"Pawłokoma kontynuacją dialogu historycznego"
Sobotnia uroczystość w Pawłokomie zaświadczyła
o gotowości prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego do kontynuacji
ukraińsko-polskiego dialogu historycznego - piszą ukraińskie gazety.
"Nowy prezydent (Polski) Lech Kaczyński uznał fakt popełnienia przestępstwa. Wielu jego rodaków jest jednak przekonanych, że nie miał on prawa prosić Ukrainy o przebaczenie" - pisze wytłuszczonym drukiem rosyjskojęzyczny "Kommiersant-Ukraina".
W sobotę prezydenci Polski i Ukrainy Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko uczestniczyli w uroczystości poświęcenia pomnika upamiętniającego 366 Ukraińców zamordowanych w roku 1945 przez Polaków w Pawłokomie koło Przemyśla. Obaj ocenili, że sobotnie uroczystości to ważny dzień, który wejdzie do historii pojednania narodów polskiego i ukraińskiego.
Według większości historyków, 61 lat temu oddział partyzantki poakowskiej dowodzony przez Józefa Bissa, "Wacława", rozstrzelał 366 zamieszkujących Pawłokomę ukraińskich cywilów. Był to odwet za uprowadzenie i zamordowanie 11 Polaków (niektóre źródła podają, że dziewięciu).
Są też badania wskazujące na osoby cywilne jako sprawców odwetu.
"Lwiwska Hazeta" zwraca uwagę na trudności, które pojawiają się podczas prób porządkowania ukraińsko-polskiej pamięci historycznej. Dziennik podkreśla, że ujawniły się one również w przededniu uroczystości w Pawłokomie.
"Pokazowe akcje (protestu) planowali nacjonaliści z Federacji Organizacji Kresowych i organizacji Młodzież Wszechpolska, w której jednym z przywódców jest lider nacjonalistycznej partii Liga Polskich Rodzin, obecny minister edukacji narodowej Roman Giertych" - zaznacza gazeta. (Giertych był honorowym prezesem Młodzieży Wszechpolskiej od 1994 r. do lutego tego roku, kiedy to ustąpił z tej funkcji).
"Niezadowolenie wyrażali także mieszkańcy (Pawłokomy), którzy początkowo przeciwstawiali się upamiętnieniu zabitych Ukraińców, pamiętając wyłącznie o własnych zamordowanych bliskich. Dzięki niemałym wysiłkom z obu stron (polskiej i ukraińskiej) obyło się bez incydentów" - podkreśla "Lwiwska Hazeta".
Jarosław Junko