Piotr Gabryel: co zrobi premier Kaczyński?
Coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje na to, że następny rząd będzie formować Prawo i Sprawiedliwość. I jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego, to w czasie, który dzieli nas od wyborów, rozstrzygać się będzie już "jedynie" to, czy partia Kaczyńskiego będzie rządzić samodzielnie, czy w koalicji z innym ugrupowaniem. Na razie zanosi się na koalicję, choć przecież pojawiły się też sondaże dające PiS taką przewagę nad Platformą (43 do 32 proc. według TNS OBOP), które pozwalają jego politykom mieć nadzieję na samodzielne rządy.
18.09.2013 | aktual.: 16.10.2016 16:21
Wszelako na razie górę bierze scenariusz, wedle którego zwycięskie PiS będzie musiało podzielić się władzą z innym ugrupowaniem. Na przykład według sondażu Wirtualnej Polski sprzed dwóch tygodni, PiS zdobyłoby 205 mandatów do Sejmu (34 proc. poparcia), Platforma Obywatelska - 127 (21 proc.), SLD - 92 (15 proc.), a PSL - 36 mandatów (6 proc.). Do sformowania całkiem przyzwoitej większości (241 mandatów wobec 219 opozycji) wystarczyłoby więc partii Kaczyńskiego wsparcie PSL.
Co prawda aktualny sondaż Wirtualnej Polski (PiS ma w nim 32 proc., czyli o dwa punkty procentowe mniej niż dwa tygodnie wcześniej, a Platforma 22 proc. - o jeden punkt procentowy więcej), oddala wizję samodzielnych rządów PiS i osłabia pozycję ewentualnej koalicji z PSL (a koalicja PiS z SLD wydaje się mało prawdopodobna), lecz w żadnym wypadku nie przekreśla tendencji, która pcha PiS do władzy.
A czego - w takim razie - po rządzie Kaczyńskiego można byłoby się spodziewać? Zwłaszcza gdyby PiS tworzyło rząd samo i nie musiało się z nikim układać w sprawie programu rządu koalicyjnego?
Na stronie internetowej Prawa i Sprawiedliwości nietrudno znaleźć dziesiątki obietnic, z których wiele, i to znacznej części Polaków, zapewne bardzo przypadną do gustu. Szczególnie w pierwszej chwili, czyli zanim ktoś im uświadomi, że za te wszystkie nowe przywileje to właśnie oni - czyli wszyscy podatnicy - będą musieli zapłacić, a tylko nieliczni będą z nich korzystać.
Ot, choćby, spodobać się mogą zapowiedzi: stworzenia Funduszu Wspierania Przedsiębiorczości Ludzi Młodych, obniżenia o połowę na dwa lata składek na ZUS dla absolwentów szkół, ufundowania stypendiów edukacyjnych na czas nauki i rok poszukiwania pracy, zwiększenia środków na aktywizację bezrobotnych, itp. itd.
Ciepło może zostać przyjęta zapowiedź interesującego pakietu prorodzinnego: wydłużenie urlopu macierzyńskiego, karta rodziny wielodzietnej (od dwójki dzieci), ulga podatkowa na dzieci, ulga podręcznikowa, bon rodzinny - czyli dofinansowanie kosztów żłobka oraz przedszkola, itp. itd.
Bez cienia wątpliwości wielu ludziom przypadnie do gustu zapowiedź cofnięcia kilku niedawno i dawniej przeprowadzonych reform. Po pierwsze - reform emerytalnych. Zamiast przechodzić na emeryturę w 67. roku życia, panie jak dawniej mogłyby to czynić w 60., a panowie - w 65. roku życia. PiS chce też, podobnie jak Platforma, dać wybór między ZUS a OFE, co w praktyce oznacza likwidację kapitałowego filaru systemu emerytalnego i skazanie milionów przyszłych emerytów na łaskę i niełaskę polityków. Po drugie - reform edukacyjnych; do szkoły znów szłyby siedmio-, a nie sześciolatki, zlikwidowane zostałyby gimnazja, wróciłyby ośmioletnia szkoła podstawowa i czteroletnia średnia. Po trzecie - reformy ustroju prokuratury, która na powrót połączona zostałaby z ministerstwem sprawiedliwości. I po czwarte - reformy systemu ochrony zdrowia; PiS zamierza zlikwidować NFZ i finansować szpitale oraz przychodnie po prostu z budżetu państwa.
Partia Kaczyńskiego obiecuje też "gruntowną reformę PIT i CIT, ujednolicenie bazy podatkowej, proste zasady naliczania podatków", obiecuje zmniejszenie obciążeń podatkowych paliw, ulgi podatkowe dla rodzin, ulgi dla przedsiębiorców i pracodawców, jedną powszechna deklaracją VAT, a także obniżenie o 2 pkt proc. składki rentowej dla pracodawców.
Co łączy te wszystkie pomysły? Otóż to, że oprócz naprawdę nielicznych, jak zapowiedź wprowadzenia 1-procentowego podatku obrotowego od hipermarketów i od transakcji giełdowych oraz wprowadzenia trzeciej stawki podatku PIT na poziomie 39 proc. - z czego raczej pieniędzy zbyt dużo nie będzie - ich autorzy jak zaklęci milczą o tym, skąd wziąć pieniądze na sfinansowanie nowych przywilejów.
Co gorsza, w dostępnych materiałach nie wspomina się również słowem, jak rząd Kaczyńskiego zamierza sobie poradzić z gigantycznym długiem publicznym (do wyborów w 2015 r. na pewno przekroczy on bilion złotych), który pozostawi mu w spadku ekipa populisty Donalda Tuska. Ani też, jak gabinet PiS chce się uporać z niemałym i trwałym deficytem w finansach publicznych, wreszcie z błyskawicznie rosnącą dziurą w finansach ZUS.
Nie pada także ani jedno słowo o tym, że potrzebne do zmniejszenia deficytu w kasie państwa, a może także do sfinansowania części obietnic PiS pieniądze można byłoby znaleźć w obecnym budżecie państwa, gdyby rządzący politycy wreszcie zebrali się na odwagę i włączyli rolników do powszechnego systemu podatkowego i emerytalnego (sam KRUS kosztuje podatników 16 mld zł rocznie) oraz zmusili do płacenia za swoje przywileje emerytalne górników (13 mld zł rocznie) oraz żołnierzy, policjantów i strażaków (kolejne 13 mld zł rocznie), a także ograniczyli przywileje nauczycieli.
Ciekawe, czy te braki w programie to polityczna strategia, czyli faktyczny program PiS na czas rządów, czy "tylko" przedwyborcza taktyka, obliczona na niezrażanie do siebie przed wyborami dużych grup społecznych?
Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Do Rzeczy" specjalnie dla Wirtualnej Polski