PublicystykaPaweł Lisicki: Nie miłuj bliźniego swego bardziej od siebie samego. Manifest antyimigracyjny

Paweł Lisicki: Nie miłuj bliźniego swego bardziej od siebie samego. Manifest antyimigracyjny

- Słowa papieża wywołały wręcz entuzjazm zachodnich mediów. Niestety, kolejny raz, kiedy obecny biskup Rzymu zdradza świadomość utraty związku z rzeczywistością i przedkłada utopijne pięknoduchostwo nad realizm. Masowy napływ muzułmańskich rodzin do katolickich parafii jest prostą drogą do upadku i tak już mocno osłabionego chrześcijaństwa na Zachodzie – pisze Paweł Lisicki w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Paweł Lisicki: Nie miłuj bliźniego swego bardziej od siebie samego. Manifest antyimigracyjny
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Angelo Carconi
Paweł Lisicki

06.09.2015 | aktual.: 25.07.2016 03:33

- Słowa papieża wywołały wręcz entuzjazm zachodnich mediów. Niestety, akurat kiedy obecny biskup Rzymu kolejny raz zdradza świadomość utraty związku z rzeczywistością i przedkłada utopijne pięknoduchostwo nad realizm. Masowy napływ muzułmańskich rodzin do katolickich parafii jest prostą drogą do upadku i tak już mocno osłabionego chrześcijaństwa na Zachodzie – pisze Paweł Lisicki w felietonie dla Wirtualnej Polski. Redaktor naczelny "Do Rzeczy" twierdzi, że przyjęcie danej społeczności na swe terytorium pociągnie za sobą groźbę konfliktów i niepokojów. Zdaniem publicysty odpowiedzialni politycy nie mogą kierować się odruchami serca i działać pod wpływem emocjonalnego szantażu, gdyż ich pierwszym moralnym obowiązkiem jest dobro własnego państwa i narodu.

Papież Franciszek wezwał wspólnoty klasztorne i parafie, by każda z nich przyjęła po przynajmniej jednej rodzinie uchodźców. „Kieruję apel do parafii, wspólnot zakonnych, do klasztorów i sanktuariów w całej Europie o konkretne wyrażenie Ewangelii i przyjęcie po jednej rodzinie uchodźców” – mówił w czasie niedzielnego spotkania z wiernymi Ojciec Święty. I, by nikt nie zarzucił mu, że to czcze deklaracje, dodał, że rodziny uchodźców przyjmą dwie watykańskie parafie.

Jak łatwo się domyślić, słowa papieża wywołały wręcz entuzjazm zachodnich mediów. Publicyści i komentatorzy odetchnęli z ulgą i prześcigali się w wymyślaniu pochlebnych określeń dla słów Franciszka. Niestety, akurat kiedy obecny biskup Rzymu kolejny raz zdradza świadomość utraty związku z rzeczywistością i przedkłada utopijne pięknoduchostwo nad realizm. Masowy napływ muzułmańskich rodzin do katolickich parafii jest prostą drogą do upadku i tak już mocno osłabionego chrześcijaństwa na Zachodzie. Gorzej, że dodatkowym efektem takich słów musi być zwiększenie fali uchodźców i osłabienie tych sił politycznych, które mają jeszcze resztki odwagi i starają się bronić granic Europy przed inwazją islamskich imigrantów. Dlaczego bowiem mowa tylko o jednej rodzinie, a nie o dwóch, trzech czy dziesięciu? Dlaczego tylko dwa kościoły watykańskie mają przyjąć uchodźców? W samej bazylice świętego Piotra znalazłoby się dość miejsca dla setek uciekinierów. Dlaczego się ograniczać i wytyczać jakiekolwiek bariery?

Oczywiście, apel o pomoc potrzebującym to rzecz piękna i szlachetna. Jednak polityka imigracyjna nie może się kierować tylko takimi, powiedzmy, że humanitarnymi, motywami. Zdecydowana większość uciekinierów szuka w Europie lepszego, bardziej wygodnego i bezpiecznego życia. Mają do tego prawo. Jednak to coś całkiem innego niż ucieczka przed groźbą śmierci i prześladowań. Z faktu, że ludzie chcą zapewnić sobie lepszy byt nie może wynikać moralny obowiązek innych, którzy im ten lepszy byt mają zapewnić. Tym bardziej w sytuacji, kiedy z góry można wiedzieć, że przyjęcie danej społeczności na swe terytorium pociągnie za sobą groźbę konfliktów i niepokojów.

