Pieńkowski: trzeba zająć się polską kinematografią
W Polsce roli mecenatu państwowego nad kinematografią nie ma, i co przeraża to, to że nie ma też koncepcji, w jaki sposób państwo mogłoby w tym uczestniczyć - powiedział przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników Kultury, członek Filmoteki Narodowej, Grzegorz Pieńkowski w "Poranku w radiu TOK FM".
15.02.2005 | aktual.: 15.02.2005 11:19
Rafał Ziemkiewicz: Są dwa projekty ustawy o kinematografii, jutro mają być dyskutowane w Sejmie. Zacznijmy od tego, że myśl generalna jest taka, żeby stworzyć państwową instytucję o nazwie, Polski Instytut Sztuki Filmowej, która przejmie wszelkie sprawy związane z kinematografią.
Grzegorz Pieńkowski: To jest realizacja pomysłu, kiedy minister Dąbrowski miał jeszcze w czasach, kiedy był przewodniczącym Komitetu Kinematografii. Instytut wtedy miał zastąpić Komitet Kinematografii, zbierać fundusze na produkcję i je rozdzielać. Potem minister przestał być przewodniczącym Komitetu, wrócił jako minister i wrócił do tego pomysłu.
Rafał Ziemkiewicz: Czy jest potrzebny taki Instytut?
Grzegorz Pieńkowski: On w jakiś sposób jest potrzebny, jest potrzebne uporządkowanie spraw kinematografii w ogóle. Kinematografia zawsze była nastawiona na produkcję, w dalekim polu desinteresment rządowego, pozostawiając edukację, archiwizację i dystrybucję. Dystrybucja stała się sprawą spółek prywatnych, natomiast archiwizacja i edukacja pozostały.
Rafał Ziemkiewicz: Instytut miałby się tym wszystkim zająć?
Grzegorz Pieńkowski: Mówimy o projekcie rządowym, według założenia tego, jakie jest w obecnym, przepracowanym przez podkomisję kultury projekcie, wygląda to tak, że Instytut jest czymś szalenie dziwnym. Jest instytucją, która z jednej strony ma zbierać fundusze i jest organizacją para podatkową, w stosunku do kin, do nadawców i mają płacić widzowie poprzez odpisy do biletów, i wiadomo, że to nie wpłynie na obniżenie cen biletów. Instytut ma rozdzielać pieniądze na produkcję. Pozostaje Filmoteka, o to też były wojny, minister Dąbrowski miał pomysł żeby likwidować Filmotekę i robić z niej dział filmowy Biblioteki Narodowej, nie zapewniając na to funduszy. Filmoteka ma w dalszym ciągu zajmować się archiwizacją, będąc wyłącznie na dotacji państwowej, która pokrywa płace pracowników, resztę Filmoteka musi wypracowywać sama i jednocześnie być bezpłatnym zapleczem dla Instytutu. Jest tam wpisany obowiązek świadczenia bezpłatnych usług przez Filmotekę na rzecz Instytutu. Czyli Instytut zajmuje się wyłącznie
rozdzielaniem funduszy na produkcję filmów, ponieważ w tej wersji, jaką mamy obecnie, udało się, dzięki działalności związkowej i poselskiej, zablokować możliwość, która byłaby czymś kryminogennym. Instytut zbierając fundusze i rozdzielając je mógłby być jednocześnie producentem w pierwotnym znaczeniu. Dawałby pieniądze sam sobie na produkcję filmów. Jest wręcz zakaz produkcji.
Rafał Ziemkiewicz: Ale czy jest określone, według jakiego mechanizmu miałyby być te pieniądze rozdzielane?
Grzegorz Pieńkowski: Jest to dosyć mętne, pieniądze mają być przydzielane przez dyrektora Instytutu, który może wysłuchać opinii powołanych przez siebie doradców, ale te opinie go nie wiążą.
Rafał Ziemkiewicz: A dyrektor Instytutu odpowiada przed kim?
Grzegorz Pieńkowski: Odpowiada przed ministrem, tyle tylko że minister nie ma żadnej możliwości odwołania go. Może być odwołany tylko i wyłącznie, jeżeli nie zostanie zrealizowany, lub źle zostanie zrealizowany roczny budżet. Jest to przedziwna struktura, gdyby wycisnąć sam sok z tekstu ustawy to Instytut w kształcie proponowanym w obecnym projekcie robi dokładnie to samo, co Departament Filmu Ministerstwa Kultury i Sztuki, ale jest wyprowadzony poza ministerstwo.
Rafał Ziemkiewicz: Czyli można podejrzewać, że to jest polityczny skok na kasę?
