PolskaPlacido Domingo doktorem hc Akademii Muzycznej w Warszawie

Placido Domingo doktorem hc Akademii Muzycznej w Warszawie

Słynny tenor Placido Domingo otrzymał tytuł doktora honoris causa Akademii Muzycznej w Warszawie.

08.06.2003 15:10

"Moim podstawowym celem dzisiaj, gdy skończyłem 60 lat, jest nie śpiew, ale praca na rzecz zachowania pewnej ciągłości życia scenicznego i operowego. Dlatego zająłem się przekazywaniem młodym ludziom tego, co zebrałem przez 40 lat pracy scenicznej" - powiedział Placido Domingo po odebraniu z rąk rektora, prof. Ryszarda Zimaka, dyplomu honoris causa.

Dziękując m.in. Radzie Wydziału Wokalnego, Senatowi Akademii oraz ministrowi kultury Waldemarowi Dąbrowskiemu za inicjatywę przyznania mu tego tytułu, słynny tenor powiedział, że jest dumny, iż znalazł się w gronie doktorów honoris causa Akademii Muzycznej w Warszawie - mieście, w którym nigdy jeszcze nie miał okazji zaśpiewać.

"Będę mógł to naprawić w październiku 2003 r., gdy zaśpiewam rolę w 'Walkirii' Richarda Wagnera w Operze Narodowej" - zaznaczył Domingo.

Domingo przyleciał do stolicy we wtorek. Uczestniczył m.in. w próbach do spektaklu "La Rondine" ("Jaskółka"). Ponowna wizyta przewidziana jest na październik, kiedy to artysta wystąpi w Operze Narodowej jako Siegfried w "Walkirii" Wagnera.

Urodzony w 1941 r. Placido Domingo, hiszpański tenor i dyrygent, występuje na scenach operowych całego świata od ponad 30 lat. W swoim repertuarze ma ok. 80 tenorowych partii z różnych dzieł operowych.

W dzieciństwie marzył o karierze piłkarza lub torreadora, ale gdy jego rodzice - gwiazdy hiszpańskiej operetki - zauważyli, że chłopiec dobrze śpiewa i jest obdarzony znakomitym słuchem muzycznym, wysłali go na naukę muzyki. W wieku 9 lat wygrał swój pierwszy konkurs śpiewaczy.

Jako 16-latek zakochał się z wzajemnością w swej koleżance z klasy fortepianu, z którą ożenił się i porzucił naukę w konserwatorium w Mexico City. Aby utrzymać rodzinę, przyjął posadę śpiewającego pianisty w nocnym lokalu "Le Tivoli" w Mexico City. Grał i śpiewał hiszpańskie piosenki między kolejnymi numerami striptizu. Jego pierwsze małżeństwo rozpadło się po 4 latach.

Chociaż uważał się za barytona, zaangażowano go jako tenora w Operze Narodowej w Meksyku. Jego pierwszą tenorową rolą była partia księcia Mantui w "Rigoletcie" Verdiego.

Zwrot w karierze artystycznej szedł w parze ze zmianami w życiu osobistym. W wieku 21 lat poznał swoją przyszłą żonę Martę - jedną z najlepiej zapowiadających się sopranistek meksykańskich, która zrezygnowała dla niego z kariery artystycznej. Wyjechali razem do Tel Awiwu. W Hebrajskiej Operze Narodowej Placido Domingo zaśpiewał 280 razy. Jego sława rosła. Trzy lata później śpiewał już w Nowym Jorku.

Uwielbiany przez dyrygentów za punktualność, a przez krytyków za bystrość umysłu i brzmienie głosu, Domingo zdobywał coraz większe uznanie. Zaczęły się o niego ubiegać najsłynniejsze opery świata. Artysta przestrzegał jednak zasady, że śpiewa lub nagrywa operowe role jedynie 70 razy w ciągu sezonu.

Artysta jest znany z poczucia humoru i dystansu wobec swojej sławy. Potrafił któregoś dnia stanąć w przebraniu żebraka na jednej z frankfurckich ulic i śpiewać, zbierając fenigi do kapelusza. Podobno tego dnia nie uzbierał ich wiele. O jego honorariach mówi się, że sięgają 250 tys. dolarów za koncert. Wspomina się też krocie zarabiane na nagraniach płytowych i programach telewizyjnych. Słynny tenor chętnie jednak dzieli się pieniędzmi z potrzebującymi, biorąc udział w imprezach charytatywnych.

Placido Domingo wystąpił w filmach "Traviata" Zefirellego i "Carmen" Rossiego. O jego umiejętnościach głosowych i dobrej kondycji świadczy fakt, że w transmisji telewizyjnej "Toski" w Rzymie zaśpiewał partię Cavaradossiego wśród antycznych ruin o godz. 6.00 rano.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)