Paweł Machcewicz: IPN stanie się molochem, w którym szlachetne zamiary będą utykały w morzu biurokracji
Pracowałem w IPN w ciągu pierwszych pięciu lat jego istnienia. On był dwa razy mniejszą instytucją niż teraz - przed planowanym powiększeniem. I on był molochem - strukturą niezwykle trudną do zarządzania, kilkanaście oddziałów i delegatur. Dokładanie kolejnych zadań, setek pracowników sprawi, że nikt IPN nie będzie w stanie de facto kierować. Będzie to jeszcze bardziej biurokratyczny moloch, gdzie nawet szlachetne zamiary będą utykały w morzu biurokracji - powiedział w programie #dziejesienazywo w Wirtualnej Polsce Paweł Machcewicz, historyk i dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, odpowiadając na pytanie co może grozić IPN pod rządami nowej ustawy.
Machcewicz obawia się także upolitycznienia tej instytucji. - W ciągu ostatnich pięciu lat, za kadencji Łukasza Kamińskiego, mechanizm odpolitycznienia instytutu. Członków rady IPN, która wybierała prezesa i sprawowała nadzór nad IPN , wskazywały uczelnie polskie. A z pośród tej puli kandydatów, politycy wybierali tych, którzy ostatecznie trafiali do rady. To był udany kompromis między czynnikiem społecznym i politycznym. Teraz tego nie będzie - stwierdził.
Na pytanie prowadzącego, czy obawia się, że PiS zawłaszczy instytut odparł, że nie chciałby, żeby "jakakolwiek partia decydowała samodzielnie, w sposób arbitralny o wyborze członków kolegium". - IPN jest jednak instytucją naukową, udało się stworzyć pewien standard naukowy i szkoda by było, żeby to zostało zmarnowane. Nawet jeżeli założymy, ze polityka historyczna ma być głównym zadaniem instytutu, to dobrze, żeby była prowadzona zgodnie ze standardami naukowymi, na wysokim poziomie, w sposób niepartyjny, jako dobro wspólne, publiczne. I tak moim zdaniem funkcjonował. Prezes Kamiński był niezależny, nie było mu blisko do PO, mimo że został wybrany w trakcie jej rządów - stwierdził Machcewicz.