Piotr Gabryel: Tusk będzie rządził trzecią kadencję?
Jeśli wierzyć sondażom, w tym badaniom Wirtualnej Polski, rośnie odsetek Polaków, którzy nie zamierzają głosować na żadną z istniejących partii. Na przykład z niedawnego sondażu CBOS wynika, że ponad jedna trzecia (34 proc.) z nas nie widzi partii, która wyrażałaby ich poglądy, realizowała ich oczekiwania czy dbała o ich interesy. Aż 56 proc. negatywnie odpowiada na pytanie, czy wśród ugrupowań politycznych jest takie, które uważają za bliższe sobie. To najgorszy rezultat od 1998 r.
Ale czy to oznacza, że politycy się tym jakoś specjalnie przejmują? Nic na to nie wskazuje. Rządzącym do rządzenia wystarczą przecież głosy tych, którzy w wyborach wezmą udział i wskażą ich jako zwycięzców. A opozycji - głosy tych, którzy zagwarantują im miejsca w ławach poselskich i senatorskich, a choćby i opozycyjnych.
Nawet gdyby zaledwie 20 proc., albo tylko 10 proc. Polaków uprawnionych do głosowania wzięło udział w wyborach, i tak ich wynik byłby ważny. Wynik tak mało reprezentatywnych wyborów byłby ważny, czy będzie ważny? Inaczej mówiąc: czy nieuchronnie zmierzamy ku takiemu scenariuszowi, czy też ktoś lub coś jest w stanie powstrzymać jego realizację? A jeszcze inaczej mówiąc: jakie warianty rozwoju sytuacji są przed nami?
Z najnowszego sondażu Wirtualnej Polski wynika, że na polskiej scenie politycznej trwa względna równowaga między głównymi siłami politycznymi; przeważnie ze wskazaniem na Platformę Obywatelską, choć raz także - na Prawo i Sprawiedliwość. Tym razem partię Donalda Tuska (32 proc.) dzieli od ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego (31 proc.) zaledwie jeden punkt procentowy. Za nimi rosnący w siłę SLD (15 proc.), słabujące PSL i Ruch Palikota (po 5 proc.) i planktonowa Solidarna Polska (3 proc.).
Mimo relatywnego wzmocnienia się w ciągu ostatniego roku PiS, jak słusznie zauważa w najnowszym wydaniu tygodnika "Do Rzeczy" Ludwik Dorn, z faktu, iż po kilku latach beznadziejnych rządów partii Donalda Tuska ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego nie notuje ogromnej, i to z sondażu na sondaż coraz większej przewagi nad PO, jasno wynika, że PiS ma - delikatnie rzecz ujmując - niewygórowane szanse na przejęcie w Polsce władzy.
Jeśli prognoza sformułowana przez tego polityka, pochodzącego ze skądinąd mikroskopijnej (biorąc pod uwagę wyniki badań opinii publicznej) Solidarnej Polski, miałaby się ziścić, to mamy dwa wyjścia: albo Platforma Obywatelska rządzić będzie trzecią kadencję, albo coraz bardziej zdeterminowani w poszukiwaniu trzeciej siły politycznej Polacy znajdą obiekt, z którym silnie zwiążą swe nadzieje. O gwałtownie rosnącej desperacji rozglądających się za "swoją partią" świadczy choćby spory (bo z 2 do 4 proc. w ciągu zaledwie jednego miesiąca, według CBOS) wzrost poziomu sympatii do ugrupowania Janusza Korwin-Mikkego.
Owej mitycznej trzeciej siły publicyści zaczynają upatrywać w bycie politycznym określanym mianem Europa Plus, za którym kryją się Aleksander Kwaśniewski i kilku jego kolegów próbujących przejąć Ruch Palikota, wart teraz według sondażu Wirtualnej Polski - przypominam - zaledwie 5 proc. A także w Platformie Oburzonych, czyli ruchu Zmielonych.pl Pawła Kukiza, "Solidarności" Piotra Dudy i rzeszy innych ugrupowań, które tak samo dużo łączy, jak dzieli (czy raczej dzieli znacznie więcej), i dlatego trudno sobie wyobrazić ich wspólną udaną przyszłość.
Wszelako dopóki siły te nie staną się na tyle poważnymi bytami politycznymi (jeśli w ogóle kiedykolwiek się takimi staną), by być ujmowane w regularnie przeprowadzanych badaniach opinii publicznej, musimy się zdawać na intuicję komentatorów politycznych. I liczyć się z tym, że czasami, a nawet częściej, wiele musi się zmienić, żeby wszystko zostało po staremu: jak po powstaniu Polska Jest Najważniejsza i Solidarnej Polski. Oraz wielu innych projektów politycznych, które rodziły się i - najczęściej niemal niezauważane - schodziły do politycznego grobu.
W takiej sytuacji pozostałyby nam oczywiście dwie dobrze znane z najnowszej historii Polski ewentualności: wspomniana trzecia kadencja Platformy Obywatelskiej u władzy albo (wbrew przypuszczeniom Ludwika Dorna) trzecie wyjście - czyli rządy PiS.
Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Do Rzeczy" specjalnie dla Wirtualnej Polski