Płaczą i nie mogą uwierzyć - posłowie o ofiarach
Politycy, którzy nie byli na pokładzie samolotu prezydenta, który rozbił się w Smoleńsku, są w szoku. Nie wierzą, że mogło dojść do takiej tragedii. - Nie wiem co powiedzieć - mówi Wirtualnej Polsce Marek Migalski z PiS - partii, której wielu czołowych przedstawicieli zginęło. - Siedzę i płaczę - dodaje posłanka SLD.
10.04.2010 | aktual.: 12.04.2010 11:01
- To jest największa tragedia, która wydarzyła się w Polsce - mówi Migalski, poseł Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS. - W historii Polski, jeszcze coś tak strasznego się nie wydarzyło. Musimy to przeżyć, aby Polska ucierpiała jak najmniej. To wielki egzamin dojrzałości nie tylko dla klasy politycznej, ale również dziennikarzy. Musimy stanąć na wysokości zadania - przyznaje europoseł.
Marek Migalski nie wybierał się na obchody katyńskie, ale przyznaje, że zna wielu, którzy mieli lecieć, ale w ostatniej chwili nie zdążyli na samolot lub coś im wypadło. - Wszyscy ci, którzy nie zdążyli na ten feralny lot, powinni przemyśleć swoje życie.
Polityk pytany, czy w związku z tą katastrofą grozi nam paraliż, mówi: - Nie powinniśmy obawiać się o chaos. Politycy wszystkich partii z pewnością zjednoczą się ponad podziałami. Tym samym dadzą sygnał Polakom, że kraj przetrwa - podsumowuje Migalski.
"Miałem lecieć, ale ustąpiłem koledze. Marzył o locie do Katynia"
Jednym z posłów, którzy wybierali się na obchody i mieli lecieć samolotem prezydenckim był Stanisław Żelichowski z PSL. - Było wielu chętnych, którzy chcieli lecieć do Katynia. Ja byłem jednym z nich, ale w ostatniej chwili zamiast mnie poleciał mój kolega (Wiesław Woda - przyp.red.), wobec którego miałem zobowiązania. Lot na uroczystości, była dla niego prawdziwą nagrodą, wyróżnieniem. Nigdy nie był w Katyniu - opowiada Żelichowski.
Czy Polska podźwignie się z narodowego dramatu? Żelichowski nie ma złudzeń: - Przeżyliśmy wiele klęsk, których inne narody by nie przeżyły. Mam nadzieję, że poradzimy sobie również z tym - mówi poseł.
Inny europoseł, Tadeusz Cymański z PiS, również nie kryje emocji. - Głos mi się łamie, nie wiem co powiedzieć. Najlepszym komentarzem jest milczenie - mówi Cymański, którego wielu partyjnych przyjaciół zginęło. - Lech Kaczyński, Szczygło, Gosiewski, Wassermann, Putra... jeszcze nie wierzę. To byli ludzie tak energiczni, pełni życia - mówi Cymański. - To gigantyczna tragedia, która pokazuje, jak kruche jest ludzkie życie i jak niezbadane są wyroki boskie - akcentuje Cymański.
Cymański podkreśla, że to zły moment, aby mówić co dalej. - Czas na zadumę, modlitwę, solidarność z rodzinami zmarłych, bo to przede wszystkim ich dramat - mówi Cymański.
- Siedzę i płaczę - krótko komentuje Katarzyna Piekarska, posłanka SLD, partyjna koleżanka tragicznie zmarłych: Jolanty Szymanek-Deresz, Izabeli Jarugi-Nowackiej oraz Jerzego Szmajdzińskiego. - Kiedy dziś włączyłam telewizor, aby zobaczyć co się dzieje, właśnie odsłuchiwałam wiadomości nagrane na poczcie głosowej. Pierwszą osobą, która mi się nagrała był właśnie Jurek. Opowiadał o planach na kampanię wyborczą. Pewnie byłam jedną z ostatnich, które usłyszały jego głos. Natomiast z Jolą chciałam się spotkać w przyszłym tygodniu, miałyśmy pracować nad projektem ustawy o związkach partnerskich. Już nie zdążymy... Patrząc na pasek z nazwiskami przesuwający się w telewizji, nie mogę uwierzyć, że oni nie żyją - mówi Katarzyna Piekarska.
"Jurek miał w piątek urodziny, mieliśmy iść na kawę"
Posłanka wspomina, że Szmajdziński był "prawdziwym mężem stanu". Jak dodaje, SLD długo zastanawiała się nad wyborem delegacji, która miała reprezentować partię podczas obchodów katyńskich. - Wybraliśmy, podobnie jak inne partie, prawdziwą "śmietankę" - podkreśla Piekarska. Również poseł Żelichowski wspomina Jerzego Szmajdzińskiego. - Jurek miał w piątek urodziny, umawialiśmy się na kawę w przyszłym tygodniu - przypomina sobie poseł.
Zdaniem Piekarskiej skład, który poleciał na uroczystości do Rosji, powinien dać politykom do myślenia. - Trzeba się zastanowić, czy procedury związane z lotami przedstawicieli tak wysokiego szczebla są właściwe. Zastanawiające jest, że tyle wybitnych postaci leciało jednym samolotem - podkreśla posłanka i przypomina ostatni głośny wypadek lotniczy, w którym poszkodowany został ówczesny premier - Leszek Miller.
Do wypadku doszło 4 grudnia 2003 roku, kiedy wojskowy śmigłowiec Mi-8 z 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego uległ awarii pod Piasecznem. W wyniku katastrofy 14 osób zostało rannych - sekretarz stanu Aleksandra Jakubowska, dwóch pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, 5 oficerów Biura Ochrony Rządu, 3 pilotów, lekarz i stewardessa.
W katastrofie samolotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego Tupolew 154-M, który rozbił się w Smoleńsku zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska