Parobek z przyszłością

Tylko 180 tysięcy (10 proc.) spośród 1,8 miliona gospodarstw rolnych w Polsce to prawdziwe farmy. Te 10 proc. gospodarstw wytwarza aż 90 proc. całej produkcji rolnej w naszym kraju. - To prawdziwa wiejska klasa średnia. Praktycznie tylko właściciele dużych rentownych gospodarstw są przedsiębiorczy i znają się na biznesie. To oni zmieniają mentalność małorolnych chłopów, którzy są zakładnikami XIX-wiecznego modelu gospodarstwa - mówi Barbara Fedyszak-Radziejowska, socjolog wsi z Polskiej Akademii Nauk. Pół miliona miejsc pracy stworzyli swoim nie produkującym na rynek sąsiadom rolnicy, którzy założyli wielkoobszarowe gospodarstwa. Na Dolnym Śląsku, Pomorzu Zachodnim, w Wielkopolsce oraz na Warmii i Mazurach bogaci rolnicy przejmują ziemię od swoich uboższych sąsiadów. Na razie najczęściej nieformalnie, bo nadal posiadanie ziemi (bez względu jak niska byłaby jej rynkowa wartość) jest namiastką bogactwa. Na początek grunty są wypożyczane bogatym sąsiadom. Wypożyczający dostają u nich pracę, a często dodatkowe świadczenia rzeczowe. Gdy już oswoją się z myślą, że ziemia wynajęta sąsiadowi jest znacznie lepiej wykorzystywana, zawierane są umowy dzierżawy, a w końcu dochodzi do sprzedaży. - Właściciele małych gospodarstw wreszcie dostrzegają, że w normalnej gospodarce nie ma miejsca dla czegoś, co funkcjonuje na przekór rynkowi. Rozumieją, że praca najemna u bogatego sąsiada to jedyna szansa na wyrwanie się z biedy - mówi Jan Krzysztof Ardanowski, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. Jak zauważa Leszek Grala, prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej, gospodarzom opłaca się zatrudniać najemnych pracowników, gdy mają co najmniej 300 hektarów. Po 1993 r. powstało 5 tys. gospodarstw o powierzchni co najmniej 450 hektarów (najwięcej w ostatnich dwóch latach). Powstały one przeważnie z ziemi kupowanej od drobnych rolników.

26.05.2003 07:18

-Początkowo moi sąsiedzi z rezerwą traktowali pracę u mnie, choć często znaliśmy się od dziecka. Gdzieś w pamięci mieli stereotyp parobka, który pracował na cudzym. Dopiero gdy zaczęli porządnie zarabiać, uznali, że błędem jest trzymanie się małych spłachetków ziemi. Mam świetnych pracowników. Brakowało im tylko bodźca, by zmienić dotychczasowy tryb życia - mówi Marek Baryłko, farmer z Imbramowic w pobliżu Świdnicy. Baryłko jest właścicielem gospodarstwa o powierzchni 850 hektarów (m.in. hoduje 120 krów mlecznych) i daje pracę dziesięciu sąsiadom. Roman Krasnowski wraz z Henrykiem Podkówką mają 500-hektarowe gospodarstwo (większość ziemi dzierżawią). Zatrudniają 31 rolników z sąsiedztwa. - Szybko się okazało, że ci ludzie doskonale sobie radzą z obsługą nowoczesnego sprzętu. Najpierw czuli się trochę nieswojo, ale gdy przekonali się, że w gospodarstwie można pracować tak jak w normalnej firmie, okazali się wydajni, pomysłowi i uczciwi - opowiada Krasnowski. Farma Krasnowskiego i Podkówki to właściwie nie
gospodarstwo, lecz nowoczesna firma osiągająca coraz większe dochody poza rolnictwem. Zimą - za pomocą własnego sprzętu - pracownicy gospodarstwa odśnieżają lokalne drogi.

Gdy Polska znajdzie się w unii, rolnicy, którzy skończyli 55. rok życia i zechcą sprzedać swoją ziemię (co najmniej 3 hektary) innemu rolnikowi, będą mogli otrzymać tzw. rentę strukturalną. Będzie ona wypłacana przez dziesięć lat - w wysokości nawet 500 proc. średniej emerytury rolniczej (600 zł). Ta renta może być katalizatorem restrukturyzacji wsi i być może przekona rolników, którzy nie chcą jeszcze sprzedawać swojej ziemi bogatym sąsiadom.

Sławomir Sieradzki

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)