Piotr Gabryel: ale zaskoczenie! Ta "partia" ma najwięcej zwolenników
Prawo i Sprawiedliwość w najnowszym sondażu dla Wirtualnej Polski zamieniło się miejscami z Platformą Obywatelską, wyszło na prowadzenie i wyprzedza partię Donalda Tuska o dwa punkty procentowe: 31 do 29 proc.! Co prawda nie jest to już tym razem news miesiąca ani nawet tygodnia, bo sondaży, w których partia Jarosława Kaczyńskiego wygrywała z ugrupowaniem Tuska było w ostatnim czasie co najmniej kilka, ale na pewno jest to kolejny powód do zadowolenia dla zwolenników PiS.
A wiadomość ta byłaby dla nich powodem do dużo, dużo większej radości, gdyby nie spora (i rosnąca) dawka dziegciu w tej beczce miodu. Otóż od kilku miesięcy wyraźnie spada liczba Polaków deklarujących chęć wzięcia udziału w wyborach. Innymi słowy: spada spodziewana frekwencja. Na przykład w sondażu przeprowadzanym przez Homo Homini dla Wirtualnej Polski, tylko między poprzednim badaniem z 18 grudnia, a najnowszym z 8 stycznia spadła ona z 53 do 46 proc. Podobnie rzecz się ma w wypadku sondaży niektórych innych ośrodków badania opinii publicznej.
Jeśli dorzucić do tego złą i niezwykle smutną informację dotyczącą sporej liczby Polaków, którzy deklarują ankieterom, że nie wiedzą, na kogo chcieliby oddać głos - w wypadku najnowszego sondażu dla Wirtualnej Polski jest ich aż 14 proc. - to okazuje się, że najwięcej zwolenników wcale nie ma rosnące w siłę Prawo i Sprawiedliwość, ani oczywiście tym bardziej słabnąca Platforma, lecz ma je Partia Sprzeciwu, składająca się z ludzi, których z pewnością bardzo wiele dzieli, ale bez wątpienia jedno łączy: niechęć do istniejących sił politycznych.
Oznacza to, nie mniej ni więcej, że najnowsze zwycięstwo partii Kaczyńskiego nad ugrupowaniem Tuska odniesione zostało w warunkach kurczenia się liczby wyborców, którzy chcą uczestniczyć w kluczowym demokratycznym przedsięwzięciu, jakim są wybory. Rzecz jasna, także niedawna przewaga PO osiągana była w tych samych warunkach, czyli przy deklarowanej malejącej frekwencji, bo zjawisko to zaczęło narastać w drugiej połowie 2012 r.
Partią Sprzeciwu liderzy posiadających sejmową reprezentację ugrupowań pierwszej ligi (PiS i PO) ani też drugiej ligi (SLD, PSL, Ruch Palikota i Solidarna Polska) nie muszą się jednak specjalnie przejmować. Przynajmniej na razie. W końcu niezależnie od tego, czy frekwencja w wyborach wyniesie rzeczone 46 proc., czy 36 proc., albo wręcz zaledwie 26 proc., ich wynik będzie - z punktu widzenia obowiązującego prawa - ważny.
Pytanie wszelako - z jednej strony - o samopoczucie i wypływającą z niego determinację polityków, którzy mieliby rządzić w oparciu o tak wątły mandat (wątły, biorąc pod uwagę wszystkich uprawnionych od głosowania), a z drugiej strony - o płynącą z tak marnego poparcia polityczną zdolność do skutecznego forsowania niezbędnych w procesie rządzenia zmian; zmian często przecież niezwykle niepopularnych, jak choćby nakładanie wyższych podatków lub innego typu obciążeń.
Zatem na dłuższą metę, gdyby zainteresowanie udziałem w wyborach nadal spadało, ten niepokojący proces mógłby zacząć skutkować trudnościami w skutecznym zarządzaniu państwem (nie da się przecież tego robić bez możliwości przeobrażania go), co oznaczałoby zmniejszanie się jego sterowności. A to już na pewno byłoby zjawiskiem niezwykle groźnym dla nas wszystkich. Groźnym i wcale nie aż tak niemożliwym do ziszczenia się, skoro na razie ani co rusz kompromitująca się nieudolnymi rządami PO, ani popełniające niemało błędów PiS nie potrafią odnaleźć drogi do serc i umysłów milionów wyborców odwróconych plecami do świata polityki.
Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego w nowym, powstającym tygodniku, nazywanym na razie "Tygodnikiem Lisickiego" (www.tygodniklisickiego.pl) specjalnie dla Wirtualnej Polski