PublicystykaPiotr Sokołowski: W Polsce nastąpiła zmiana ustroju

Piotr Sokołowski: W Polsce nastąpiła zmiana ustroju

Być może prawdą jest, że opozycja zbyt wcześnie zaczęła używać sformułowań typu "koniec demokracji" czy "zamach stanu" i teraz nikogo one już nie ruszają. Jednak wcześniejsze wyskoki, a raczej zaplanowane działanie, było tylko preludium do tego, co stało się teraz. Do zmiany ustroju.

Piotr Sokołowski: W Polsce nastąpiła zmiana ustroju
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Sławomir Kamiński

Zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego nie było jeszcze realnym zamachem na demokrację, było zniszczeniem tych, którzy ten zamach mogliby odeprzeć, którzy marsz po władzę totalną PiS-u mogliby zatrzymać. Nie ma chyba żadnych wątpliwości, że nowa ustawa zostałaby przez Trybunał zakwestionowana, wszak likwiduje istotę państwa demokratycznego, jego fundament tak samo podstawowy, jak wolność słowa - trójpodział władzy. Ten oświeceniowy pomysł uznawany jest w całym demokratycznym świecie nie bez przyczyny. Po to, by cała władza nie spoczywała w rękach jednej grupy ludzi. Opiera się on na założeniu, że politykom nie można ufać. Gdyby było inaczej, niepotrzebne byłyby wybory oraz wszelkie inne mechanizmy kontrolujące władzę.

PiS ewidentnie miesza pojęcia

Od dłuższego czasu w mediach rządowych odbywała się nagonka na sędziów. Jej cel widzimy teraz - chodziło o odpowiednie zdemonizowanie tej grupy osób, tak aby nikt nie stawał w ich obronie. Oczywiście że sądy nie są idealne, a czasem działają wręcz bardzo źle. Osobiście odnoszę wrażenie, że sądownictwo było jakieś 30 lat za społeczeństwem w pewnych kwestiach, czego dowodziły chociażby wyroki w zawieszeniu za udowodniony gwałt zbiorowy czy stawianie prawa własności ponad każde inne prawo. To ostatnie powodowało krzywdę wielu niemajętnych ludzi, pokrzywdzonych na przykład w trakcie afery reprywatyzacyjnej.

Niepodważalnym faktem jest, że sądownictwo potrzebuje reformy. Jednak dla PiS-u niecne działania sędziów nie są przyczyną wprowadzenia nowej ustawy, ale pretekstem do zwiększenia zakresu swojej władzy. Można by w teorii bronić tezy, że skoro sędziowie są źli, to należy ich wymienić. Tutaj też oczywiście bym się nie zgadzał, bo to oznaczałoby, że sędziów, których myślenie jest opóźnione o 30 lat, wymienionoby na opóźnionych o kilkaset lat. Ale tutaj mówilibyśmy, że to rzeczywiście reforma, dobra lub zła, ale reforma. Jednak w przypadku kiedy sędziów chce się nie tylko wymienić, ale też podporządkować rządzącym - sprawić, że to politycy będą mieli kontrolę nad ich wyrokami poprzez możliwość zwolnienia tych, którzy orzekną nie po myśli władzy - możemy mówić o czymś więcej niż zmianie sędziów. Tu mamy do czynienia ze zniszczeniem ich niezawisłości względem polityków, a to nie bez przyczyny fundament demokracji.

Zobacz także: Tak zaczęła się szarpanina w Sejmie

Brak kontroli?

Można rzeczywiście czasem pomyśleć, że szkoda, iż nikt nad sędziami kontroli nie ma, ale stworzenie sytuacji, kiedy nad owymi sędziami kontrolę będą mieli politycy, podważa pewną istotę ustroju demokratycznego. I jest to istota nie bez przyczyny. Trójpodział władzy nie powstał po to, żeby pięknoduchy cieszyły się, że oto mamy system demokratyczny. Ma on bardzo konkretne założenia, cele i praktyczne konsekwencje. Do tej pory sędziowie nie musieli bać się wydawać wyroków niezgodnych z interesami polityków, nie musieli bać się, że sądzony za jakąś aferę polityk pozbawi ich stanowiska. Nasuwa się pytanie: co będzie jak PiS zrobi coś złego? Jeśli polityk PiS-u popełni jakieś przestępstwo? Jaka jest szansa, że usłyszy sprawiedliwy wyrok, skoro to de facto on jest przełożonym sędziego i za pomocą wpływów może go odwołać? Ta ustawa stawia rządzących ponad prawem i jak ktoś twierdzi, że politycy są na tyle wspaniali, że po prostu zostaną zniesione ograniczenia do działania na rzecz narodu, to gratuluję naiwności.