Jak pokazują liczne przykłady wspólnot muzułmańskich w takich krajach jak Francja i Niemcy, przybysze z Biskiego Wschodu nie akceptują zachodniej kultury. Nie asymilują się, nie doceniają pomocy, którą się im oferuje, zamiast wdzięczności pełni są uraz i roszczeń. Zachód jest w ich oczach z jednej strony ziemią obiecaną, bo oferuje bogactwo, zdobycze socjalne i wysoki poziom życia; z drugiej - miejscem zepsucia i degrengolady, krainą grzechu i niegodziwości, zamieszkaną przez niewiernych. Wielu przybyszów łatwo ulega radykalizmowi. Są przekonani, że w nowych miejscach azylu należy wprowadzić, jeśli to tylko będzie możliwe, muzułmańskie prawo, obyczaje i sposób życia. Co więcej, można być pewnym, że wśród uchodźców znajdują się zakamuflowani członkowie komórek terrorystycznych, czy to potajemni wysłannicy państwa islamskiego, czy to zwolennicy innych, równie krwawych i bezwzględnych organizacji. Łatwość przenikania na Zachód, brak próby oddzielenia prawdziwych ofiar wojny od szpiegów i zabójców będzie musiał
przynieść tragiczne konsekwencje.

Sam widziałem niedawno, że większość najstarszych bazylik rzymskich chroniona jest przez uzbrojonych po zęby włoskich żołnierzy. Przed kim bronią oni tych świątyń? Przed krasnoludkami? Nie. Pilnują oni najstarszych kościołów – świętego Jana na Lateranie, Santa Maria Maggiore czy innych - przed ewentualnymi zamachami, które zapowiedzieli przecież przywódcy państwa islamskiego. Otwarcie na oścież granic Europy i zgoda na przypływ kolejnych fal uciekinierów jest de facto ogłoszeniem kapitulacji i, przykro to powiedzieć, robi wrażenie samobójstwa.

Różnej maści lewaccy ideologowie krzyczą, że niechęć do masowego przyjmowania muzułmańskich uciekinierów jest objawem islamofobii, zaściankowości, ksenofobii lub nacjonalizmu, no i oczywiście ciasnego i nieczułego serca. Nic bardziej mylnego. Dokładna obserwacja rozwoju sytuacji w krajach, gdzie już dzisiaj żyją duże skupiska wyznawców Allaha, nie pozostawia złudzeń: społeczności te bywają wylęgarnią terrorystów. Islam, inaczej niż chrześcijaństwo, nie uznaje godności i wartości osoby ludzkiej. W samych źródłach tej religii, w Koranie i hadisach, znaleźć można wiele przykładów pochwały dla użycia przemocy wobec niewiernych. Tym samym wielu muzułmanów, którzy nie potrafią się na Zachodzie odnaleźć, którzy czy to faktycznie są ofiarami dyskryminacji czy też po prostu mają poczucie krzywdy, wyjątkowo łatwo sięga po broń i terror. Są wychowani w tradycji, która aprobuje przemoc wobec niewiernych, więc kiedy czują się pokrzywdzeni odwołują się do niej.

Miłuj bliźniego jak siebie samego – mówi chrześcijańskie przykazanie. To jednak nie to samo, co miłuj bliźniego swego bardziej niż siebie samego. Politycy, którzy postępują odpowiedzialnie, nie mogą się kierować tylko odruchami serca lub działać pod wpływem emocjonalnego szantażu. Ich pierwszym moralnym obowiązkiem jest troska o dobro własnej wspólnoty, własnego państwa i narodu. Dopiero kiedy to jest zapewnione, mogą pomagać innym. Pomysł, żeby w imię pomocy uchodźcom ryzykować życie i dobro własnych obywateli nie ma, obawiam się, nic wspólnego z roztropnością. Dziwne, że jakoś nie zauważają tego ci wszyscy politycy i publicyści, którzy od tygodni powadzą głośną kampanię medialną, wzywającą do masowego przyjmowania imigrantów. Dlaczego to robią?

Być może faktycznie mają wyrzuty sumienia. Szczególnie zdaje się to dotyczyć Niemców, którzy cierpią na nieuleczalny kompleks winy po Holocauście i w związku z tym starają się podporządkować politycznej poprawności. Przyjmując na masową skalę imigrantów walczą o pozycję prymusa dziejowego postępu. Inni z kolei dawno już zapomnieli na czym zasadza się tożsamość i wartość chrześcijańskiej kultury. Dla nich islamscy przybysze będą środkiem do budowy nowego, multikulturowego i niezachodniego społeczeństwa. Tak rozumują jednak elity. Zwykli ludzie coraz częściej patrzą na nadciągające tłumy muzułmanów z rosnącą konsternacją i strachem.

Szkoda, że ani europejscy przywódcy, z chlubnym wyjątkiem Viktora Orbana, ani przedstawiciele Kościoła, na czele z papieżem Franciszkiem, nie chcą ich zrozumieć.

Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski

*

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1023)