjalisty do spraw medycyny sądowej był dla nas wstrząsem. Należy też zastanowić się, jak zmienić sposób finansowania takich miejsc — mówi Mieczysław Wojtaszek z wydziału spraw społecznych Urzędu Wojewódzkiego w Opolu.
Rzecznik Praw Obywatelskich uznał także, że wysokie opłaty za pobyt w izbie to forma kolejnej, niepotrzebnej represji wobec zatrzymanych. Ale izbom trudno zrezygnować tak z opłat, jak i z innych form przymusu. Problem złego traktowania pacjentów w polskich izbach wytrzeźwień podniosła także Amnesty International.
Obrońcy izb wytrzeźwień twierdzą, że właściwie pomagają one pijanym. Dawniej do trafiali tam osobnicy, którzy zagrażali innym. Nic więc dziwnego, że byli surowo traktowani. Dzisiaj jednak pijany może liczyć tu na wsparcie w leczeniu alkoholizmu.
— Wiele z tych osób w wyniku nadużycia alkoholu mogłoby stać się ofiarami bądź sprawcami różnych wypadków. Koszty takich następstw są trudne do oszacowania, ale można to sobie wyobrazić. Czy kogoś takiego odwozić do szpitala i kłaść obok zwykłych pacjentów? — zastanawia się Grzegorz Zdebelak, dyrektor MOPi IS w Rudzie Śląskiej. W jego izbie wytrzeźwień pijanych uspokaja się... muzykoterapią. Inni likwidują, choć z problemami
Gdynia
Izbę zlikwidowano 2 lata temu. Agresywnych pijanych odwozi się do policyjnej izby zatrzymań, pijanych spokojnych policja jedynie legitymuje. Policyjny radiowóz odwozi często osoby nietrzeźwe do domu. Rocznie izba kosztowała budżet miasta 233 tys. Tylko połowa pacjentów opłacała rachunki.
Lublin
Izbę wytrzeźwień zlikwidowano trzy lata temu. Policja skarży się na problemy z brakiem miejsca na pijanych i pieniędzy na benzynę, żeby odwozić ich do domu. Oddziały toksykologii w szpitalach bywają pełne.
Olsztyn
Nie ma tu izby od czterech lat, ale jest ambulatorium dla nietrzeźwych. Odbywa się w nim odtruwanie, a także terapia dla uzależnionych. To rozwiązanie jest uważane za korzystne dla wszystkich.
Koszty w miliony Troska o pijanych jest w Polsce imponująca. Dla wygody pacjentów w Bielsku-Białej kilka lat temu wybudowano obszerną, nowoczesną izbę wytrzeźwień. Łącznie z wydatkami na siedzibę MOPS, kosztowała 5 mln z! Okazało się jednak, że pijani... nie chcą tu bywać i izba świeci pustkami. Jednak inne miasto w Polsce pobiło rekord czułości nad zalanym. W Łodzi wezwano helikopter, żeby odwieźć pijaka do łódzkiej izby wytrzeźwień spod jego własnego domu.
Grażyna Kuźnik