Patriaci
Testy Rosomaka wypadły tak źle, że trzeba je było "poprawić".
02.04.2007 | aktual.: 02.04.2007 13:40
Czy minister obrony narodowej Marek Zająkała ryzykuje życie polskich żołnierzy? Czy robi to, by wyciszyć aferę związaną z przetargiem na kołowy transporter opancerzony (KTO) Rosomak? Jak się dowiedział "Wprost", pod koniec 2006 r. KTO Rosomak wypadł tragicznie na testach bezpieczeństwa. Pod znakiem zapytania stanęła realizacja wartego niemal 5 mld zł kontraktu z producentem, fińską Patrią. Dlatego, zdaniem naszych informatorów, wyniki testów poprawiono.
Dwóch uczestników testu Rosomaka odmówiło podpisania się pod wynikami. Byli to płk Grzegorz Nowak, wówczas pełnomocnik szefa MON ds. wdrażania KTO, i ppłk Jan Tyrka, wówczas dyrektor ds. technicznych WZM Siemianowice Śląskie (partner Patrii - fińskiego producenta rosomaków). Dokument podpisał natomiast wiceminister w MON Marek Zająkała. Kilka lat wcześniej, pracując w Najwyższej Izbie Kontroli, nadzorował on powstanie raportu, który nie stwierdził nieprawidłowości przy przetargu na KTO. - Nikt nie złożył protestu. Sugestia o poprawieniu wyników jest nieuzasadnionym oskarżeniem kierowanym wobec komisji prowadzącej badania - takie stanowisko zajął MON, ignorując jednocześnie pytanie "Wprost", jakie były powody odmowy podpisania protokołu przez dwóch ważnych członków komisji. - Na temat transportera kołowego nic nie wiemy. Jego testy są tajne i nie zostały nam przedstawione. Zresztą sprawa w ogóle nie była poruszana na obradach komisji - przyznaje "Wprost" Marek Opioła, poseł PiS, wiceszef Komisji Obrony
Narodowej.
Ciszej nad Rosomakami
Powstały dwa dokumenty dotyczące bezpieczeństwa rosomaków. Tajny raport o jakości polskiego KTO sporządzony przez płk. Grzegorza Nowaka "Wprost" ujawnił 7 marca 2007 r. Autor zalecał w nim "natychmiastowe wycofanie rosomaków z misji w Afganistanie". MON nie komentował raportu Nowaka publicznie. Była jednak inna reakcja - zdaniem naszych informatorów, stracił stanowisko sam płk Nowak, pełnomocnik szefa MON ds. kołowego transportera opancerzonego. MON udzielił "Wprost" enigmatycznej odpowiedzi, że z dniem 1 kwietnia nastąpią zmiany personalne mające na celu "usprawnienie procesu wprowadzania transporterów typu Rosomak do uzbrojenia Wojska Polskiego".
Dziwnych decyzji dotyczących rosomaków nie brakowało wcześniej. Na początku 2007 r. do zbudowania pancerzy dla rosomaków bez przetargu wybrano izraelską firmę Rafael. Wybrano ją, chociaż pojawiły się zarzuty, że nie wywiązywała się z zawartej w 2004 r. umowy offsetowej, a w całej sprawie prowadzone jest prokuratorskie śledztwo. Zdaniem MON, Rafael był jedyną firmą, która w tak krótkim czasie (do maja 2007 r.) była w stanie złożyć ofertę dopancerzenia Rosomaka. W 2004 r. Rafael podpisał umowę offsetową związaną z zakupem rakiet Spike, zgodnie z którą miał zainwestować w Polsce 440 mln USD. Z tego do 31 sierpnia 2006 r. zrealizowano jedynie 27,1 mln USD. Co ciekawe, wieże do Rosomaka miała produkować włoska firma Oto Melara. Wywiązywała się ze zobowiązań w podobnym stopniu jak Rafael i w październiku 2006 r. właśnie z tego powodu zerwano z nią umowę. Tymczasem z Rafaelem podpisano nowy kontrakt.
