PolskaPiS może liczyć na ich poparcie

PiS może liczyć na ich poparcie

Z opublikowanego niedawno sondażu SMG/KRC wynika, że w grupie wiekowej 18–24 lata największym poparciem cieszy się PiS, na które chce głosować 29% młodych. Rządząca PO zanotowała wynik o 2 punkty gorszy. Podobnie było w sierpniowym sondażu TNS OBOP. Według niego pośród najmłodszych wyborców PiS może liczyć na poparcie 23%, a PO – na 20%

PiS może liczyć na ich poparcie
Źródło zdjęć: © Thinkstock

27.09.2011 | aktual.: 28.09.2011 11:02

Poparcie młodych dla PO wydawało się dotychczas czymś oczywistym. W końcu to dzięki mobilizacji „młodych wykształconych z dużych miast” udało się Platformie wygrać w roku 2007. Doprawdy, trudno było sobie wyobrazić, aby młodzi ludzie mogli chcieć głosować na kogoś innego niż PO. Wcześniej, zwłaszcza na wsi, w grę wchodzić mógłby jeszcze SLD, ze względu na radykalne postulaty obyczajowe, ale odkąd PO zaczęła budować „szeroki front”, naturalnie przytuliła do siebie też część potencjalnych wyborców lewicy.

To, że najmłodsi wyborcy mogliby oddać głos na PiS (i to w większości), było do niedawna czymś nie do pomyślenia. Młodzi, którzy nie byli w stanie zrozumieć „historycznej konieczności” popierania PO, stanowili jednak margines, który skwitować można było jedynie wyrażającym politowanie uśmiechem. Oczywiście, wszystkie sondaże, szczególnie telefoniczne, należy przyjmować z rezerwą. Prawdę poznamy dopiero po 9 października. Niemniej, obok informacji, że wśród ludzi w wieku 18–24 lata największym poparciem cieszy się PiS, nie można przejść obojętnie.

2011 to już nie 2007

Klimat społeczny przed wyborami parlamentarnymi roku 2007 można było określić jako wyjątkowy. Wykreowana w mediach atmosfera zagrożenia, obrzydzenia, tudzież śmieszności (zależnie od poziomu wrażliwości potencjalnego odbiorcy) szczególnie udzieliła się ludziom młodym. Manifestowała się pod różnymi postaciami: od filmików zamieszczanych w portalu internetowym YouTube po wypowiedzi „autorytetów”; od płaczu na sejmowych schodach po plakaty w stylu „nie rydzykuj, idź na wybory”. Wszyscy mogli znaleźć coś dla siebie. Jak w każdym dobrym spektaklu były też siły dobra, z którymi porządny młody człowiek mógł się identyfikować i solidaryzować. Nie było to zresztą przesadnie wymagające: aby móc werbalnie uzasadnić swój wybór, wystarczyło przyswoić kilka stale powtarzanych w mediach formułek, zadeklarować poparcie i już można było chodzić w nimbie nonkonformisty. Tego pamiętnego roku aż zaroiło się w naszym kraju od „bojowników z systemem”.

Atmosfera roku 2007 jest jednak nie do odbudowania, o czym wiedzą wszyscy, którzy uważnie śledzą aktualną sytuację społeczno-polityczną. Domniemane zbrodnie „państwa PiS” okazały się medialnym mirażem, a dramat katastrofy smoleńskiej w trudny do opisania sposób przydał metafizycznej szlachetności głoszonym przez PiS ideom przebudowy państwa. Ludzie, którzy w 2007 r. „chowali babciom dowody”, skończyli studia i ich głównym problemem stało się znalezienie pracy, a nie walka z „kaczyzmem”. Obiecany „irlandzki cud” nie nastąpił, zaś głoszona w mediach teza, jakoby powinniśmy docenić rząd za przeprowadzenie nas przez kryzys, nie jest już tak chwytliwa. Uwiedzeni niegdyś polityką miłości młodzi, pracują dziś często na śmieciowych umowach, a o kredycie na wymarzone mieszkanie nawet nie mogą marzyć. Rozbudzone nadzieje zweryfikowała rzeczywistość i to często bardzo brutalnie. Nawet jeśli to wszystko nie spowodowało, że stali się oni zwolennikami PiS, to nie mają już ochoty głosować na PO. Najprawdopodobniej w ogóle
nie pójdą na wybory.

Trochę inaczej jest w przypadku ich młodszych kolegów, którzy zbliżają się do matury lub zaczynają studia. Z ich perspektywy jakikolwiek strach przed PiS jest absurdalny. Nie pamiętają kontekstu, na bazie którego został on wykreowany, a próby odtworzenia go dzisiaj trącą sztucznością. Dlaczego niby mamy obawiać się partii, która rządziła przed czterema laty? Potrzeba rozliczenia tych, którzy rządzą teraz, jest przecież całkowicie naturalna. Tamtych rozliczy się po ich kolejnych rządach.

