PiS przegrywa z PO - jest gorzej, niż cztery lata temu
W 2011 r. przewaga PO nad PiS w sondażach na pół roku przed wyborami jest większa niż w analogicznym okresie cztery lata temu. Eksperci są jednak ostrożni w wyciąganiu z tego wniosków o pewnym zwycięstwie partii rządzącej.
W kwietniu 2007 roku, na sześć miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, PO uzyskiwała w sondażach różnych ośrodków badawczych średnio 31-procentowe poparcie, a PiS - 22,5-procentowe. W październikowych wyborach 2007 roku PO i PiS uzyskały odpowiednio - 41,5% i 32,1%. Obecnie - na pół roku przed wyborami - PO może liczyć w badaniach opinii publicznej średnio na 38% głosów, a PiS - na 25%. Takie są uśrednione wyniki pięciu głównych ośrodków badawczych.
W kwietniu 2007 r. PO w różnych sondażach miała poparcie od 27,4% (Pentor), do 35% (GFK Polonia). Tymczasem obecnie wyniki wahają się od 32% (CBOS) do 50% (GFK Polonia).
Z kolei PiS przed czterema laty mogło liczyć na poparcie od 17,8% (Pentor) do 25% (GFK Polonia). Teraz oddanie głosu na PiS deklaruje od 23% (CBOS) do 30% (GFK Polonia) ankietowanych.
Także inne partie mają dzisiaj lepsze notowania niż przed czterema laty. Koalicja Lewica i Demokraci w kwietniu 2007 r. uzyskiwała w sondażach średnio 12%, a PSL - 5%. Ostatecznie w wyborach partie uzyskały odpowiednio - 13% i 9 proc. Tegoroczne, kwietniowe badania dają SLD średnio 15 proc., a ludowcom - 6 proc.
Politolog Aleksander Smolar uważa, że porównywanie sondaży i wyciąganie z nich jakichkolwiek wniosków nie ma dziś za bardzo sensu. Jego zdaniem, obecna sytuacja polityczna w Polsce jest bardzo dynamiczna, a do tego jest wiele czynników, które mogą radykalnie zmienić przyszłe nastroje społeczne. Wśród nich wymienił m.in. sytuację gospodarczą i sprawę katastrofy smoleńskiej.
- Sytuacja gospodarcza w Polsce w wyniku różnych tendencji globalnych może w niekorzystny sposób wpłynąć na wyniki PO, jednocześnie podnosząc wyniki PiS i SLD. Także sprawa smoleńska, zależnie od wyniku prac polskiej komisji ministra Jerzego Millera i prokuratury, może w istotny sposób wpłynąć na notowania tych obu partii - powiedział Smolar.
Istotną kwestią, która będzie miała wpływ na ostateczny wynik wyborów jest - według Smolara - także mobilizacja wyborców. Jego zdaniem można ostatnio zauważyć pewne tendencje demobilizacyjne wśród wyborców PO. Jak zaznaczył, m.in. krytyczne wobec PO deklaracje celebrytów mogą oddziaływać na zachowanie wyborców.
Zdaniem politologa, trudno dzisiaj ocenić jaki będzie rzeczywisty poziom mobilizacji, ale na pewno osłabło w ostatnim czasie, sprzyjające Platformie, poczucie zagrożenia ze strony PiS. - Ludzie mogą ponadto uważać, że PiS i tak nie przejmie władzy, gdyż nie będzie w stanie wejść z żadną inna partią w koalicję i w związku z tym można bezpiecznie okazać swoje niezadowolenie wobec PO - stwierdził.
Dlatego, według Smolara, dziś już nie jest takie pewne, że PO będzie pierwszą partią po 1989 r., która stworzy rząd na kolejną kadencję. - To prawda, że nasza scena polityczna jest obecnie dużo stabilniejsza, ale dzisiaj przewaga i pewność sukcesu PO uległy osłabieniu - dodał.
Również socjolog z UJ dr Jarosław Flis uważa, że obecnie notowania ugrupowań zdają się być bardziej stabilne, niż cztery lata temu, a to dzięki temu, że nie ma atmosfery kryzysu, czy rozchwiania politycznego; brak jest również konfliktu na linii prezydent-premier. - Rewolucji nie ma się co spodziewać, ale będziemy mieli do czynienia ze zwycięstwem raczej na punkty niż nokaut - powiedział Flis.
Wprawdzie dopuszcza on scenariusz, że Platforma wygra wybory i jako pierwsza partia po 1989 roku obejmie drugi raz z rzędu stery władzy, zastrzega jednak, że nie jest to przesądzone.
Flis przypomniał, że w czasie rządów obecnej koalicji doszło do bardzo poważnego światowego kryzysu gospodarczego, katastrofy smoleńskiej, wielkiej powodzi i wyborów prezydenckich, a mimo to notowania partii rządzącej nie spadły. - Były cztery czynniki, które zwykle jakoś tam wpływały na kształt sceny politycznej, a obecne sondaże są bardzo zbliżone do tych sprzed 15 miesięcy - podkreślił.
Jego zdaniem, wszystko to wskazuje, że jesienna kampania wyborcza będzie bardzo wyrównana. - Możemy się spodziewać bardzo niepewnego wyniku, ale nie w sensie takim, żeby doszło do rewolucji i wszystko się nam wywróciło na druga stronę, ale drobne przesunięcia mogą zmienić zwycięzcę - ocenił Flis.
Według niego, PSL spokojnie czeka na październikową elekcję, ponieważ wybory samorządowe utwierdziły polityków tej partii w przekonaniu, że poparcie rośnie im samo. Ludowcy zdobyli zaskakujące, trzecie miejsce w wyborach do sejmików województw, uzyskując ponad 15% głosów.
Lewica natomiast - jego zdaniem - ma dużo większe aspiracje niż obecne poparcie. Socjolog zaznaczył, że obecnie SLD ma lidera, który startuje w wyborach, w przeciwieństwie do 2007 r., gdy główną twarzą kampanii był Aleksander Kwaśniewski.