PublicystykaPaweł Lisicki: utracona cześć Jerzego Zelnika

Paweł Lisicki: utracona cześć Jerzego Zelnika

- Jedni krzyczeli, że Zelnik to szuja i donosiciel, pisowski kapuś. Inni dowodzili, że wszystko to manipulacja i podła intryga. Wreszcie w sobotę wieczorem Radio Rock opublikowało oryginalne taśmy z nagrań i w ten sposób postanowiło przeciąć spekulacje. Problem polega na tym, że ujawnione taśmy niczego nie przesądzają. Po ich odsłuchaniu nie mam wątpliwości, że Zelnikowi wyrządzono krzywdę – pisze Paweł Lisicki w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Paweł Lisicki: utracona cześć Jerzego Zelnika
Źródło zdjęć: © Eastnews | Mateusz Jagielski
Paweł Lisicki

18.10.2015 | aktual.: 25.07.2016 17:43

W piątek wchodzę do redakcji mojego tygodnika. Ledwo zdążyłem wyjąć i odpalić komputer słyszę pytanie: „czy widziałem już historię Zelnika?”. Otwieram portal Gazeta.pl, czytam i diabli mnie biorą. Toż to nie do wyobrażenia – myślę sobie. Jak można było takie rzeczy mówić? Tworzyć czarne listy inaczej myślących, wyrzucać z pracy aktorów wspierających PO? Nie przepadam, eufemistycznie mówiąc, za Kubą Wojewódzkim, jednak tym razem, pomyślałem, trafił w dziesiątkę. Obnażył, widać, charakterystyczną dla części prawicowych wyborców naiwną chęć zemsty i odegrania się.

Parę godzin później przeczytałem wyjaśnienia znanego aktora, który utrzymywał, że rozmawiał na inny temat niż mu to imputowano i że pytania do rozmowy zostały dodane. Moja pierwsza reakcja? „Okropnie, siedziałby cicho. Po co dalej się kompromitować?”. Niemożliwe, żeby ot, tak sobie, mówił o poglądach Artura Barcisia lub Olgierda Łukaszewicza. Pojawienie się tych dwóch nazwisk zdawało się być niezbitym dowodem autentyczności przekazu, który zdominował media. W międzyczasie obejrzałem „Wiadomości” i inne programy telewizyjne. Wszędzie pojawiał się Artur Barciś i stwierdzał, że jest mu przykro.

W internecie, jak zwykle, rozgorzała wojna. Jedni krzyczeli, że Zelnik to szuja i donosiciel, pisowski kapuś. Inni dowodzili, że wszystko to manipulacja i podła intryga. Wreszcie w sobotę wieczorem Radio Rock opublikowało oryginalne taśmy z nagrań i w ten sposób postanowiło przeciąć spekulacje. Problem polega na tym, że ujawnione taśmy niczego nie przesądzają. Po ich odsłuchaniu nie mam wątpliwości, że Zelnikowi wyrządzono krzywdę.

Być może znany aktor wypowiada się tam zbyt niefrasobliwie, a jego chęć dołączenia do grupy doradców prezydenta Andrzeja Dudy jest nazbyt widoczna. Z drugiej strony, obrońcy aktora również dostali do ręki ważkie argumenty. Zapis rozmowy wcale nie musi Zelnika obciążać. Zważywszy wiek, specyficzną sytuację – obecność na dworcu, słabą słyszalność rozmówcy, który przedstawia się jako Janusz z kancelarii prezydenta – wypowiedzi aktora można tłumaczyć inaczej, niż to zostało pierwotnie przedstawione przez Wojewódzkiego et consortes. Zwrócił na to słusznie uwagę publicysta „Gazety Wyborczej”, Grzegorz Sroczyński.

Być może Zelnik myślał, że rozmawia o wcześniejszych emeryturach dla aktorów i że zwrócono się do niego jako do znawcy środowiska z prośbą o radę. Nie ma dowodu, żeby aktor uznawał owe wcześniejsze emerytury za formę kary. Owszem, wspomniał o aktorach wspierających bardziej Bronisława Komorowskiego, ale słowa o „czarnej liście” nie są jego. Wypowiedział je rozmówca, aktor ich nie podjął. Mógł myśleć, że prezydent Duda chce wykonać swoisty gest wobec przeciwnych mu niegdyś przedstawicieli środowiska artystycznego. Może sądził, że to wręcz forma pozyskania niechętnego Dudzie elektoratu? Jest to możliwa interpretacja.

Jak to się stało, że ta niezbyt mądra - znowu staram się nie używać dosadnych słów - satyra stała się przez kilka dni najważniejszym wydarzeniem politycznym w Polsce? Cóż, pokazuje to skalę histerii i paniki, jaka charakteryzuje wielu przeciwników PiS. Zmiana władzy łączy się w ich umysłach z czystkami, prześladowaniami i Bóg wie jakimi jeszcze nieszczęściami. W świadomości zwolenników obecnej władzy nie chodzi o zwykłą w demokracji zmianę polityczną, z którą zawsze trzeba się liczyć przy wyborach.

Nie, przejęcie rządów przez PiS nabiera wymiaru niemal apokaliptycznego. Jest katastrofą i klęską, czymś nie do zaakceptowania, upadkiem całego świata. Jedni zatem wołają, jak Wojciech Sadurski, o potrzebie stworzenia „kordonu sanitarnego wokół PiS”, inni ogłaszają, jak Adam Michnik, że rządy Jarosława Kaczyńskiego będą podobne do rządów Władimira Władimirowicza Putina, jeszcze inni próbują wtłoczyć ludziom w głowę skojarzenie między PiS a antysemityzmem - to z kolei wkład Tomasza Lisa. Są też tacy, jak Kuba Wojewódzki, który postanowili obnażyć hipokryzję wroga.

Tak bardzo żyją oni w świecie własnych idiosynkrazji i urazów, że każdą niejasność z góry interpretują na niekorzyść oponentów. W ich oczach zwolennicy PiS muszą być tacy jak stworzony przez nich w pierwszej wersji Jerzy Zelnik: mściwy i małostkowy człowiek, który nie marzy o niczym innym jak o tym, by wygryźć kolegów i koleżanki z pracy. Kto wspiera prawicę musi być, w tym ujęciu, frustratem, a jego czyny mają być podyktowane resentymentem i chęcią odegrania się. Stworzywszy sobie taki obraz przeciwnika, pozostaje już jedynie znaleźć odpowiednie przykłady. Można by to nazwać stereotypem, przesądem, uprzedzeniem; można by też, używając języka nieco bardziej popularnego, widzieć w tym obsesję. Jak zwał tak zwał: rozmówca Zelnika z góry wiedział, co musi usłyszeć od wspierającego prawicę aktora. On go nawet nie słuchał. Był jak prokurator święcie przekonany co do winy oskarżonego, który trzymając w ręku dowody winy, stara się za wszelką cenę doprowadzić do przyznania się.

Jak się okazuje i jak łatwo dostrzeże bezstronny słuchacz, słowa Zelnika jednoznaczne nie są. Gdyby nie to, że za wszelką cenę trzeba było przed wyborami skompromitować przeciwnika politycznego być może radio nie zdecydowałoby się wypuścić skrótu tej rozmowy. Stało się inaczej. Zwyciężyło pragnienie dokopania prawicy. Niestety, autorom ataku nie postało w głowie, że przygotowując pułapkę na Jerzego Zelnika, mogą uderzyć nie tylko w PiS, ale też w siedemdziesięcioletniego aktora o niewątpliwych zasługach dla polskiej kultury. Cóż, na wojnie jeńców się nie bierze i nikogo z antypisowskich zagończyków nie powstrzymała myśl o tym, że niszczą cześć niewinnego człowieka.

Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski

Paweł Lisicki – redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1299)