Ideowcy i bezideowcy

Stopniowe odwracanie się młodzieży od PO eksperci tłumaczą najczęściej trudnościami w znalezieniu spełniającej ich rozbudzone oczekiwania pracy oraz ogólnym zaniedbaniem komunikacji z młodym elektoratem. Wydaje się jednak, że dodać do tego można jeszcze jeden, trochę trudniejszy do jednoznacznego określenia, element. Motywy, które decydują o tym, na kogo oddamy swój wyborczy głos, są bardzo różne. Jest oczywiście stosunkowo niewielka grupa ludzi o ugruntowanych poglądach, którzy myślą w kategoriach podziału lewica – prawica i wiedzą, na kogo zagłosują na długo przed wyborami. Sądząc po przebiegu kampanii wyborczych, można wnioskować, że najwięcej wyborców można jednak pozyskać, odwołując się do emocji. Stąd wszystkie, tak popularne dziś, zabiegi piarowe. Duża część społeczeństwa chce wybierać kogoś, kogo lubi, lub kogoś, z kim w jakiś sposób się identyfikuje, reszta to sprawy wtórne. Dlatego tak istotne dla współczesnych polityków (czy też postpolityków) są wygląd zewnętrzny i przychylność włodarzy kanałów
informacyjnych (popularnie zwanych u nas wajchowymi). Aspekt wizerunkowy szczególnie ważny jest dla ludzi młodych. To pokłosie lansowanego w popkulturze kultu młodości. Dla pokolenia konsumentów nie jest też aż tak ważna jakość produktu, tylko związana z nim symbolika. Nieważne, że koszulka znanej marki odzieżowej jest podobnej jakości (albo nawet gorszej) od tej nieznanej, liczy się tożsamość, jaką uzyskujemy po jej założeniu. Podobnie jest z polityką. PO była przez ostatnie lata dobrą marką. Nikt specjalnie się nie zastanawiał, dlaczego tak jest, wszyscy przyjmowali to a priori. Popieranie jej było dobrze widziane i świadczyło o promodernizacyjnym nastawieniu, względnie o kulturowej ogładzie. Cztery lata rządów zrobiły jednak swoje. Niezależnie od przychylności mediów, za pomocą narzucania dyskursu można jedynie zafałszować, a nie odmienić rzeczywistość. W końcu (choć i tak bardzo późno) nimb nowoczesnej młodzieżowej siły obywatelskiej, ów wind of change, zaczął słabnąć. Czar prysł zastąpiony siermiężną
rutyną władzy.

Z punktu widzenia części młodych naprzeciw gnuśniejącej partii władzy staje dziś zaprawiona w boju siła opozycyjna. PiS zahartowały lata poza ławami rządowymi. Wszyscy, którzy nie wierzyli w szanse sukcesu, odeszli. Zostali najwytrwalsi. Nie chodzi tu jedynie o posłów, których lojalność złośliwy zawsze może uzasadnić całkiem przyzwoitą, jak na polskie warunki, pensją. Istotni są tu zwyczajni zwolennicy głoszonych przez PiS idei, którzy za swoje poparcie otrzymują w zamian jedynie obietnicę dążenia do ich zrealizowania. To oni często byli wyśmiewani jako identyfikujący się z ruchem, który przez medialnych demiurgów zakwalifikowany został jako „oszołomski”. Z czasem wielu z nich w ogóle przestało przyznawać się do swoich poglądów w obawie przed społecznym napiętnowaniem i przyklejeniem etykietki PiS-owca. Niemniej, są to często osoby bardzo świadome własnych poglądów i tożsamości. To wokół takich ludzi koncentruje się w danym środowisku krytyczna dyskusja dotycząca państwa i polityki. Trwanie przy niezmiennych
wartościach ich uwiarygodnia. Tego rodzaju zwolenników partia rządząca ma zdecydowanie mniej. Zwłaszcza że popieranie jej coraz częściej odbierane jest jako konformizm lub bezrefleksyjność. Swoistym tego dowodem jest popularność złośliwego, ukutego na określenie wyborców PO, terminu „lemingi”.

PiS staje się dla części młodych coraz bardziej atrakcyjny, ponieważ popieranie go nie jest tylko kliknięciem „Lubię to!”. Bycie zwolennikiem tej partii wiąże się z pewną jednoznaczną deklaracją, za którą idą realne konsekwencje. Konieczna jest tu swego rodzaju odwaga. W końcu pogłosek o problemach w pracy, które miał ktoś po tym jak okazało się, że jest zwolennikiem PiS, krąży coraz więcej. Głośna akcja ABW w związku ze stroną Antykomor.pl też daje do myślenia. Takie rzeczy dla niepokornych samodzielnych jednostek często stanowią silny bodziec.

(...)
Jan Przewłocki

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)