Grzegorz Pieńkowski: Jest to i skok na kasę i rzecz, która jest dość charakterystyczna dla schyłkowości parlamentaryzmu, jeśli chodzi o kadencję. W wielu wypadkach jest to zapewnianie miejsc dla tych którzy mogą się nie załapać na stołki.
Rafał Ziemkiewicz: Ale od dawna mówi się, że trzeba coś zrobić z polską kinematografią, że nie ma pieniędzy.
Grzegorz Pieńkowski: To fakt, dotacje państwowe w pewnym momencie stały się niewystarczające, na całym świecie państwo określa siebie jako mecenasa.
Rafał Ziemkiewicz: Myśli pan o całej Europie.
Grzegorz Pieńkowski: Tak, głównie Europie. U nas tej roli mecenatu państwowego prawdę mówiąc nie ma, i to co jest przeraźliwe, to, to że nie ma koncepcji w jaki sposób państwo mogłoby w tym uczestniczyć. A jeżeli jest powiedziane w projekcie ustawy, że dotacje powinny być minimalne, jeżeli minister Dąbrowski mówi, że państwo powinno wycofać się z produkcji filmowej i opieki nad kinematografią...
Rafał Ziemkiewicz: Na rzecz Instytutu który byłby instytucją dostającą pieniądze publiczne, pieniądze przymusowe jak to się w ekonomii nazywa, ale nie państwową. Coś jak te fundusze, agencje skarbu państwa.
Grzegorz Pieńkowski: Mało tego, on ma dostawać te dotacje obowiązkowe, natomiast rozliczenie tego wszystkiego jest całkowicie przemilczane, nie ma żadnej kontroli nad wydatkowaniem tych pieniędzy jest tylko i wyłącznie budżet i ten budżet ma decydować o wszystkim. Trudno powiedzieć jak to będzie funkcjonowało, są tam bez przerwy odesłania do statutu, do rozporządzeń szczegółowych, których nie ma.
Rafał Ziemkiewicz: Jeunet powiedział, gdy kręcił Amelię, że francuska kinematografia to jest rządzona przez gromadę dziadków, którzy sobie nawzajem dają pieniądze na kręcenie filmów o małżeństwach kłócących się w kuchni. Boję się, że mówimy o tym, że trzeba Polską kinematografię wspomagać, ale boję się, że to się skończy kolejnym Quo Vadis, kolejną Zemstą, a polska Amelia pieniędzy nie dostanie.
Grzegorz Pieńkowski: Jest takie niebezpieczeństwo i to niebezpieczeństwo jest wpisane w kształt ustawy. Jeżeli minister ma decydować kto mu będzie doradzać, a nie ma tam rzeczywistej reprezentacji...
Rafał Ziemkiewicz: Pan powiedział, że Instytut Filmowy chce się zajmować produkcją, nie chce się zajmować dystrybucją. A wiem, że w Polsce film to się da nakręcić, ale żeby on wszedł do kin, można go sobie wypalić na CD i rozprowadzać.
Grzegorz Pieńkowski: Nie ma mechanizmów, które by zapewniały obecność polskiego filmu na ekranie. My proponowaliśmy przywrócenie pewnego mechanizmu, który działał przed II wojna światową. Był to mechanizm zachęcający kiniarza do wyświetlania filmu polskiego. Funkcjonowało to tak, im więcej wyświetlasz filmów polskich, tym większe masz upusty podatkowe, które płacisz z kina. Filmy były obecne na ekranach, były oglądane. Jeśli coś jest nieobecne na ekranach to widz nie może powiedzieć czy lubi czy nie. Widz głosuje nogami, przynosi pieniądze, jeśli cos jest złe, to się nie obroni. Film popularny, rozrywkowy, ale były też filmy o wysokim poziomie artystycznym i jeśli widz przyjdzie do kina na te filmy to znaczy, że on kupuje tę konwencję.
Rafał Ziemkiewicz: Czuję się przekonany, jeśli widz ma oglądać głupoty, to niech ogląda polskie a nie amerykańskie. Taki mechanizm upustów mógłby być stworzony, tak?
Grzegorz Pieńkowski: Tak, mówiliśmy o tym dosyć głośno, mówiliśmy wprowadzając w projekcie poselsko związkowym pewną propozycję rozwiązania odpisów, jeśli jesteśmy w UE, to są pewne konsekwencje. Jest pewien wspólny rynek europejski, proponowaliśmy zróżnicowanie odpisów w stosunku do filmów pochodzących z terenów UE i poza UE. I to byłoby zgodne z prawem wspólnotowym. Kiedy to stwierdzenie było dyskutowane na podkomisji kultury, pani wiece minister Odorowicz zaprotestowała przeciwko temu stwierdzeniu czymś kuriozalnym, powiedziała; nie możemy tego zrobić bo Amerykanie się obrażą.