Pełnomocnik rodziny Ewy Tylman: To nie będzie łatwy proces
• Pełnomocnik rodziny Ewy Tylman: to nie będzie łatwy proces
• "Byłoby idealnie, gdybyśmy dysponowali nagraniem z miejsca zdarzenia"
• Adwokat: to nie był nieszczęśliwy wypadek, w takiej sytuacji Adam Z. poinformowałby rodzinę
Pełnomocnik rodziny Ewy Tylman przewiduje, że proces w sprawie jej śmierci "nie będzie łatwy". Nie ma nagrania, ale - zdaniem mec. Mariusza Paplaczyka, "dowody układają się w logiczną całość". O zabójstwo oskarżony jest Adam Z., kolega, z którym Ewę Tylman widziano po raz ostatni.
Rzeczniczka prokuratury prok. Magdalena Mazur-Prus podała, że "prokurator oskarżył Adama Z. o to, że w dniu 23 listopada 2015 roku w Poznaniu, działał z zamiarem ewentualnym pozbawienia życia Ewy Tylman. Zdaniem prokuratury zepchnął ją ze skarpy. Wtedy - jak ustaliła prokuratura - Tylman spadła i straciła przytomność. Adam Z nieprzytomną przemieścił ją przez teren oddzielający skarpę od Warty, a następnie zepchnął Ewę T. do wody". Według śledczych mężczyzna w chwili popełnienia przestępstwa był poczytalny.
Pełnomocnik rodziny Ewy Tylman, adw. Mariusz Paplaczyk powiedział Polskiej Agencji Prasowej, że "dowody, jakie przeprowadziła prokuratura, tj. kilkaset godzin nagrań monitoringu, zabezpieczonych z terenu całego miasta, przesłuchanie kilkudziesięciu świadków, w tym Adama Z., jak i też dowody w postaci eksperymentów procesowych, wskazują, że mamy ciąg zdarzeń, które układają się w logiczną całość". - Oczywiście byłoby idealnie, gdybyśmy dysponowali nagraniem z miejsca zdarzenia, czego niestety nie mamy - dodał.
Adwokat podkreślił jednak, że "z całą pewnością wersja zdarzeń wyklucza możliwość jakiegokolwiek nieszczęśliwego wypadku". - W takiej sytuacji Adam Z. następnego dnia poinformowałby rodzinę i innych o tym, że do takiego wypadku doszło i nie brałby udziału w tym całym spektaklu - mówił.
Przypomniał też, że brak jest śladów, które wskazywałyby na to, że oskarżony próbował w jakikolwiek sposób udzielić pomocy Ewie Tylman.
- Oskarżony nie zawołał pomocy, choćby poprzez telefon do pogotowia, czy innych służb, a wręcz przeciwnie - uczestniczył następnego dnia w sposób aktywny w jej poszukiwaniach. To wszystko sprawia, że stan, w którym Ewa Tylman znajdowała się tamtej nocy, wykluczał, aby o własnych siłach mogła się oddalić znad brzegu Warty. Jedyna osobą, która opuściła to miejsce o własnych siłach był Adam Z. - mówił Paplaczyk.
Polskiej Agencji Prasowej nie udało się uzyskać komentarza pełnomocnika Adama Z., mec. Ireneusza Adamczaka.
26-letnia Ewa Tylman zaginęła prawie rok temu. Po raz ostatni była widziana w nocy z 22 na 23 listopada 2015 r. w okolicach ul. Mostowej, przed mostem Rocha w Poznaniu. Z imprezy do domu odprowadzał ją kolega, Adam Z.
Ciało kobiety znaleziono pod koniec lipca, ok. 12 km od miejsca, w którym Tylman widziana była po raz ostatni. Tożsamość kobiety potwierdziły badania DNA. Sekcja zwłok, ze względu na stan odnalezionego ciała, nie pozwoliła jednak na ustalenie przyczyny jej śmierci.
Akt oskarżenia przeciwko Adamowi Z. liczy kilkadziesiąt tomów. W trakcie postępowania wykonano kilkanaście różnego rodzaju ekspertyz, a także zabezpieczono wszelkie dostępne nagrania z monitoringu, oraz telefony komórkowe nie tylko oskarżonego, ale także innych osób, które mogły posiadać wiedzę na temat zdarzenia. Kilkakrotnie przeprowadzany był także eksperyment procesowy.
W takcie postępowania zarzuty usłyszały także inne osoby, w tym zarzuty składania fałszywych zeznań, oraz zbezczeszczania zwłok. Jak poinformowała prokurator, materiały dowodowe w tych sprawach zostały wyłączone do odrębnego postępowania.
(oprac. Bartosz Lewicki)