ŚwiatPływający Holender

Pływający Holender

Jeśli nie można wygrać z wodą, trzeba nauczyć się z nią żyć. Holendrzy pokazują, jak to robić.

07.02.2007 07:29

W Holandii mieszka ponad 15 mln ludzi, średnio 452 osoby na kilometr kwadratowy, co czyni z niej jeden z najgęściej zaludnionych krajów na świecie. Zmiany klimatyczne powodują, że wzrasta tam niebezpieczeństwo katastrofalnej powodzi podobnej do tej, która dwa lata temu spustoszyła Nowy Orlean. Klimatolodzy przewidują, że podniesie się poziom Morza Północnego, a opady mogą być w Holandii o 25 proc. wyższe niż obecnie. Holendrzy nie mają innego wyboru jak nadal korzystać z zagrożonych powodziami terenów. Trzeba bowiem znaleźć miejsce na nowe domy, fabryki i szklarnie.

Zmienia się jednak podejście do zagrożenia żywiołem. Po wiekach budowania coraz wyższych tam Holendrzy uświadomili sobie w końcu, że ta strategia nie może chronić ich w nieskończoność. Zamiast podnoszenia zapór i usprawniania systemów wypompowujących wodę z polderów, postanowili więc stworzyć infrastrukturę, która wytrzyma skutki kontrolowanej powodzi. W ciągu 50 lat w ramach programu Przestrzeń dla Rzeki około 500 ha polderów trzeba przygotować do przyjęcia fali powodziowej z Renu i Mozeli – dwóch największych przepływających przez Holandię rzek, których ujścia znajdują się w tym kraju, ale niosą wody także z Austrii, Francji i Niemiec. Bezpośrednią przyczyną podjęcia tej decyzji była wielka powódź z 1995 r., wywołana gwałtownym przyborem Renu i Mozeli.

Groźba zalania wodą wielu hektarów wymaga jednak wcześniejszego przeniesienia z tych regionów ludzi, fabryk oraz gospodarstw rolnych, głównie szklarni. W październiku 2005 r. rząd podjął decyzję o utworzeniu pierwszych 15 stref przeznaczonych na tereny do gromadzenia wody w przypadku powodzi. Nie można już na tych terenach otrzymać zgody na budowę nowych obiektów, chyba że będą to konstrukcje pływające lub podnoszące się wraz z poziomem wody. Gabinet minister planowania przestrzennego Sybilli Dekker ogłosił konkurs dla inżynierów, urbanistów i architektów na projekty domów, zakładów pracy, parkingów i szklarni, które mogłyby być zaczątkiem miast na wodzie.

Jedną z propozycji przygotował architekt Koen Olthuis, którego firma zaczęła się szybko rozwijać dopiero po tym, jak Holendrzy zobaczyli skutki huraganu Katrina w amerykańskiej Luizjanie. Proponuje on klientom domy-łodzie z górnym parkingiem dla samochodów i dolnym dla łodzi. Przedsiębiorstwo projektuje także wielopiętrowe biurowce budowane na pływających platformach, które będą zakotwiczone za pomocą stalowych lin. Poszczególne platformy można ze sobą łączyć jak klocki lego, tworząc większe osiedla mieszkaniowe, administracyjne czy nawet strefy przemysłowe. Pierwsze pływające miasto liczące 12 tys. domów, z kanałami zamiast ulic, może powstać niedługo w pobliżu amsterdamskiego lotniska Schiphol. Z kolei w holenderskim mieście Naaldwijk koło Rotterdamu firma Dura Vermeer zbudowała w 2005 r. pierwszą pływającą szklarnię. Obiekt ten pełni na razie funkcje demonstracyjne i ma tylko 900 m kw. powierzchni użytkowej, ale stanowi przełom w holenderskim rolnictwie. Tamtejsi farmerzy zwolnili bowiem tempo budowy
szklarni, gdyż w Holandii brakuje już pod nie miejsca, a pozostałe grunty są zbyt drogie, aby przeznaczać je na inwestycje rolnicze. Z tego powodu holenderscy ogrodnicy coraz częściej emigrują m.in. do Polski i Nowej Zelandii. Pływająca szklarnia w Naaldwijk jest zakotwiczona obok parkingu FloraHolland, największej giełdy kwiatowej w tym kraju. Platformę stanowią płyty polistyrenowe zalane w betonie. Na nich ustawiona jest szklarnia, która od tradycyjnej różni się bardziej elastyczną konstrukcją, aby mogła się oprzeć silnym wiatrom. W przyszłości funkcję szkła przejmą prawdopodobnie płyty z tworzywa sztucznego lub folii. Dodatkową zaletą pływającej szklarni będzie łatwa dostępność wody, którą można wykorzystywać nie tylko do podlewania roślin, ale także do chłodzenia obiektu latem i ogrzewania zimą. Szacuje się, że taka woda jako dodatkowe źródło ciepła zmniejszy koszty ogrzewania o około 40 proc. W ubiegłym roku rozpoczęto także prace nad pierwszym podobnym obiektem komercyjnym. Pływająca szklarnia o
powierzchni 5 ha ma być ukończona w przyszłym roku w okolicach Rotterdamu i w przyszłości będzie częścią kompleksu szklarniowego o powierzchni 200 ha.

Firma Dura Vermeer zrealizowała już pierwszy projekt osiedla domów jednorodzinnych, które bez żadnych strat przetrwają podniesienie poziomu wody nawet o 5,5 m. Na obrzeżach Maasbommel przy spokojnym brzegu Mozeli stanęło 37 takich domów. Na pierwszy rzut oka nie różnią się one od innych budynków – są dwupiętrowe, mają zaokrąglony dach i kolorowe fasady. Ich betonowe piwnice nie znajdują się jednak w ziemi, ale na platformie umieszczonej na stalowych palach, i nie są wyłącznie domowym schowkiem. Piwnice te pełnią bowiem funkcje wodoszczelnego kadłuba, na którym cały dom unosi się wraz z rosnącym poziomem wody. Dwa stalowe filary, wyższe od pozostałych, wnikają do wnętrza budynku i stanowią swego rodzaju kotwicę, która chroni dom przed unoszeniem przez nurt. Holenderski dom-arka o powierzchni 120 m kw. kosztuje 250–300 tys. euro. Zdaniem architektów, w przyszłości może być dużo tańszy. Przy budowie niewielkiej liczby obiektów spore koszty poniesiono bowiem na zaprojektowanie i skonstruowanie instalacji wodnej,
gazowej i kanalizacyjnej, która również musi sprawnie działać podczas zmian poziomu wody.

O holenderskim podejściu do życia najlepiej świadczy jednak jeden z projektów, który zgłoszono do konkursu na pływające obiekty publiczne w 2005 r. Architekt Victor Veldhuizen van Zanten zaproponował mianowicie budowę w Amsterdamie domu publicznego na pontonie o powierzchni 12 tys. m kw. Według architekta, takie rozwiązanie nie tylko pozwala lepiej wykorzystać przestrzeń, ale ma też dodatkowe zalety – dostęp do obiektu będzie można łatwo kontrolować, gdyż wejścia doń prowadzą jedynie przez kładki. Poza tym zawsze można go szybko zamienić w dom studencki, tani hotel czy schronisko dla azylantów.

Wojciech Górka

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)