PublicystykaPaweł Lisicki: między przyzwoitością a prowokacją

Paweł Lisicki: między przyzwoitością a prowokacją

Dawno już żaden uścisk dłoni, a ściślej jego brak, nie wywołał takiego poruszenia. Obraz prezydenta Andrzeja Dudy oddalającego się od premier Ewy Kopacz obiegł w kilka minut wszystkie wielkie portale. I, jak to bywa w takich sytuacjach, zaczął żyć swoim własnym życiem - pisze Paweł Lisicki w felietonie dla Wirtualnej Polski

Paweł Lisicki: między przyzwoitością a prowokacją
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Wittman
Paweł Lisicki

- Dawno już żaden uścisk dłoni, a ściślej jego brak, nie wywołał takiego poruszenia. Obraz prezydenta Andrzeja Dudy oddalającego się od premier Ewy Kopacz obiegł w kilka minut wszystkie wielkie portale. I, jak to bywa w takich sytuacjach, zaczął żyć swoim własnym życiem - pisze Paweł Lisicki w felietonie dla Wirtualnej Polski. Redaktor naczelny "Do Rzeczy" przyjrzał się licznym medialnym doniesieniom i komentarzom poświęconym uściskowi dłoni, do którego nie doszło w Gdańsku, i przedstawia trzy hipotezy na temat tego wydarzenia. Prezydent Andrzej Duda postanowił świadomie upokorzyć Ewę Kopacz czy sam wpadł na sprytnie zastawioną na niego pułapkę?

Są tacy, którzy w zachowaniu prezydenta dopatrują się złamania podstawowych reguł grzeczności. Tak wynika choćby ze słów jednego z ekspertów, dr. Janusza Sibory, który w różnych miejscach krytykował zachowanie Andrzeja Dudy. W Wirtualnej Polsce ekspert ds. protokołu dyplomatycznego mówił: „Prezydent źle się zachował. Inicjatywa powinna należeć do niego”. I dodawał: „Była to ceremonia państwowa, a więc sytuacja oficjalna, a nie towarzyska. Obowiązują na niej zasady precedencji. Goście przyjeżdżający na taką uroczystość oczekują, że przywita ich gospodarz. Prezydent jest pierwszą osobą w państwie, a premier czwartą. W tej sytuacji to on zawinił. Inicjatywa powinna należeć do niego”. Sibora nie ma wątpliwości: „Pierwszy powinien wyciągnąć dłoń pan prezydent”.

Tak też zachowanie prezydenta komentuje większość mediów – miało być ono objawem zarozumiałości, Duda miał się kierować chęcią obrażenia pani premier, niektórzy chcą w tym widzieć zresztą stałą cechę postępowania polityków PiS. Andrzeja Dudę zdążyli skrytykować już wszyscy, nawet raczej umiarkowany komentator „Rzeczpospolitej”, jakim jest Michał Szułdrzyński, nagle zdobył się na wyjątkowo ostre potępienie uznając, że prezydent zmarnował okazję, by zachować się przyzwoicie. Mocno powiedziane. Nie za mocno? Co się zatem stało?

Możliwości są trzy. Po pierwsze prezydent Duda postanowił pokazać swoją wyższość i ostentacyjnie, łamiąc reguły dobrego wychowania, dać do zrozumienia, kto tu jest ważniejszy. Mógłby się kierować albo urazą osobistą, albo wyrachowaniem – pomniejszając znaczenie Ewy Kopacz i dowodząc w ten sposób, że pani premier nie zasługuje na uznanie. Tak czy inaczej byłoby to zachowanie niezbyt poważne i wskazywałoby z jednej strony na brak kultury politycznej, z drugiej mówiłoby ono, że wizerunek Andrzeja Dudy jako człowieka otwartego, kulturalnego i grzecznego nie jest prawdziwy.

Ta wersja opowieści zawiera jednak poważne wady. Pierwszą i najważniejszą jest to, że idealnie wręcz pasuje do przekazu, jaki od tygodni usiłują wtłoczyć ludziom do głów propagandyści rządowi. Platforma zdaje sobie doskonale sprawę, jak silnym atutem dla opozycji jest Andrzej Duda. Reprezentuje on wszystkie te pozytywne cechy, które tak bardzo podobają się wyborcom, a których politycy prawicy, zdaniem ich oponentów, powinni być pozbawieni. Jest uśmiechnięty, nie dąsa się i nie okazuje zdenerwowania, jest sympatyczny i łatwo nawiązuje kontakty.

Do tej pory nie udało się go wyprowadzić z równowagi, trudno przypisać mu mściwość i pamiętliwość – idealne wady prawicowca, z punktu widzenia propagandy rządowej. Dlatego takie ostentacyjne obrażenie pani premier byłoby dla PO wręcz wymarzonym kąskiem. Wreszcie pojawiłby się dowód, że uśmiech prezydenta jest tylko maską, za którą skrywa się dobrze znana, naburmuszona i zadufana twarz. Gdyby faktycznie Andrzej Duda postanowił świadomie upokorzyć Ewę Kopacz byłby to zresztą błąd podwójny – raz, bo pokazywałby brak szacunku dla urzędu premiera, dwa, bo uderzałby w kobietę. Krótko: ta wersja opowieści zbyt dobrze pasuje do platformerskich oczekiwań, żeby można było ją bezkrytycznie przyjąć.

Bardziej prawdopodobne są zatem dwie inne hipotezy. Zgodnie z pierwszą brak uścisku ręki był efektem niezamierzonego zamieszania. Być może po prostu niezbyt jeszcze doświadczony prezydent, kiedy zauważył, że Ewa Kopacz zajmuje się swoimi urzędnikami, postanowił odejść. Nie mógł przewidzieć, że to drobne zawahanie stanie się tematem niekończących się i coraz ostrzejszych ataków.

Jednak najbardziej prawdopodobna zdaje mi się ostatnia hipoteza, zgodnie z którą całe zdarzenie było sprytnie zastawioną na Andrzeja Dudę pułapką. Zachęcam raz jeszcze wszystkich, by przyjrzeli się dokładnie zdjęciom na krótkim filmie obrazującym całą scenę. Prezydent i premier stoją obok siebie, po czym kątem oka obserwują, jak zachowuje się druga strona. Andrzej Duda chwilę czeka, co zrobi Ewa Kopacz, ta zaś błyskawicznie, nim prezydent wykonał jakikolwiek gest, zaczyna podawać dłoń ministrom.

Dopiero uważne przyjrzenie się sytuacji pozwala dostrzec, że słowa dr. Sibory o tym, że inicjatywa powinna należeć do prezydenta, nie uwzględniają kontekstu. Czyżbyśmy mieli się domagać od głowy państwa, by ustawiła się w kolejce do pani premier za jej ministrami i grzecznie czekała, aż ta łaskawie uściśnie mu dłoń? Film pokazuje delikatny wyraz zirytowania na twarzy Andrzeja Dudy, kiedy to, czekając na premier, widzi, jak ta rozmawia odwrócona do niego z ministrami.

Ciekawe, że w tych dziesiątkach, może nawet setkach, relacji, nikt nie zadał sobie trudu sprawdzenia, dlaczego pani premier, zamiast zwrócić się do prezydenta, zajęła się pogaduszkami ze swoimi urzędnikami? Dlaczego, jeśli tropimy małostkowość, to podejrzanym ma być z góry prezydent? Dlaczego dr. Sibora nie odpowiada na proste pytanie: jak ma się zachować głowa państwa, kiedy premier zachowuje się tak, jakby prezydent był powietrzem?

Warto analizować te gesty dokładnie, bo tylko w ten sposób można ustalić prawdę. Pewności co do tego, co się wydarzyło, nigdy mieć nie będziemy, chyba, że kiedyś wyjdą na światło dzienne nowe fakty. Może, jak to już tyle razy bywało, ktoś kiedyś wyzna, czy całe zdarzenie nie zostało ukartowane?

Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2651)