Paul Manafort pomoże w kurdyjskim referendum. Kurdowie zyskali wpływowego sojusznika
Były doradca i szef kampanii Donalda Trumpa Paul Manafort został zatrudniony przez władze Irackiego Kurdystanu, by pomóc im w lobbowaniu za referendum niepodległościowym. Waszyngton jest przeciwny kurdyjskiemu plebiscytowi.
Paul Manafort nie jest w najbardziej komfortowej sytuacji. To wokół jego osoby skupia się większość podejrzeń w sprawie rosyjskich powiązań Donalda Trumpa. W związku ze śledztwem jego dom został niedawno przeszukany przez FBI; okazało się też, że jego telefon był podsłuchiwany przez amerykańskie służby przed i po wyborach w 2016 roku. Na dodatek, w środę wyszło na jaw, że Manafort oferował dostęp do informacji z kampanii wyborczej rosyjskiemu oligarsze Olegowi Deripasce, wobec którego ma niespłacone długi. Mimo tych problemów, jego usługi cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem. Jak donosi "New York Times", najnowszym klientem stały się władze Irackiego Kurdystanu, które zatrudniły go, by pomógł im w planowanym na najbliższy poniedziałek referendum niepodległościowym.
Nietrudno zgadnąć, dlaczego Manafort został zaangażowany. Referendum budzi ogromne kontrowersje, a jego legitymacja może w dużej mierze zależeć od stanowiska USA. Tymczasem Waszyngton - dla którego iraccy Kurdowie byli głównym sojusznikiem w walce z Daesz - uważa ruch prezydenta autonomicznego regionu Masuda Barzaniego za potencjalnie destabilizujący. Nic dziwnego, bo sprawa już wywołała pierwsze incydenty między Kurdami i Turkmenami; a biorąc pod uwagę postawę rządu w Bagdadzie, może przeobrazić się w pełnoprawny konflikt. Tym bardziej, że wśród potencjalnych kwestii spornych są granice, dostęp do pól naftowych wokół Kirkuku oraz sprawy mniejszości.
- Wszystko zależy od Waszyngtonu. Amerykanie są przeciwni referendum. Uważają, że skomplikuje ono już i tak trudną sytuację USA w Iraku. Krótko mówiąc, Waszyngton będzie musiał opowiedzieć się za rządem w Bagdadzie albo za rządem w Irbilu. Jeżeli wybuchną walki, to właśnie Amerykanie będą rozdzielać strony. Trudno wyobrazić sobie USA tolerujące interwencję zbrojną Iranu na terytorium Iraku. - powiedział w niedawnej rozmowie z WP dr Wojciech Szewko.
Zobacz: Szewko o referendum w Kurdystanie
Dlatego też rząd w Irbilu liczy, że Manafort użyje swoich osobistych związków z Trumpem aby przekonać go do uznania referendum za ważne. Zdaniem Petera Galbraitha, byłego amerykańskiego dyplomaty i doradcy Barzaniego, podejrzenia wokół Manaforta mogą skomplikować jego rolę, ale zatrudnienie go ma sens.
- To obce państwo, które chce międzynarodowego uznania i jeśli jest szansa wzięcia za orędownika kogoś, kto jest blisko prezydenta USA, to może być pomocne - powiedział Galbraith dziennikowi "New York Times".
Dla Manaforta nie jest to pierwszy raz, kiedy lobbuje za rządami, których interes jest sprzeczny z interesem USA. Republikański działacz zbudował całą swoją karierę na świadczeniu usług dla dyktatorów z wielu krajów świata. Odegrał też kluczową rolę jako doradca prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza i jego prorosyjskiej Partii Regionów. M.in. z tego faktu biorą się jego obecne problemy. Ale jak już nieraz pokazywał, z niejednych tarapatów potrafił wyjść obronną ręką.