Pięciu Polaków zginęło w Afganistanie
Pięciu polskich żołnierzy zginęło w Afganistanie. Do tragedii doszło 11 kilometrów od polskiej bazy w Ghazni około godziny 10.30. Ofiarami byli żołnierze z 20. Brygady Zmechanizowanej w Bartoszycach. Żołnierze zginęli, gdy pod pojazdem typu M-ATV eksplodował improwizowany ładunek wybuchowy, wielkości ok. 100 kilogramów. Nikt z załogi pojazdu nie przeżył wybuchu.
21.12.2011 | aktual.: 10.01.2012 13:27
St. kapral Piotr Ciesielski, st. szer. Łukasz Krawiec, st. szer. Marcin Szczurowski, st. szer. Marek Tomala i szer. Krystian Banach - to nazwiska poległych w Afganistanie polskich żołnierzy. Byli członkami Zespołu Odbudowy Prowincji (PRT), zajmującego się pomocą lokalnej ludności, budową infrastruktury, itp.
Potężna siła wybuchu
Do ataku doszło, gdy żołnierze wracali, już po wykonaniu czynności przez regionalny zespół odbudowy (PRT) z miejscowości Razaak. Wybuch nastąpił, gdy patrol zbliżał się do drogi Higwhawy 1 - głównej drogi łączącej Kabul z Kandaharem.
Konwój liczył sześć pojazdów, jechało nim 30 żołnierzy. Atak nastąpił pod czwartym pojazdem w kolumnie - powiedział Ochyra. Potwierdził, że ładunek miał wielkość ok. 100 kg, dodał, że trwają analizy, jak głęboko był zakopany, w jaki sposób był wykonany i odpalony.
Na miejsce zdarzenia natychmiast wezwano śmigłowce ewakuacji medycznej (MEDEVAC). Do wsparcia patrolu skierowany został również inny patrol wykonujący zadania w południowej części prowincji Ghazni. Żołnierzy niestety nie udało się uratować.
Zniszczony pojazd to M-ATV, czterokołowy opancerzony wóz produkcji amerykańskiej. Waży kilkanaście ton i jest specjalnie wzmocniony na wypadek najechania na minę. Jednak eksplozja, w której zginęli Polacy była zbyt potężna.
Żołnierze nie wracali tą samą drogą
Ochyra zaprzeczył, by żołnierze wracali tą samą drogą, którą jechali na miejsce. Podkreślił, że czas i trasy przejazdu patroli zmienia się za każdym razem. Poinformował, że we współpracy ze stroną amerykańską trwa zabezpieczanie śladów i analizy, które mogą doprowadzić do sprawców ataku. Przypomniał, że w ostatnim czasie zostało zatrzymanych kilku z listy najbardziej poszukiwanych rebeliantów.
Ochyra powiedział też, że żołnierze w bazie Ghazni przygotowują się do ceremonii pożegnania poległych kolegów. Odbędzie się ona w czwartek rano. Stamtąd ciała zostaną przewiezione do największej bazy sił koalicyjnych w Afganistanie do Bagram, gdzie cześć oddadzą im żołnierze sił ISAF. Następnie zwłoki zostaną przetransportowane do Polski - powiedział Ochyra.
Dla większości to była pierwsza misja. Najmłodszy żołnierz miał 22, najstarszy 33 lata. - Byli to żołnierze o bardzo dobrej opinii, wzorowo wykonujący zadania, na których zawsze można było liczyć - powiedział Ochyra.
Atak na polskich żołnierzy zbiegł się ze zbliżającymi się obchodami świąt Bożego Narodzenia. To nie pierwszy raz, gdy w tym czasie w Afganistanie giną Polacy. W 2009 roku tuż przed świętami zginął polski żołnierz. - Związek zamachu ze świętami jest prawdopodobny, ale nie całkowicie pewny. Minowanie dróg trwa cały czas, ale z drugiej strony zwiększenie natężenia ataków może być związane z nadchodzącymi świętami - ocenia dr hab. Piotr Balcerowicz z Instytutu Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Prezydent składa kondolencje
Przebywający z wizytą w Pekinie prezydent Bronisław Komorowski złożył kondolencje rodzinom pięciu polskich żołnierzy, którzy tego dnia zginęli w Afganistanie.
Spytany o to, czy w związku ze śmiercią Polaków ogłosi żałobę narodową, prezydent powiedział, że są odpowiednie procedury w resorcie obrony narodowej, które to regulują.
Dodał, że "są bardzo różne formy okazywania współczucia i zaznaczania powagi śmierci polskich żołnierzy".
Donald Tusk: to wielki dramat
- To jest najtragiczniejszy przypadek na naszych misjach wojskowych; bardzo smutna wiadomość dla całej Polski, ale przede wszystkim dla rodzin żołnierzy. Nie będę udzielał szczegółowych informacji, dopóki nie będę miał pewności, że rodziny poległych otrzymały wiadomości. Składam im bardzo szczere kondolencje. To rzeczywiście wielki dramat - powiedział premier Donald Tusk na antenie TVN24.
Jak poinformował premier, flagi w jednostkach wojskowych zostały opuszczone do połowy masztu. Poinformował że wciąż do rodzin docierają tak zwane "zespoły powiadamiania" i dlatego nie może przekazać szczegółów tragedii.
- Nic nie zadośćuczyni temu bólowi. Szczególnie, że ta tragedia spotkała nas przed Świętami. To będzie smutna Wigilia w polskim wojsku - oświadczył premier.
"Ta tragedia nie może wpływać na decyzje polityczne"
Zdaniem posła i byłego wiceministra obrony narodowej Antoniego Macierwicza z PiS, dzisiejsza tragedia nie może wpływać na decyzje polityczne. - To ogromna tragedia, ale jeśli mamy zobowiązania sojusznicze, to powinniśmy dotrzymać ich i zostać w Afganistanie do 2014 roku - mówi Macierewicz.
W opinii posła, misja zakończy się ostatecznie sukcesem, podobnie jak wcześniejsza misja stabilizacyjna w Iraku. Jak twierdzi Macierewicz, na bezpieczeństwie polskich żołnierzy negatywnie wpłynęły decyzje podejmowane w Ministerstwie Obrony Narodowej, między innymi niezapewnienie odpowiedniej osłony kontrwywiadowczej dla kontyngentu w Afganistanie.
Wcześniej Reuters, powołując się na rzecznika gubernatora Ghazni, podał informację o trzech zabitych polskich żołnierzach i jednym rannym. Do ataku przyznali się talibowie.
To największa strata w polskich szeregach od czasu wkroczenia polskiego kontyngentu w 2002 roku. W sumie w Afganistanie życie straciło 36 Polaków, wśród nich był jeden cywilny ratownik.
Polscy żołnierze, podobnie jak siły innych państw NATO, mają wycofać się z Afganistanu do końca 2014 r. - Nic nie wskazuje na to, by ten termin uległ zmianie. Z perspektywy polskiej jest to tragiczny incydent, jednak w szerszej perspektywie koalicyjnych strat jest to jedno z wielu tego typu wydarzeń. One nie będą wpływały na zmianę daty wycofania się - twierdzi Piotr Balcerowicz.