WAŻNE
TERAZ

Jest decyzja. LOT wybrał dostawcę nowych samolotów

Piotr Czerwiński: same dobre wieści!

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Same dobre wieści z Irlandii: wszystko wskazuje na to, że Wyspa Skarbów może wygrzebać się z kryzysu przed końcem dekady. Mniej więcej tyle zajmie wpakowanie się w kryzys innym krajom, w których jeszcze go nie ma, przez co należy rozumieć, że jeszcze przyjdą takie czasy, kiedy Dublin znów będzie rządził Europą. Jeśli dożyję tego dnia, zdążę pewnie wyłysieć już kompletnie, a także zapomnieć polskiego, ale nie przejmuję się tym. Nie przejmowanie się jest w końcu kwintesencją irlandzkości - pisze w felietonie dla WP.PL Piotr Czerwiński.

Piotr Czerwiński: same dobre wieści!
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Wittman
Piotr Czerwiński
SKOMENTUJ

*Przeczytaj także wcześniejsze felietony Piotra Czerwińskiego * Dziś zamierzałem pozgrywać się zwyczajowo z doniesień prasowych, które statystycznie co pół roku ogłaszają ostateczną datę wyjścia Irlandii z kryzysu, a także z irlandzkiej polityki, ze szczególnym uwzględnieniem premiera, ponieważ każdy publicysta pod słońcem naigrywa się z premiera kraju, w którym mieszka, i ja nie chciałem odróżniać się od reszty. Miałem też zamiar poświęcić kilka słów legendarnej europożyczce, która spędza sen z powiek lokalnym pismakom i całej świcie wyżej wymienionego, a którą, jeśli wierzyć wspomnianym doniesieniom, średnio co pół roku gotowi jesteśmy spłacić już tuż-tuż, a ona na podobieństwo fatamorgany oddala się i oddala.

Ale zmieniłem zdanie. Przemyślawszy sprawę, uważam, że wszystko to nie obchodzi mnie na tyle brutalnie, by odpuścić sobie sytuację ekonomiczną, pożyczki, premierów, kryzysy i inne bzdety, których nie muszę śledzić od kiedy przybyłem w te strony; odtąd bowiem datuje się mój rozwód z macierzystą profesją, czyli dziennikarstwem. Zapewne różnię się trochę od wielu moich rodaków, którzy udali się tu wiedzeni potrzebą natychmiastowego zarobkowania.

Ja przy nich muszę robić wrażenie autentycznego świra, który w kulminacyjnym punkcie pismackiej kariery porzucił ją, by zostać pisarzem, a po sukcesie debiutanckiej powieści zwariował do reszty, pakując manatki i ruszając w świat, podobnie jak prawie wszyscy jego literaccy idole. Przyświecało mi wtedy jedno marzenie: dorwać "day job", który nie wymaga słowotwórczej kreatywności, porzucić ambicje zawodowej kariery, a potem zniknąć w czeluściach własnej jaźni i pisać. I udało się. Wciąż nie potrafię potrafię oszacować, czy uczyniłem dobrze.

Po czterech powieściach i ośmiu latach emigracji patrzę na swoje dawne życie z dość dużej górki i widzę, że było całkiem śmieszne. Składało się z póz, które przybierałem nieudolnie, na podobieństwo karierowiczów, wzbudzających we mnie autentyczną pogardę. Ten interes musiał skończyć się źle. W tamtym świecie nie było miejsca dla człowieka niezdolnego do kombinowania i hipokryzji, przez co po dwunastu latach mówienia co naprawdę myślę, należało wypaść z karuzeli i liczyć się z tym, że nie wróci się na nią już nigdy.

Przedziwny jest to romans, ta Irlandia i ja. Kompletnie mi nie podchodziła, kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy. Ja też raczej nie byłem w jej typie. Spotkaliśmy się przez przypadek, ona była pijana, ja bez forsy i tak dalej. Ona liczyła na coś szybkiego, ja zwyczajowo, preferowałem dłuższą znajomość; guzik z tego wynikało i w dodatku nie mogłem jej zrozumieć, bo mówiła za szybko i coś tak jakby niewyraźnie. Nic nie wskazywało, że zostaniemy ze sobą dłużej.

Mieliśmy doły i góry, bo ja, niczym w tej piosence Cohena o partyzantach, zmieniałem swój życiorys co tydzień, wypisując pierdoły, że niby całe życie poświęciłem bieliźnie albo krojeniu ryb, licząc na to że Irlandia łyknie ten bajer i da mi pracę, a ona czytała o bieliźnie i dawała mi robotę przy rybach albo czytała o rybach i dawała mi robotę przy bieliźnie, i tak dalej. Nie wierzyłem, że to wszystko wyjdzie na logiczną prostą. A tu masz babo placek: minęła już prawie dakada. Najwyraźniej recepta na udany związek jest tylko jedna: chrzanić wszystkie konwenanse i być sobą do upadłego.

Tak czy siak minęło osiem lat. Napisałem w tym czasie trzy książki, pracując równolegle w swoim wymarzonym day-jobie, nie wymagającym słowotwórczej kreatywności i konswekwentnie zapominając polskiego, przez co kalki w rodzaju „nie mogę widzieć” albo „zrobiłem z nimi przyjaciół” stały się moją komediową codziennością. Zabawne jest w tym wszystkim to, że to moja pierwsza powieść emigracyjna była napisana wymuszonym Ponglishem, który musiałem wymyślać od podstaw, a gdybym poczekał parę lat, zakręcony język emigrantów pojawiłby się sam w mojej głowie.

Symptomatyczne jest też to, że moja ostatnia jak dotąd książka, „Pigułka Wolności”, napisana po siedmiu latach emigracji, wymagała już regularnego korzystania z Google maps i słownika, by zawarta w nim polszczyzna i topografia ździebko zapomnianej Warszawy miały posmak autentyczności. Znakiem tego zakładam, że za następne osiem lat będę już pisywał wyłącznie wydumane ekshumacje literackie "Mechanicznej Pomarańczy".

Trochę nam się ten związek z Irlandią schrzanił, kiedy ogłosiła, że grozi jej bankructwo, ale co tam, przecież my kochamy nasze muzy, choćby spłukały się do cna i olewały nas do imentu. W tym czasie można opisywać swe cierpienie, związane w tym, że muzy nas olewają, i gdyby ktoś nie wiedział, na tym polega bycie literatem. Z powyższego wynika, że co zaczęło się marnie, może skończyć się zupełnie nieźle, przez co ja i Irlandia póki co zostajemy parą. Kto wie, być może nasze irlandzko-polskie dzieci kiedyś jeszcze olśnią Europę.

A na koniec, wiadomość trochę innej natury: to już ostatni mój felieton z irlandzkiej serii. Temu również zawdzięcza swój nietypowy charakter. Pisanie cyklicznego felietonu, zwłaszcza takiego jak ten, z założenia naznaczonego ironią i surrealizmem, to trudna sztuka i nie da się jej uprawiać wiecznie, zwłaszcza, kiedy konkuruje z poczynaniami pisarskimi. Czas więc się pożegnać i skupić energię na literaturze.

Wszystkich czytelników pozdrawiam serdecznie, ze szczególnym uwzględnieniem tych, których można podejrzewać o umiejętność czytania ze zrozumieniem i chwytliwość w łapaniu ironii. Dziękuję za uwagę, polecając moje książki i wszystko, co jeszcze być może kiedyś jeszcze napiszę.

Wesołych Świąt, Ojczyzno, obojętnie która.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Wybrane dla Ciebie

Nadeszły upały. Prognoza na najbliższe dni
Nadeszły upały. Prognoza na najbliższe dni
"Budujemy lidera". Tusk chwali się podpisaną umową
"Budujemy lidera". Tusk chwali się podpisaną umową
Nowe fakty ws. zaginionego proboszcza z Pomorza. Wierni stracili miliony
Nowe fakty ws. zaginionego proboszcza z Pomorza. Wierni stracili miliony
Zmarł Leonard Lauder, twórca imperium Estée Lauder. Prawdziwy wizjoner kosmetyków
Zmarł Leonard Lauder, twórca imperium Estée Lauder. Prawdziwy wizjoner kosmetyków
Tragiczny wypadek w Łodzi. Kobietę zabił przejeżdżający tramwaj
Tragiczny wypadek w Łodzi. Kobietę zabił przejeżdżający tramwaj
"Absolutnie niedopuszczalne". Do samolotów weszła Straż Graniczna
"Absolutnie niedopuszczalne". Do samolotów weszła Straż Graniczna
Postawiła pasażerów na równe nogi. Zgubiła w pociągu pytona królewskiego
Postawiła pasażerów na równe nogi. Zgubiła w pociągu pytona królewskiego
Zielony dowód osobisty może pomóc podwyższyć emeryturę. A to niejedyna możliwość
Zielony dowód osobisty może pomóc podwyższyć emeryturę. A to niejedyna możliwość
Trener Iranu nie krył wzruszenia. "Niech Bóg Was chroni"
Trener Iranu nie krył wzruszenia. "Niech Bóg Was chroni"
"Przygotowujemy". Iran zapowiada groźny ruch. W tle broń jądrowa
"Przygotowujemy". Iran zapowiada groźny ruch. W tle broń jądrowa
"Heweliusz" na Netflixie. Serial przypomni o tragedii, która do dziś budzi pytania
"Heweliusz" na Netflixie. Serial przypomni o tragedii, która do dziś budzi pytania
Nowy sondaż partyjny. Mocny debiut formacji Brauna
Nowy sondaż partyjny. Mocny debiut formacji Brauna