PiS może wyraźnie wygrać - sondaże znów się mylą?
Zarówno Platforma, jak i PiS nadal mają szansę na wyraźne wygranie wyborów. Przy wyrównanym poparciu w sondażach, większe szanse na zwycięstwo ma partia Kaczyńskiego. - Wydaje mi się to niemal pewne. W tym momencie to Prawo i Sprawiedliwość ma 2, 3 czy może nawet więcej punktów procentowych przewagi - mówi dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW. Nawet wyraźna wygrana może nie wystarczyć zwycięzcy do objęcia rządów, o tym kto zostanie premierem, zdecydują mniejsze partie. Według sondaży, w sejmie może znaleźć się aż 6 ugrupowań.
04.10.2011 | aktual.: 05.06.2012 15:25
Przeczytaj też: Zaskakujące wyniki sondażu, to może być manipulacja?
W sondażach przeprowadzonych w ciągu ostatniego tygodnia przez Homo Homini i SMG/KRC, Platforma otrzymywała 31-35% poparcia, PiS 22-29%, a SLD 6-13%. Niemal dokładnie tak samo wyglądało poparcie w badaniach sondażowych przeprowadzonych na dwa tygodnie przed wyborami w 2005 i 2007 roku. Cztery lata temu sondaże różniły się od wyniku wyborów o 2,5-6,5 punktów procentowych w przypadku PO i o 2-3 punktów procentowych w przypadku PiS. Wynik partii Donalda Tuska okazał się wyraźnie lepszy od poparcia w sondażach, rezultat ugrupowania Kaczyńskiego był z nimi niemal identyczny. W 2005 roku różnica między sondażami, a wynikiem wyborów była znacznie większa, w przypadku PO wynosiła 4,5-10 punktów procentowych, a w przypadku PiS 4-7. Obie największe partie uzyskały wtedy wynik gorszy, niż wskazywały na to badania.
Na wybory pójdzie mniej niż 13 mln osób
Według Instytutu Badania Opinii Homo Homini, poparcie dla obu największych partii jest zbliżone. 29 września Instytut napisał na Twitterze: "No i stało się. Dzisiaj po raz pierwszy w naszych sondażach od rozpoczęcia kampanii wyborczej notowania PO i PiS się zrównały". Sondaż nie został jeszcze opublikowany, o podobnych wynikach badań robionych na zlecenie partii, mówią również ich liderzy. Zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Donald Tusk przyznają, że obie partie dzieli niewielka różnica. Zdaniem Rafała Chwedoruka, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, wyrównane poparcie w sondażach oznacza, że na prowadzeniu tak naprawdę jest PiS. - Wydaje mi się to niemal pewne. W tym momencie to Prawo i Sprawiedliwość ma 2, 3 czy może nawet więcej punktów procentowych przewagi. Dla Platformy publikacja takiego sondażu byłaby bardzo korzystna, ponieważ mogłaby zmobilizować obrzeża elektoratu tej partii - tych wyborców, którzy są motywowani raczej antypisowsko, niż sympatią do Platformy Obywatelskiej - wyjaśnia dr
Chwedoruk.
W 2007 roku na Platformę Obywatelską zagłosowało 6,7 mln Polaków, PiS zdobył przychylność 5,2 mln wyborców. Z analizy deklaracji udziału w wyborach, w badaniach przeprowadzonych przez CBOS wynika, że frekwencja w tym roku wyniesie nie więcej niż 47%, a w pesymistycznym wariancie nawet mniej niż 40%. To oznacza, że zamiast 16,1 mln głosujących, do urn może pójść nawet o 3-4 mln osób mniej, czyli tyle, co w roku 2005 (zobacz prognozę frekwencji w wyborach). O zwycięstwie w wyborach może więc zdecydować mobilizacja własnego elektoratu. Przy tak wyrównanych wynikach w sondażach, każda z tych partii może wygrać z wyraźną przewagą, ale nawet to może nie wystarczyć, aby stworzyć rząd.
Moda na Palikota
Zarówno w 2005, jak i w 2007 roku małe partie osiągnęły w wyborach wynik znacznie wyższy od poparcia wskazywanego przez badania sondażowe. Różnica nie była jednak większa niż 5 punktów procentowych. Przy tak niskim poparciu, na podstawie sondaży nie można wskazać nawet, czy partia wejdzie do sejmu. Może to oznaczać, że po najbliższych wyborach w sejmie mogą się znaleźć zarówno trzy, jak i sześć partii, właśnie najmniejsze z nich mogą dać swoim większym konkurentom koalicyjną większość w sejmie i to one zdecydują, z kim chcą utworzyć rząd.
Według sondaży z ostatniego tygodnia, szanse na wejście do sejmu ma Ruch Palikota z poparciem 6-7% oraz PJN, który wskazuje 2-5% badanych. Janusz Palikot zanotował wzrost poparcia dopiero w ostatnich tygodniach, wcześniej badania poparcia dla partii politycznych nie dawały mu żadnych szans na wejście do sejmu. Popierający Palikota mogą się jednak znaleźć wśród osób, które nie pójdą na wybory. - Nikt nie jest w stanie powiedzieć, jakie jest realne poparcie dla tej partii, ponieważ jest to ugrupowanie, które pojawiło się trochę w ostatniej chwili i ma najprawdopodobniej największe poparcie wśród ludzi najmłodszych, a więc takich, którzy nie tak często chodzą na wybory, są zmienni w sympatiach i skłonni do deklarowania ponadstandardowego poparcia dla ekstrawaganckich radykałów, w stylu Korwin-Mikkego, co później niekoniecznie znajduje odzwierciedlenie przy urnach - mówi dr Rafał Chwedoruk.
Chwilowa sympatia niezadowolonych z obecnego rządu może okazać się niewystarczająca dla Palikota, aby zaistnieć na dłużej na scenie politycznej. - Jest to często głos trochę protestu, trochę młodzieżowego wygłupu i trudno tak naprawdę na serio zweryfikować to poparcie. Dodajmy jeszcze fakt, iż partia Palikota nie ma właściwie programu. W internecie możemy znaleźć treści mało interesujące dla opinii publicznej, albo jawne absurdy, typu wprowadzenie podatku liniowego i zrównoważenie budżetu państwa w dwa lata. Dodajmy do tego, że partia ta nie ma realnych, zakorzenionych struktur terenowych i nie wiadomo, kto jest na jej listach. Poza jednym dziennikarzem muzycznym, nie ma tam w zasadzie żadnych znanych nazwisk, które byłyby w okolicy głównego nurtu życia politycznego w Polsce - zauważa dr Chwedoruk. Wirtualne poparcie PJN
O wejście do sejmu nadal walczy również PJN, sondaże dające tej partii 2-5% poparcia na dwa tygodnie przed wyborami są na tym samym poziomie, co odsetek osób, które deklarowały głosowanie na PSL w roku 2005, ostatecznie Ludowcy otrzymali 6,96% głosów. Większość sondaży wskazywała wtedy niższe poparcie również dla Samoobrony i SLD.
W przeciwieństwie do Ruchu Palikota, PJN ma dużo większe wsparcie mediów, komentarze polityków tej partii możemy często oglądać w telewizji, a jej reprezentanci są zapraszani na wszystkie debaty. W niewielkim stopniu przekłada się to na poparcie w sondażach. Zdaniem dr. Chwedoruka, wynik w wyborach może być jeszcze niższy niż poparcie w badaniach sondażowych. - Odnoszę wrażenie, że partia ta od początku była bardziej produktem mediów i sympatii wielu dziennikarzy do idei PO-PiS-u - partii umiarkowanej w światopoglądowym konserwatyzmie i radykalnej w liberalizmie gospodarczym. Była też "biczem" na nielubiany przez wielu publicystów i komentatorów PiS. Stąd moim zdaniem trudno spodziewać się po tej partii wejścia do sejmu. To, że od czasu do czasu PJN wyskoczy w jakimś sondażu ponad 2%, jest raczej właśnie pochodną częstotliwości obecności tej partii w mediach, nadreprezentacji w przekazie medialnym w stosunku do realnego znaczenia, a nie rzeczywistej siły. Śmiem twierdzić, że gdyby w wyborach startował sam
Korwin-Mikke, to miałby dużo większe szanse od PJN, może nie na 5%, ale na 3%, które daje partiom oddech organizacyjno-finansowy.
Korwin-Mikke walczy do końca i odbiera głosy
W sondażu SMG/KRC 4% poparcia otrzymała też Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikke. Mimo że partia ta mogła wystawić listy tylko w połowie okręgów, mobilizacja wyborców Korwin-Mikkego może osłabić dwie największe partie. W 2005 roku jego partia otrzymała 186 tys. głosów (1,57%), a w 2007 roku Komitet Wyborczy Ligi Polskich Rodzin, z którego startował m.in. Korwin-Mikke otrzymał 209 tys. głosów (1,3%). Po tym, jak PKW odmówiła partii rejestracji list w połowie okręgów, szanse Nowej Prawicy na wejście do sejmu są czysto teoretyczne.
- To bardzo ciekawa sytuacja i nie pierwsza w ostatnich miesiącach w Polsce, która może podważyć naszą wiarę w jakość polskiej demokracji. Trudno zrozumieć powody i motywy niezarejestrowania tej listy. Warto zauważyć, że w 2010 roku Janusz Korwin-Mikke poparł w II turze Jarosława Kaczyńskiego, ale dwie trzecie jego wyborców zagłosowało na Bronisława Komorowskiego. To znaczy, że paruset tysięczny niemal personalny elektorat Korwin-Mikkego to osoby socjologicznie bliższe wyborcom Platformy Obywatelskiej, więc beneficjentem obecnej sytuacji, chociaż tylko w minimalnym stopniu, jest PO. Partia Korwin-Mikkego nie mogąc konkurować na normalnych warunkach w wyborach, moim zdaniem nie osiągnie żadnego rezultatu, który byłby zauważalny i istotny dla całości. Gdyby listy Nowej Prawicy były zarejestrowane w całej Polsce, to rzeczywiście Platforma musiałaby odliczyć sobie kilkadziesiąt tysięcy głosów - twierdzi dr Chwedoruk, przyznaje jednak, że gdyby Nowa Prawica miała komplet list wyborczych i mogła prowadzić normalną
kampanię, wynik partii w wyborach mógłby przekroczyć 3%.
Jeśli tak, jak w ubiegłych latach, wyborcy częściej przyznają się ankieterom do głosowania na dwie największe partie, a w wyborach znów zagłosują na ich mniejszych konkurentów, to wszystkie te partie, a także PSL, mogą liczyć na wynik o kilka punktów procentowych lepszy, niż wskazywane w sondażach poparcie dla tych partii. - Spiskowa teoria dziejów, którą można znaleźć w internecie twierdzi, że sondażownie są stronnicze politycznie i publikują sondaże deformujące realne poparcie, żeby zmienić coś na korzyść partii, z którymi są związane, a dopiero przed wyborami rozpoczyna się proces urealniania sondaży. Mówiąc jednak całkiem poważnie, struktury zaplecza politycznego tych ugrupowań są inne, niż np. Platformy Obywatelskiej. Często są to osoby słabiej zsocjalizowane politycznie i mieszkające poza największymi aglomeracjami. W przypadku PSL, kiedyś Samoobrony, dziś również Prawa i Sprawiedliwości, mamy bardzo wielu mieszkańców wsi, małych miasteczek, do których trudniej dotrzeć, są to osoby bardziej nieufne
wobec instytucji publicznych. Do tego dochodzi element obawy przed ujawnieniem swoich preferencji oraz do deklarowania poparcia dla najbardziej mainstreamowej partii na którą "wypada" głosować, dziś jest nią Platforma, a w latach 90. była to Unia Wolności. Ta grupa wyborców ujawnia swoje rzeczywiste poglądy dopiero przy urnach wyborczych. W dalszym ciągu zjawisko to jest widoczne we wszystkich ostatnich elekcjach. To stara prawidłowość, w polskiej polityce, że ugrupowania liberalno-centrowe bardzo często są przeszacowane, natomiast SLD i konserwatywna, "prowincjonalna" prawica, która obecnie utożsamiana jest z częścią PiS, są niedoszacowane, zatem nihil novi w polskiej polityce - konkluduje dr Chwedoruk.
Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska