PublicystykaPiotr Sokołowski: Gliński chyba pomylił epoki

Piotr Sokołowski: Gliński chyba pomylił epoki

Doszło do niebywałego skandalu. Komuś w rządzie chyba pomyliły się epoki, bo postanowiono zasilić budżet potomków arystokracji skromną kwotą 500 mln zł. Tę sumę zapłacono za kolekcję dzieł sztuki. Kolekcję, która od dawna powinna przejść na własność społeczeństwa, ponieważ została kupiona za pieniądze, które - według zasad dzisiejszych - pochodzą z przestępstwa. Bo jak inaczej nazwać czerpanie korzyści z przymusowej pracy całej rzeszy ludzi, usprawiedliwiając to swoją wyższością?

Piotr Sokołowski: Gliński chyba pomylił epoki
Źródło zdjęć: © East News | AFP/Janek Skarzynski

Niektórzy są przekonani, że ludzie są od tego, żeby im służyć, jednak zwykle mówimy o takich ludziach, że są zaburzeni, lub źli, ale jeżeli rzecz dotyczy byłych arystokratów, część społeczeństwa - nie wiedzieć czemu - uznaje to za ich prawo. Nie mam tu zamiaru uderzać we wszystkich potomków arystokracji. Atakuję tylko myślenie, według którego osoby te są lepsze od innych i mają większe prawa.

Chciałbym też przeciwstawić kulturę arystokracji kulturze szlacheckiej (przy założeniu, że arystokracja to "wyższa", czyli de facto mająca najwięcej władzy i pieniędzy warstwa szlachty). Idealny szlachcic to człowiek szlachetny, idealny arystokrata, to człowiek będący ponad innymi (zresztą to właśnie oznacza ten termin). Do szlachty mam raczej pozytywny stosunek, chociaż ambiwalentny. Lubię ich kulturę wolności, swobody, honoru polegającego na uczciwości (niekoniecznie elementu dotyczącego pojedynków), odpowiedzialności za dane słowo, bronieniu słabszych, lubię też ich styl życia.

Myli się ten, kto myśli, że są to czysto teoretyczne, historyczne rozważania. Kultura szlachecka i kultura chłopska wciąż są u nas obecne, chociaż większość jest ich "mieszanką". Samo pochodzenie o niczym nie świadczy. Można być potomkiem szlachty, a kierować się wyłącznie zyskiem, tracąc dla niego jakikolwiek honor, albo co gorsza, za honor uważać zarabianie pieniędzy. Można być też potomkiem chłopów, a być człowiekiem szlachetnym i honorowym.

Zresztą kultura szlachecka, w przeciwieństwie do arystokratycznej, nie jest wcale autorytarna. Jest wybitnie republikańska i demokratyczna (cały problem w tym, że jedynie w obrębie własnej grupy społecznej). W kulturze tej ceniło się wolność i równość każdego, niezależnie od stanu posiadania, o czym mówi powiedzenie: "Szlachcic na zagrodzie, równy wojewodzie". W dzisiejszych interpretacjach mówi się, że to był tylko slogan, ale wynika to z niezrozumienia tego hasła. Nie chodziło w nim o to, że szlachta była równa pod względem władzy i pieniędzy, ale równa pomimo różnic we władzy i pieniądzach. Ideę tę jak najbardziej uważam za aktualną, przy założeniu, że "szlachcicem" jest każdy obywatel.

Liczyła się też legendarna wolność i swoboda, krytykowana przez dzisiejszych historyków jako sobiepaństwo i rozpasanie, a przecież to wartości jakie cenimy także teraz. Demokracja jest właśnie takim sobiepaństwem, a wolność jednostki „rozpasaniem”. Inaczej rzecz się miała u arystokracji, w której każdy ruch, każdy gest, każde słowo musiało być zgodne z regułami i coś oznaczało. Do dzisiaj w angielskiej rodzinie królewskiej księżniczka nie może np. być objęta do zdjęcia przez koszykarza NBA, bo zabrania tego etykieta. W tym świecie nie ma miejsca na spontaniczność i uważa się to za przejaw wyższości nad rozpasanym ludem.

Zresztą nie tylko w arystokracji, podobne podejście mieli gitowcy z warszawskiej Pragi czy kibole. U nich też samokontrola jest podstawową wartością (uczestnictwo w bójkach nie jest wynikiem nieskontrolowania się, wręcz przeciwnie, to ich świadoma decyzja). Gangsterzy, którzy uważają się również za będących ponad zwykłym ludem też zawsze muszą trzymać fason, żeby nie zostać uznanych za słabych. Słowem, autorytaryzm oraz poczucie wyższości nad resztą łączy grupy, które pozornie są społecznie bardzo odległe oraz takie, które zdecydowanie nie uznalibyśmy za elity społeczne.

Nie rozumiem też, czemu pana Czartoryskiego media tytułują księciem, skoro tytuły szlacheckie w naszym kraju nie obowiązują od 1921 r. Można być potomkiem księcia, ale nie księciem. Dzisiaj wszyscy są równi, nie ma prawnie sankcjonowanej wyższości jednych nad drugimi. To że są różnice na przykład w dochodach czy w wadze wykonywanej pracy, nie oznacza, że jeden ma większe prawa niż inny, i że państwo jako emanacja społeczeństwa uznaje kogoś za więcej wartego niż inni.

W kulturze republikańskiej, jaka jednak jest u nas, a szczególnie w starej Unii ,dominuje pogląd, że wywyższanie się to zło, albo w najlepszym wypadku brak kultury. Według psychologii to zaburzenie, a według socjologii kiedyś było czymś normalnym, teraz już nieadekwatnym (zresztą zależy to od odłamu), bo nauka za normalne uznaje to, co za normalne uznają ludzie.

Podoba mi się szlachecka idea "bycia kimś" tylko dlatego, że się żyje, że się urodziło i uważam, że należy ją rozszerzać, a nie likwidować. Zresztą jest ona zgodna z postępową ideą praw człowieka, które też przecież należą się każdemu. Każdy zasługuje na godność i szacunek. Na brak szacunku trzeba sobie zasłużyć. Nie uważam, że dobrze czuć się z samym sobą można, podążając za słowami Billa Gatesa, dopiero jak się coś osiągnie, nawet jeżeli tego oczekuje społeczeństwo.

Jak widać wiele różnych nauk, kultur i filozofii przenika się, mówiąc tak naprawdę o tym samym. Można krytykować kulturę szlachecką za to, że zakładała wyższość nad resztą społeczeństwa i nie obejmowała jej swoimi prawami. Jednak za to samo można obwiniać prawa człowieka, które w USA początkowo nie obejmowały Indian. Nie kompromituje to ich w żadnym stopniu, można je krytykować jedynie za zbyt mały zasięg.

Oczywiście, nie mówię, że kultura szlachecka jest tak wspaniała jak Prawa Człowieka, ale zarzuty mam podobne. Profesor Domański mówił, że w Polsce nie ma klasy wyższej i niech tak pozostanie. W Norwegii też nie ma i jest to kraj, gdzie ludziom żyje się najlepiej na świecie pod względem materialnym. Szczególnie, że to co prof. Domański uznał za wyznaczniki klasy wyższej, dzisiaj jest uznawane za patologię życia społecznego, co opisałem w artykule pt. "Klasa patologiczna".

Dlatego, jeżeli jako lewicowiec żyłbym w XIX w., nie byłbym za likwidacją szlachty, ale za rozszerzeniem jej praw na całe społeczeństwo. Zarekwirowania majątków domagali się nie tylko, jak chciałby Terlikowski bolszewicy, ale też np. powstańcy styczniowi i to zarówno frakcja Białych jak i Czerwonych, z tą różnicą, że Biali za odszkodowaniem.

Oczywistym jest, że rodzina Czartoryskich dorobiła się swojego majątku nieuczciwie, na ciężkiej pracy swoich poddanych, wręcz półniewolniczej. System ten był dużo bardziej niesprawiedliwy niż kapitalizm. Wszak dzisiaj przedsiębiorca jednak musi założyć firmę, musi zainwestować, może stracić i dopiero wtedy może korzystać z pracy swoich pracowników i, co najważniejsze, musi sam - przynajmniej do pewnego momentu - pracować. Arystokrata nie musiał nic i był święcie przekonany, że inni ludzie są od tego, żeby mu służyć. Czy to nie jest chore?

Dlaczego, jak coś się znajdzie w ziemi, to należy do Skarbu Państwa, a jak coś się kupi za pieniądze z pracy chłopów pańszczyźnianych, to ma się "święte prawo własności"? Kiedyś biali farmerzy w USA mieli święte prawo posiadania czarnych niewolników i jakoś to prawo zostało podważone. Dlaczego by go nie podważyć w przypadku owoców pracy ludzi kultury naszego kraju i to ich najwybitniejszych przedstawicieli? Można by oczywiście nie robiąc sensacji zapłacić milion złotych za te dzieła. To naprawdę nie jest kwota symboliczna i chyba nikogo poza rodziną Jana Kulczyka i jemu podobnych nie trzeba o tym przekonywać. Ale pięćset milionów? To jawny skandal, ogromna dla budżetu suma.

Poza tym inteligencja, również lewicowa wywodzi się ze szlachty. Oczywiście, nie składa się wyłącznie z jej potomków, ale to ta część dostosowała się do kultury "post szlacheckiej”, a nie na odwrót. Jest to warstwa najczęściej o demokratycznych zapatrywaniach, nawet jeżeli tylko głoszonych. Ale rzecz się tyczy głównie kultury, czyli stanu pożądanego, punktu odniesienia, a nie tego jak jest. Bo wszyscy jesteśmy ludźmi, podobnie jak "Pan Tadeusz" mówi prawdopodobnie bardziej o ideałach szlacheckich niż rzeczywistości. Zresztą główni bohaterowie tej epopei mają zamiar uwłaszczyć chłopów, a bolszewikami raczej nikt ich nie nazwie.

Piotr Sokołowski dla WP Opinii

Piotr Sokołowski - absolwent socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta (publikował m.in. w "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Przeglądzie").

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)