PublicystykaPiotr Sokołowski: Panie Prezydencie! Niech Pan podniesie rękawicę

Piotr Sokołowski: Panie Prezydencie! Niech Pan podniesie rękawicę

Andrzej Duda ma się czego bać, wszak zrobił rzecz niewybaczalną dla dyktatora lub raczej osoby pretendującej do tego miana - sprzeciwił się. I to w sprawie kluczowej, wręcz fundamentalnej. Jego weto zatrzymało na jakiś czas marsz PiS-u po władzę totalną. Dzisiaj o 18:15 w długim wywiadzie dla Telewizji Trwam, pierwszy raz po wecie prezydenta głos zabierze sam Jarosław Kaczyński.

Piotr Sokołowski: Panie Prezydencie! Niech Pan podniesie rękawicę
Źródło zdjęć: © PAP

Wywiady z politykami są ważne, pokazują plany i zamierzenia, często są miejscem, gdzie padają ważne deklaracje co do przyszłości politycznej. To nie jest tylko lans danego polityka, ale kopalnia wiedzy o jego zamierzeniach. Chociaż akurat w tym wywiadzie raczej nie można się spodziewać trudnych czy niewygodnych pytań. Kaczyński na pewno powie tylko to, co będzie chciał powiedzieć.

Wszystko wyglądało na „ustawkę”

Przyznam, że początkowo wszystko dla mnie wyglądało, jakby to Kaczyński nakazał Dudzie zawetowanie tych dwóch ustaw, widząc, że jak się nie ugnie, ulica nie odpuści i być może nawet obali jego władzę. Sprawiało to wrażenie gry na czas, o czym mówili również inni komentatorzy. Teraz jednak wszystko wskazuje na to, że prezydent Duda rzeczywiście podjął decyzję wbrew swojemu obozowi politycznemu. Świadczą o tym reakcje PiS-owskich polityków i np. informacje "Newsweeka", którego informator stwierdził, że Andrzej Duda dostał wręcz ultimatum od Kaczyńskiego. Mieliśmy już w historii konflikty między prezydentem, a premierem, choćby "szorstką przyjaźń" Kwaśniewskiego z Millerem, jednak wtedy obie osoby były niezależnymi podmiotami politycznymi, tutaj była to raczej relacja "naczelnika" z podwładnym... Do teraz.

Bez przebaczenia

Andrzej Duda ma się czego bać, wiadomo wszak, jak obóz Kaczyńskiego traktuje osoby, które mu się sprzeciwiły. Jednak w tym wypadku raczej nie może używać znanych nam już metod: obwołania Dudy zdrajcą narodowym czy zachodnim agentem, nie może też zlustrować przodków, znaleźć jego wrogich Polsce sponsorów itd. Przecież Kaczyński sam Andrzeja Dudę namaścił na prezydenta. Gdyby teraz stwierdził, że Duda należy do sił wrogich Polsce, WSI, UB czy jakichś jeszcze innych, przyznałby się do błędu. To oczywiście nie znaczy, że Duda może czuć się bezpiecznie. Z całą pewnością czekają go zmiany, jednak ośmielę się stwierdzić, że mogą to być zmiany na lepsze, przynajmniej dla jego wizerunku i tego, jaką rolę w historii Polski odegra.

Między nim, a PiS-em nic już nie będzie takie samo. Duda na pewno jest świadomy, że Kaczyński miał nad nim kontrolę i władzę tylko dlatego, że sam mu tę władzę dał. Jednak to, czego nie może zrobić, to pozbawić prezydenta stanowiska. Duda w ogóle nie musi słuchać swojego byłego już, miejmy nadzieję, naczelnika. Problemy dla aktualnego prezydenta mogą się zacząć, gdy skończy się jego kadencja, kiedy zostanie pozbawiony zaplecza politycznego. Te jednak może ostatecznie zbudować sam, gdyż na prawicy znajdzie się wiele osób, którym nie podoba się to co robi Kaczyński. A jego przeciwnicy mając do wyboru Dudę i kolejnego notariusza, raczej zagłosują na tego pierwszego.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY-SA

Atak między wierszami

W wywiadzie możemy zatem spodziewać się raczej nie frontalnego ataku na prezydenta, ale raczej delikatnych sugestii, że Duda sprzeniewierzył się ideałom. A co za tym idzie - poniesie konsekwencje w postaci marginalizacji we własnym środowisku, co paradoksalnie może oznaczać, że prezydent w końcu zacznie grać jakąś rolę na arenie politycznej. Andrzej Duda może zatem spodziewać się zmian, i to dużych, ale tylko od niego zależy, czy będą to zmiany na lepsze czy na gorsze. Dla niego osobiście, ale też i dla Polski (wszak jako prezydent może ostro ograniczyć zapędy „naczelnika”).

Może też podkulić ogon i wrócić do swojej roli notariusza, chcąc zmyć plamę na honorze członka PiS, jaką jest własne zdanie, ale może też naprawdę zostać prezydentem, do czego pierwszy krok już zrobił. Zaryzykuje tym samym to, że zostanie sam, że nie będzie miał zaplecza politycznego, a zatem straci szansę na drugą kadencję. Ale powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce być przez dziesięć lat giermkiem, czy przez trzy prezydentem. Nawet na Twitterze zrezygnowano ze zwyczajowego skrótu PAD (Prezydent Andrzej Duda), zastępując go imieniem jednego z bohaterów "Ucha Prezesa".

Oczywiście po tym jak się postawił, nadal wielu ludzi w kraju go nie będzie lubiło, nawet bardzo, nadal nigdy na niego nie zagłosują (chyba, że mając do wyboru Kaczyńskiego w drugiej turze), ale przynajmniej otrzyma od nich coś na kształt szacunku.

Obraz
© PAP

Męska decyzja

Decyzja o opuszczeniu toksycznego środowiska jest psychologicznie bardzo trudna, jednak bez tej decyzji Duda ma się czego obawiać, bo sprzeciw w Prawie i Sprawiedliwości to grzech najcięższy, który nie może ujść płazem. Jeżeli nie opuści mentalnie PiS-u, jeżeli nadal będzie się bardziej przejmował tym, co sądzi o nim Kaczyński, a nie tym, co sądzą Polacy, to przegra na wszystkich frontach. W PiS zostanie poniżony, a osoby spoza PiS i obywatele, nadal nie będą go szanować.

Decyzja o dwóch wetach zamiast trzech, może wskazywać na to, że prezydent się waha, ale to wahanie jest chyba najgorszym dla niego rozwiązaniem. Ma przeciwko sobie obie strony, wszak ta jedna ustawa, którą podpisał jest tak samo skandaliczna, jak dwie, które zawetował, bo daje politykom możliwość pośredniego wpływania na wyroki zwykłych sędziów. Daje obiektywne narzędzia do dyscyplinowania tych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, którzy wydają wyroki nie po myśli PiS.

Andrzej Duda na tle innych członków PiS wygląda na człowieka, który ma jakiś kontakt z rzeczywistością, a nie tylko wizjami swojego naczelnika i ma szansę stać się normalnym politykiem prawicy. Pytanie tylko czy tę szansę wykorzysta.

Piotr Sokołowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)