Zaskakujące wyniki sondażu, to może być manipulacja?
Publikowane w tym samym tygodniu sondaże, dające tej samej partii poparcie różniące się kilkunastoma punktami procentowymi skłania część wyborców i polityków do stwierdzenia, że są oszukiwani przez media i firmy badawcze, a same sondaże są narzędziem manipulacji. Dlaczego kosztujące nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych sondaże mogą dawać tak rozbieżne wyniki?
26.08.2011 | aktual.: 05.06.2012 15:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
13,8% - tyle wyniosła różnica między poparciem wskazywanym dla PO w dwóch różnych sondażach opublikowanych w ciągu jednego tygodnia przez dwie różne firmy. Pierwsze z badań zostało przeprowadzone między 11 a 16 sierpnia przez GFK Polonia dla "Rzeczpospolitej", Platforma Obywatelska cieszy się według tego sondażu poparciem 48% respondentów, PiS 30%, a SLD i PSL odpowiednio 11 i 5%, osoby niezdecydowane na kogo głosować stanowiły w tym badaniu 19%. 19 sierpnia na zlecenie Polskiego Radia badania przeprowadził Instytut Badania Opinii Homo Homini. Według wyników tego sondażu, PO cieszyło się tego dnia poparciem 34,2% badanych, na PiS zagłosowałoby 25% wyborców, a na SLD i PSL 14,5 i 7,2% osób. 14,8% biorących udział w sondażu to osoby niezdecydowane.
Kilkanaście tysięcy złotych za najtańsze badanie
Ile kosztuje sondaż polityczny? Firmy realizujące badania nie chcą zdradzać swoich cen, zwykle jest to od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Cena zależy m.in. od techniki wybranej do przeprowadzenia badania, stopnia jego złożoności, ilości pytań zadawanych respondentom, sposobu doboru próby (respondentów do udziału w sondażu), a także od terminu realizacji badania.
- Wywiady w domach respondentów są droższe, ale nie jest to wielokrotność ceny wywiadu telefonicznego. Najwięcej kosztują badania exit poll, przeprowadzane przy lokalach wyborczych w dniu głosowania, mogą kosztować nawet ponad milion złotych. W warunkach polskich głównym źródłem kosztów, stanowiącym co najmniej 80% ceny jest realizacja badania. W przypadku sondaży politycznych marże firm badawczych są bardzo niskie - informuje Kuba Antoszewski z firmy Millward Brown SMG/KRC.
Nie wszystkie sondaże powinno się publikować?
Po ubiegłorocznych wyborach prezydenckich, gdy niektóre sondaże pomyliły się nawet o kilkanaście procent, dając niekiedy ponad 50% poparcia Bronisławowi Komorowskiemu już w I turze, Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku zleciła grupie naukowców przygotowanie raportu oceniającego metodologię przedwyborczych sondaży. Na czele zespołu stanął prof. Henryk Domański, dyrektor Instytutu Socjologii i Filozofii PAN. Opublikowany w styczniu bieżącego roku raport wskazał błędy popełnione podczas badań. Jak zaznaczał wówczas prof. Domański, firmy nie chciały zdradzać wszystkich szczegółów prowadzonych badań, uznając je za tajemnicę handlową. Dotyczyło to m.in. odsetka respondentów z wylosowanej próby, którzy rzeczywiście wzięli udział w badaniu. Według autorów raportu, w niektórych sondażach odsetek realizacji badania mieścił się w granicach 10-20% co oznacza, że 80-90% osób wytypowanych do udziału w sondażu, odmówiła udzielenia odpowiedzi lub ankieterom nie udało się do nich dotrzeć.
- Przy realizacji próby na poziomie 10-20 % nie powinno się w ogóle publikować wyników takich badań. To prawda, że poziom realizacji prób losowych zmniejsza się w ostatnich latach. Trudno temu zapobiec w badaniach kwestionariuszowych, jeżeli są to badania wykonywane periodycznie i muszą być przeprowadzone w krótkim okresie. W badaniach, w których okres zbierania danych jest dłuższy, można zwiększyć poziom realizacji próby nawet do 70%, na przykład płacąc ankieterom dodatkowo za wielokrotne próby dotarcia do respondentów - wyjaśnia dr Tadeusz Szawiel z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Konkurencja na rynku i coraz wyższe wymagania zleceniodawców badań wymuszają na firmach wykonywanie coraz tańszych sondaży w coraz krótszym czasie. Firmy podejmują się realizacji takich badań mimo, że należące do nich zespoły ankieterów nie są w stanie rzetelnie ich wykonać. - Jeśli badanie musi być zrealizowane w ciągu kilku dni, to ankieter nie ma szans dotrzeć pod wskazany adres wielokrotnie - mówi dr Tadeusz Szawiel. Wśród najważniejszych czynników wpływających na niedostateczną realizację próby, dr Szawiel wymienia odmowy udzielenia wywiadu, trudność zastania respondenta w domu oraz nieaktualne dane. - Respondent może już nie mieszkać pod wskazanym adresem, mieszkać w innym miejscu niż jest zameldowany. Dane operatu (bazy danych osób - przyp. red.), z którego się losuje, nie są aktualizowane na bieżąco - twierdzi dr Szawiel.
Tych partii sondaże nie lubią
Niski odsetek realizacji badania zakłóca jego reprezentatywność, czego efektem są znaczące różnice między prognozowanym poparciem dla poszczególnych partii lub kandydatów. W ubiegłorocznych wyborach prezydenckich wszystkie sondaże prognozowały niższe poparcie dla jednego kandydata. - Ewidentnie wynik Jarosława Kaczyńskiego był w sondażach przedwyborczych niedoszacowywany, a Bronisława Komorowskiego przeszacowywany. Działo się tak niezależnie od tego, z jaką firmą sondażową mieliśmy do czynienia - mówił w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" prof. Henryk Domański, po publikacji raportu sporządzonego na zlecenie OFBOR.
Niedoszacowanie może wynikać z nieprzyznawania się do głosowania na jakiegoś kandydata lub partię przez część wyborców, a także z większej trudności dotarcia do niektórych grup respondentów. Dlatego partie polityczne cieszące się większym poparciem na wsi mogą osiągać wyższe wyniki w wyborach, niż wskazywały na to sondaże. Przedstawiciele niedoszacowanych partii wykorzystują błędy w badaniach jako dowód na nierzetelność sondaży lub nawet na manipulację nimi. Ten argument wysuwają między innymi partie znajdujące się poniżej progu wyborczego, których poparcie kształtuje się na granicy błędu statystycznego. Taką opinię przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku zaprezentował Waldemar Pawlak. Kandydat na prezydenta tłumaczył niskie poparcie w sondażach tym, że "są one robione na życzenie zamawiającego". Aby pochwalić się lepszymi wynikami, niektóre partie same zamawiają sondaże, w których wypadają lepiej.
- Robimy dużo badań na ulicach. Ostatnio w Ciechanowie na próbie 600-800 osób. 1000 osób badaliśmy w Warszawie. W takich badaniach dostajemy zwykle 8-10%. Podobny był wynik ogromnego sondażu telefonicznego, który zrobiło nasze call center, choć można mu zarzucić, że przedstawiali się, że dzwonią z Ruchu Palikota. Jak Homo Homini zmieniło na naszą prośbę kolejność pytań, to poparcie skoczyło nam na 4%. Ciekawe, że Korwin-Mikke miał jeszcze więcej. We wszystkich sondażach jest dobre 20% ludzi niezdecydowanych, których głosy są zwykle rozdzielane między najsilniejsze partie - mówił w połowie lipca Janusz Palikot w wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej".
- Ugrupowania, które cieszą się zainteresowaniem opinii publicznej są uwzględniane w liczących się badaniach, np. PJN czy Ruch Palikota są regularnie uwzględniane, nie może być mowy o żadnym pomijaniu. To, że uzyskują wyniki w okolicach 1% oznacza, że takie właśnie mają deklarowane poparcie w tych badaniach. Mowię o badaniach na ogólnokrajowych reprezentatywnych próbach - wyjaśnia dr Tadeusz Szawiel. "Nie wiem" - druga siła polityczna
Celem sondaży jest wskazywanie aktualnych nastrojów politycznych i trendów ich zmian, a nie prognozowanie wyników wyborów. Dokładne przewidywanie przyszłych wyników nie jest możliwe między innymi ze względu na dużą grupę niezdecydowanych wyborców, których opinie mogą zmieniać się bardzo dynamicznie. Według różnych szacunków, wśród Polaków biorących udział w wyborach, od kilkunastu do ponad 30% głosujących podejmuje decyzję dopiero w dniu głosowania lub nawet w lokalu wyborczym. Istnienie tak dużej grupy niezdecydowanych jest jednym z powodów tak wysokich rozbieżności sondaży. W czterech z ośmiu sondaży opublikowanych do tej pory w sierpniu, wskazany odsetek niezdecydowanych wynosił od 27 do 30%. Niektóre firmy nie uwzględniają niezdecydowanych w prezentowanych wynikach badań, ale rozdzielają odpowiedzi udzielone przez tę grupę na poparcie dla poszczególnych partii politycznych, proporcjonalnie do uzyskiwanych przez nie wyników, co dodatkowo pogłębia różnice między sondażami.
- W sytuacji badań społecznych, 10 punktów procentowych to niewielka różnica. Media od pewnego czasu chętnie korzystają z wyników sondaży, podając je z dokładnością do drugiego miejsca po przecinku. Może to sugerować, że mamy do czynienia z jakimś pomiarem porównywalnym z pomiarem ciśnienia, długości lub wysokości. Jeśli ktoś patrzy na wagę łazienkową, która wskazuje np. 85 kg, to znaczy, że waży on dokładnie 85 kg, natomiast w przypadku pomiarów społecznych niestety tak nie jest. Wyniki są obarczone błędem, nie tylko błędem 3%, który się przyjmuje. Badania prowadzone przez różne firmy zawsze będą się trochę różniły, chociażby z powodu technologicznego. Różnice wynikają z dynamiki sytuacji, zastosowanej techniki badania oraz z błędu statystycznego, który jest poddany regułom prawdopodobieństwa - może być mniejszy w przypadku kilku pomiarów z rzędu, a w kolejnym badaniu już relatywnie większy. Różnice pomiędzy pomiarami są całkowicie naturalne, pokazują też dużą dynamikę nastrojów społecznych - wyjaśnia Kuba
Antoszewski.
Który sondaż jest najbardziej wiarygodny?
Według sporządzonego na zlecenie OFBOR raportu na temat sondaży przed wyborami prezydenckimi z 2010 roku, sondaże telefoniczne okazały się bliższe wynikom, niż badania prowadzone bezpośrednio w domach respondentów. Było to zaskoczeniem dla badaczy, ponieważ wywiady prowadzone przez ankieterów twarzą w twarz z respondentami uznaje się za bardziej wiarygodne.
- Wywiad telefoniczny daje w polskich warunkach gwarancję lepszego dotarcia do zróżnicowanych grup społecznych. W Polsce jest bardzo duża grupa osób mobilnych, które trudno zastać w domu. W przypadku wywiadów bezpośrednich, docieramy tylko do osób, które można zastać w określonych godzinach. Wywiady telefoniczne są realizowane zarówno na telefony stacjonarne, jak i na telefony komórkowe. Dzięki temu można dotrzeć do szerszych grup społecznych - mówi Kuba Antoszewski.
Czytając sondaże, należy zwracać uwagę na technikę, za pomocą której pozyskano odpowiedzi respondentów. Najczęściej są to wywiady bezpośrednie i telefoniczne, rzadziej badania przeprowadzane przez internet, których wiarygodność poddawana jest przez socjologów w wątpliwość. - O wnioskowaniu statystycznym możemy mówić tylko w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z reprezentatywną próbą losową. We wszystkich innych sytuacjach nie możemy oszacować prawdopodobieństwa popełnienia błędu i marginesu błędu. Przede wszystkim nie każdy ma dostęp do Internetu. Spośród tych, którzy mają, internetowy kwestionariusz może wypełnić każdy i każdy odmówić. To tak, jakby zapytać przypadkowo wybranych ludzi, ilu z nich lubi czekoladę. Nie można formułować w oparciu o to wniosków, dotyczących szerszych populacji - twierdzi dr Tadeusz Szawiel.
Sceptycznie do sondaży internetowych podchodzi również Kuba Antoszewski z SMG/KRC zaznaczając, że badań prowadzonych przez internet nie należy mylić z zawierającymi jedno pytanie sondami internetowymi. - W warunkach polskich internauci charakteryzują się pewnym skrzywieniem demograficznym, są to ludzie nieco młodsi, niewspółmiernie gorzej reprezentowane w takim badaniu są osoby powyżej 60 roku życia. Jeżeli chcemy robić badanie polityczne, które ma dawać obraz poglądów całego społeczeństwa polskiego, a nie tylko jego fragmentu, to badanie przez internet nie jest w Polsce rekomendowane. Takie badania są jednak tańsze i szybsze w realizacji - mówi Antoszewski.
Najbardziej wiarygodnie i najbliższe rzeczywistym wynikom wyborów są badania exit polls. W dniu wyborów ankieterzy pytają osoby wychodzące z lokali wyborczych, na kogo oddały swój głos. Próba jest w przypadku tych badań znacznie większa, z udziału w badaniu wykluczone są osoby, które nie brały udział w wyborach, czego w pozostałych typach badań nie da się uniknąć. Ponieważ ankieterzy podchodzą do osób, które już zagłosowały, nie ma problemu z grupą osób niezdecydowanych. Badania exit poll mają jednak ogromną wadę - mogą być przeprowadzone wyłącznie w dniu wyborów.
To tylko prognoza
Przy sięgających nawet kilkunastu procent różnicach między sondażami przeprowadzonymi w tym samym tygodniu, uznawanie za sukces lub porażkę danej partii zmiany poparcia rzędu 2-3% można uznać za nieporozumienie. - Badanie pokazuje pewien wynik w dniu, w którym zostało przeprowadzone. Specjaliści regularnie obserwujący sondaże i potrafiący przewidzieć, w jaki sposób społeczeństwo reaguje na pewne wydarzenia, mogą formułować prognozy co do przyszłych zmian poparcia lub wyników wyborów. Zawsze jest to jednak tylko prognoza, a nie mówienie, że tak właśnie będzie - twierdzi Kuba Antoszewski.
Źle wykonany, przedstawiony z pominięciem istotnych informacji i źle zinterpretowany sondaż nie obrazuje realnego poparcia dla partii politycznych lub trendów zmian tego poparcia, dlatego może być mylący, a według zwolenników teorii spiskowych, może stać się narzędziem manipulacji. Zamiast opisywać rzeczywistość, przypomina bardzo stary dowcip, popularny w czasach PRL, dotyczący depeszy radzieckiej agencji prasowej TASS, według której: "w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody." W rzeczywistości nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie samochody, a rowery i nie rozdają, ale kradną.
Przeczytaj też: W wyborach będzie można głosować "przeciw wszystkim"?