Obraz
© Agencja Gazeta | Sławomir Kamiński

Otóż politycy nie są wspaniali i dlatego nie stawiamy ich ponad prawem i poza kontrolą. Dlatego też organizujemy wybory co cztery lata, żeby musieli udowadniać społeczeństwu, że są godni władzy i żeby bali się, że władzę tę stracą. Gdyby było inaczej, gdyby politycy byli nieskazitelni, to rzeczywiście można by oddać całą władzę jednej osobie. Historia jednak pokazuje, że dyktatorzy to źli ludzie, a dobrzy ludzie nie chcą być dyktatorami. Nie chcę już nawet mówić o tym, że teraz to podwładni rządzących (czyt. Sąd Najwyższy) będą decydować czy wybory są ważne, czy nie. Praktyka pokazuje jednak, że gdy PiS przegrywa wybory, to znaczy, że zostały sfałszowane.

Polski Czarnobyl

Władza PiS i generalnie rządy autorytarne oraz niszczenie zasad demokracji są jak promieniowanie w Czarnobylu. Niektórych ludzi po katastrofie też ciężko było przekonać, że jak nie zmienią swojego miejsca zamieszkania, to zabije ich coś, czego nie widzą. Podobnie wcześniejszych zmian w Polsce przeciętny obywatel nie odczuwał na własnej skórze, poza wyjątkami w stylu ustawy całkowitego zakazu aborcji, która zresztą wywołała masowe protesty. Jednak tym razem, po długich przygotowaniach, PiS przekroczył cienką czerwoną linię. To nie jest tak, że jak się wygra wybory, można robić wszystko, co się podoba. Trzeba stosować się do zasad państwa demokratycznego, a te zostały złamane.

Obraz
© Agencja Gazeta | Sławomir Kamiński

Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosiło, że podobne rozwiązania dotyczące sądownictwa stosuje się w całym demokratycznym świecie. Otóż nie. W krajach Zachodu Sąd Najwyższy może być powoływany przez polityków, ale najczęściej na zasadzie takiej, jak królowa powołuje premiera w Wielkiej Brytanii, czy prezydent premiera u nas. Czyli de facto oboje nie mają w tej sprawie nic do gadania, a premierem zawsze zostaje osoba wybrana przez zwycięską partię czy koalicję. Liczy się więc na czyj wniosek są powoływani sędziowie, kto proponuje kandydatów, czyli kto de facto ich wybiera (profesorów też u nas mianuje prezydent, ale wybierają inni profesorowie - przynajmniej na razie). A co najważniejsze i kluczowe w tej sprawie, czy politycy mogą sobie według widzimisię sędziów odwoływać. Bo można wnioskować, że sędzia wybrany przez polityków będzie raczej orzekał po ich myśli. PiS pośrednio będzie nie tylko mianować, ale też odwoływać sędziów, czyli będzie im mógł grozić utratą pracy w razie niesubordynacji. Nasuwa się też pytanie czemu, skoro to taka "zachodnia" ustawa, takie typowe dla Europy rozwiązanie, to Zachód ją tak krytykuje? Coś tu mocno nie gra, ale widać to już po fakcie, że PiS nagle zaczął powoływać się na kraje "starej" Unii.

Potrzeba współpracy

Nadeszła chwila, kiedy nawet partia Razem musi zacząć współpracować z resztą opozycji, bo sprawa jest najwyższej i jednoczącej wszystkich demokratów wagi. Jednak myli się ten, kto twierdzi, że opozycja powinna się zjednoczyć w jeden zwarty blok, w którym każdy myśli tak samo, nikt się nie spiera, a krytyka własnych szeregów jest niedopuszczalna. Tak właśnie działa obóz przeciwny - obóz prodemokratyczny ma trochę inny elektorat i raczej cenzurowanie niewygodnych dla siebie faktów i opisywanie rzeczywistości na zasadzie „żeby tylko dowalić stronie przeciwnej” nie spodoba mu się. W dużej mierze od Polaków zależy, czy marsz PiS-u po władze totalną zatrzyma się. Tym, którzy uważają, że protesty nic nie dają, proponuję wyobrażenie sobie, co robiłby Kaczyński, gdyby nikt nie protestował.

* Piotr Sokołowski dla WP Opinie*

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)