Piskorski idzie na wojnę z Platformą Obywatelską
Paweł Piskorski idzie na wojnę z Platformą
Obywatelską. Pierwszą bitwą mają być wybory prezydenckie w
Warszawie. Do startu w nich eurodeputowany chce namówić Andrzeja
Olechowskiego - pisze "Życie Warszawy".
05.05.2006 | aktual.: 05.05.2006 07:15
To, że Piskorski chce założyć własną partię, jest już praktycznie przesądzone. By jednak mogła ona na dłużej zakotwiczyć na politycznej scenie, potrzeba jej wejścia smoka - uważa "ŻW".
Zagwarantować ma je Andrzej Olechowski. Według ludzi z najbliższego otoczenia Piskorskiego, miałby on być wyborczą lokomotywą nowej formacji. Chcemy, by został naszym kandydatem w wyborach prezydenckich w Warszawie. Będziemy go do tego namawiać - przyznaje "ŻW" jeden z najbliższych współpracowników eurodeputowanego.
W tym "namawianiu" z pewnością pomogą świetne relacje Piskorskiego z Olechowskim. Mimo że ich polityczne drogi rozeszły się kilka lat temu, nie jest tajemnicą, że obaj panowie do dziś pozostają przyjaciółmi. Oprócz zażyłości, łączy ich jeszcze jedno. Obaj mają uraz do obecnego kierownictwa PO. Przyczyną odejścia Olechowskiego z partii był przecież ostry konflikt z Janem Rokitą - przypomina "ŻW".
Jeszcze większy żal do kierownictwa ma Piskorski, który tydzień temu z hukiem wyleciał z Platformy. Nie chce jednak zdradzić, w jaki sposób zamierza się odegrać. Za wcześnie, by mówić o szczegółach. Mogę tylko powiedzieć, że Tusk jest sam sobie winien. Przecież ze ścisłego grona założycieli partii nikogo już przy nim nie ma - zaznacza Paweł Piskorski.
Odpowiedź na pytanie o szanse na największy polityczny come back 2006 roku poznamy dopiero za tydzień. Olechowski wyjechał bowiem na wakacje i kontaktu z nim nie ma nawet Piskorski - zaznacza dziennik.
Zdaniem gazety, poszukiwania znanych twarzy, które mogłyby wesprzeć formację Piskorskiego, nie kończą się na Olechowskim. Ludzie z jego otoczenia nieoficjalnie przyznają, że do współpracy chcieliby namówić m.in. Leszka Balcerowicza, który za pół roku przestanie pełnić funkcję prezesa NBP.
Pojawiają się także nazwiska dwóch ministrów z rządu Kazimierza Marcinkiewicza: Zyty Gilowskiej oraz Zbigniewa Religi. Pierwsza z nich kręci nosem na wejście Samoobrony do koalicji. Poza tym, podobnie jak Piskorski, rozstawała się z Platformą w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Z kolei Religa od zawsze miał polityczne ambicje, ale brakowało mu partyjnego zaplecza. Tę lukę miałaby wypełnić właśnie nowa formacja Pawła Piskorskiego. (PAP)