Dwa raporty
Raport z likwidacji WSI nie pozostawił suchej nitki na organizacji przetargu na kołowy transporter opancerzony. Co ciekawe, w ogóle nie odniesiono się w nim do raportu NIK (sporządzonego pod nadzorem Marka Zająkały, ówczesnego dyrektora Departamentu Obrony Narodowej i Bezpieczeństwa Wewnętrznego NIK w czerwcu 2004 r.), która badała ten sam przetarg. Konkluzje raportu WSI są w sprzeczności z wnioskami NIK, która napisała, że nie stwierdzono nieprawidłowości. Odniesienie się do raportu NIK musiałoby skutkować zarzutami pod adresem obecnego wiceministra Zająkały, dlatego zwyczajnie go zignorowano. - Nie uczestniczyłem w pracach związanych z przygotowaniem raportu z weryfikacji WSI i nie wiem, jakie informacje były podstawą do opracowania rozdziału ósmego raportu - mówi "Wprost" Marek Zająkała. Już pobieżna analiza raportu NIK z 2004 r. pozwala na stwierdzenie, że wnioski nie odpowiadają treści raportu. Na przykład wszystkie trzy oferty złożone w 2001 r. do MON nie spełniały wymogów ogłoszonych w przetargu. To
oznacza, że przetarg na KTO powinien zostać unieważniony już w pierwszym etapie. Później, w trakcie trwania przetargu, zwiększono liczbę zamówionych KTO z 215 do 690, co powinno skutkować ogłoszeniem nowego przetargu. Raport z likwidacji WSI jednoznacznie stwierdza, że oficerowie tej formacji koncentrowali się "na zyskach czerpanych z obrotu specjalnego" (czytaj: handlu bronią) i dlatego tolerowali nieprawidłowości w przetargach. - Zastosowany tryb udzielenia zamówienia publicznego był zgodny z obowiązującymi w czasie przetargu przepisami o zamówieniach publicznych oraz zgodny z rozporządzeniem Rady Ministrów w sprawie określenia szczegółowych zasad udzielenia zamówień publicznych ze względu na obronę bezpieczeństwa narodowego, ochronę tajemnicy państwowej, stan klęski żywiołowej lub inny ważny interes państwa. Działania uznano za legalne i rzetelne - zapewnia Marek Zająkała.
Podejrzani kontrahenci
Wątpliwości takie jak przetarg na KTO budziła również umowa z Rafaelem z 2003 r. Ówczesny wiceminister MON Janusz Zemke (zdaniem autorów raportu z likwidacji WSI, odpowiedzialny za nieprawidłowości przy przetargu na Rosomaka) zdecydował się na tryb zamówienia z wolnej ręki, rezygnując także z przeprowadzenia prób poligonowych rakiety, rzekomo po to, żeby zmniejszyć koszty. Rząd SLD pierwszy raz próbował kupić wspomniane rakiety już w 1997 r., stosowne umowy podpisano dosłownie w ostatnich dniach przed oddaniem władzy po przegranych wyborach. Rząd Jerzego Buzka odstąpił od realizacji kontraktu z Rafaelem, ponieważ próby pocisków wypadły negatywnie. Z wyboru Rosomaka i Spike'a zadowolony jest były szef MON Jerzy Szmajdziński, który uważa zarzuty umieszczone w raporcie WSI za bezpodstawne.
Poza ostrożnymi stwierdzeniami w raporcie z likwidacji WSI (podkreślono, że za Patrią lobbowali tajni współpracownicy tej służby) w sprawie zakupów ignoruje się problem korupcji przy przetargach zbrojeniowych. Kłopoty w tej materii ma zarówno Patria, jak i Rafael. Na początku marca 2007 r. fiński dziennik "Helsingin Sanomat" opublikował wypowiedzi emerytowanego wojskowego Erkkiego Heinili, byłego doradcy Patria Group, który ujawnił wiele - jego zdaniem - korupcyjnych praktyk stosowanych przez jego byłego pracodawcę przy innych kontraktach. Heinilä doradzał Patria Group, w czasie gdy firma negocjowała umowę z Egiptem w 1999 r. Zdaniem oficera, Patria nie poinformowała Egipcjan, że korzystała z usług lokalnego pośrednika, który otrzymał 10 proc. prowizji za kontrakt. Heinilä powiedział, że brał udział w spotkaniu, w którym prezes Patrii Jorma Wiitakorpi usprawiedliwiał płacenie łapówek, twierdząc, że bez nich nie doszłoby do transakcji.
W 2001 r. izraelski dziennik "Haaretz" opisał, jak Rafael przekazał działania marketingowe w Indiach prywatnej spółce Elu Asia. Zdaniem dziennikarzy, chodziło o pretekst do wyprowadzenia pieniędzy z firmy. Niedługo później wybuchła tzw. afera rakiet Barak. Zostały one wyprodukowane przez Rafaela i izraelską firmę IAI. Kontrakt wart 270 mln USD zawarto 23 października 2000 r., mimo że poprzednie rządy wyrażały wątpliwości, czy rzeczywiście taki system jest potrzebny. W październiku 2006 r. Indyjskie Biuro Śledcze ujawniło, że za kontrakt łapówkę w wysokości 3 proc. jego wartości wziął minister obrony George Fernandes.
Analiza nieprawidłowości przy przetargach nasuwa podejrzenia, że także w wypadku Polski nie powstały one przypadkowo. Czy urzędnicy MON w kilku ostatnich polskich rządach, którzy ukrywali przed opinią publiczną i polskimi żołnierzami choćby prawdę o produkowanych przez Patrię rosmakach, to - tak, jak się przedstawiają - patrioci, czy może raczej po prostu patriaci?