Paweł Lisicki: Macierewicz w roli szpiega
Wielu ludzi narzeka, że w Polsce kabaret polityczny przeżywa kryzys. Trudno się dziwić. W końcu politycy i dziennikarze są w stanie przedstawić taką tragifarsę, jakiej nie wymyśliliby profesjonaliści - pisze Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy", dla Wirtualnej Polski.
Oto - wszystko to na poważnie - "Gazeta Wyborcza", znana ze swojej programowej, zaciekłej i niekwestionowanej walki z lustracją, lekceważąca przez lata wpływ agentury na życie publiczne, postanowiła zaatakować Antoniego Macierewicza, ministra obrony narodowej, za to, że pozostaje on w związku z niejakim Robertem Luśnią, tajnym współpracownikiem SB. Nic nie szkodzi, że więź owa szybko okazała się nieco abstrakcyjna, bo opiera się na członkostwie w radzie fundacji, której prezesem był (jest?) rzeczony Luśnia. Gazecie nie przeszkodził też fakt, że Macierewicz od jedenastu lat, czyli od kiedy agenturalność Luśni wyszła na jaw, zerwał z nim stosunki i z własnej partii (a taką miał wówczas) na zbity pysk wywalił.
Wszystko to bez znaczenia. Ta sama gazeta, która wykpiwała i wyszydzała myślenie spiskowe między wierszami acz całkiem wyraźnie zasugerowała, że Macierewicz, pogromca rosyjskich wpływów i przeciwnik moskiewskich poputczików, sam utrzymuje kontakty nad wyraz podejrzane i dwuznaczne z Kremlem, a ściślej z ludźmi, którzy być może z kimś z Kremla prowadzą jakieś, choćby pośrednie interesy. Mało tego. Autorem tego śledczego artykułu okazał się być niejaki Tomasz Piątek, wcześniej występujący w roli pisarza po przejściach, były współpracownik "Krytyki Politycznej", zwolniony z niej wskutek samowolnej akcji rozsyłania donosów na media, których nie lubi. "Gazeta", której naczelny wydawał świadectwa moralności generałom Jaruzelskiemu i Kiszczakowi, która tak długo tolerowała znanego TW Lesława Maleszkę, teraz przeprowadziła jedną z najbardziej radykalnych akcji lustracyjnych w polskiej historii: Macierewicz jest winny tego, że w porę nie rozpoznał, że w jego otoczeniu znajdował się dawny TW.
Na tym nie koniec. Otóż ledwo materiał w "GW" się ukazał, odezwała się największa partia opozycyjna, która na dwa tygodnie przed szczytem NATO zażądała najpierw zawieszenia ministra Macierewicza, następnie zaś zgłosiła wniosek o wotum nieufności dla niego. By było jeszcze zabawniej przypomnę, że do tej pory PO utrzymywała, że szczyt NATO będzie jej sukcesem, bo to jej politycy do niego doprowadzili i go przygotowali. Czyli politycy PO nie zauważyli, że podejmując działania przeciw Macierewiczowi w tym momencie sami kwestionują tezę, którą od miesięcy głoszą: jak można przypisywać sobie sukces szczytu, który jednocześnie chce się zakwestionować? Swoistą wisienką na torcie - ależ ktoś musi mieć ubaw - jest to, że wniosek o wotum nieufności wobec Macierewicza ma w Sejmie przedstawić Stefan Niesiołowski, poseł od lat znany ze wszystkiego, tylko nie z rzeczowości i zdrowego rozsądku. Spuszczony ze smyczy wykrzyczy kilka inwektyw i, można się spodziewać, doprowadzi do awantury.
W całej tej historii, jak w pierwszorzędnej komedii, każdy występuje w innej roli niż powszechnie mu się przypisuje. Tak jak dawnej sztuce teatralnej wierna żona miała okazać się rozpustną kochanką, a szlachetny mąż rajfurem, tak we współczesnej polskiej wersji walczący z układami minister ma stać się ich twórcą, a wyśmiewająca je gazeta ma je obnażyć.
Jedyne co mnie zaskakuje to to, że wciąż znajdują się chętni, żeby tę parodię brać na poważnie. Jeszcze jeden to dowód pokazujący, jak niewiele wspólnego mają ludzkie przekonania z rzeczywistością, a jak dużo z uprzedzeniami. Nie są one rzeczą rozumu i analizy, ale woli i uczuć. Ci, którzy w Macierewiczu widzą szaleńca i człowieka opętanego, przyjmą dobrą nowinę z Czerskiej niczym słowo objawienia. Nic to, że zarzuty są wątłe, autor tekstu bez doświadczenia, a zebrane dowody to w najlepszym razie zbiór niezbyt logicznie związanych zdarzeń. Obraz Macierewicza, ruskiego szpiega, który pozostaje w niejasnych powiązaniach z mrocznymi postaciami z przeszłości tak doskonale pasuje im do obrazu świata, że kupują te bzdury i zachwycają się nimi.
Publikacja tego tekstu, a może jeszcze bardziej reakcja nań PO, pokazują jednak jedną ważną zmianę: po stronie opozycji zanikła kontrola jakości. Antypisowska obsesja sprawia, że ludzie jeszcze do niedawna zdolni trzeźwo myśleć i rozróżniać rojenia i marzenia od faktów, teraz łykają każdy absurd. Wszystko im pasuje do wszystkiego. Zabawne, że pod tym względem niewiele, albo i wcale nie różnią się od części swoich przeciwników, którzy w rządach Tuska upatrywali władzy rosyjskiego namiestnika, a w każdej decyzji PO dowodu zdrady i zaprzaństwa. Role się jednak odwróciły. Dziś to dawni liberałowie i przeciwnicy PiS cierpią na utratę kontaktu z rzeczywistością. Nie zauważają, że im łatwiej temu ulegają, tym mniejsze mają szanse politycznie konkurować z obecną władzą.
Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski
Paweł Lisicki - redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy".