Parlament Europejski apeluje o blokadę negocjacji akcesyjnych Turcji do Unii Europejskiej
• Parlament Europejski przyjął rezolucję ws. akcesji Turcji do Unii Europejskiej
• Negocjacje Turcja-UE rozpoczęły się 11 lat temu, wniosek Ankara złożyła w 1987 r.
• Kluczowe decyzje w sprawie akcesji mogą zapaść już w przyszłym miesiącu
24.11.2016 | aktual.: 24.11.2016 16:52
Parlament Europejski ocenił w rezolucji, że "środki represyjne, które wprowadził rząd turecki" są "niewspółmierne". Parlamentarzyści zaznaczyli, że obecne postępowanie władz łamie "demokratyczne wartości, na których opiera się UE".
Dokument Parlamentu Europejskiego podkreśla, że Turcja jest "istotnym partnerem", ale jeśli myśli o przystąpieniu do Wspólnoty, to powinna "zachowywać najwyższe standardy demokracji".
Rezolucja została przyjęta miażdżącą większością, aż 479 europosłów było za, 37 przeciwko, a 107 było nieobecnych.
Zły ruch?
Krytycy takiej decyzji PE twierdzą, że tego typu ruchy tylko dodatkowo rozwścieczą Erdogana, który z jednej strony może sięgnąć po jeszcze silniejsze represje, a z drugiej zacznie szukać alternatywnych ścieżek dla samej Turcji.
Niedawno świat obiegła zapowiedzieć prezydenta Turcji, który mówił o możliwości przystąpienia do Szanghajskiej Organizacji Współpracy, w której głównymi decydentami są Chiny i Rosja. Byłby to cios wymierzony Zachód i NATO.
Zwolenniczką łagodniejszego kursu jest m.in. Federica Mogherini, wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. Jej zdaniem "wszystkie kanały powinny zostać otwarte, bo jeśli proces akcesji zostanie zamknięty, wszystkie strony przegrają".
Były premier Szewcji, Carl Bildt, ocenił, że głosowanie świadczy o podążaniu za "krótkowzrocznym populizmem, a nie strategicznym, długotrwałym podejściem".
Turecka strona oceniła, że rezolucja PE odznacza się "brakiem wizji" i "nie jest prawnie wiążąca". Wicepremier kraju, Numan Kurtulmus, stwierdził, że stawką głosowania nie były wyłącznie negocjacje, a całe partnerstwo pomiędzy Turcją a Unią.
Zatrzymane przyspieszenie
Przyspieszenie negocjacji unijnych z Turcją było jednym z elementów umowy zawartej pomiędzy Ankarą a Brukselą w lutym odnośnie uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. Turcja jest krajem, w którym zarejestrowano już 2,7 mln uchodźców i to właśnie ten ona jest kluczowa w kontekście kryzysu migracyjnego. Za przyjmowanie nielegalnych imigrantów, którzy docierają do Europy rząd Erdogana wynegocjował 3 mld euro na utrzymanie rzeszy uchodźców kraju. Dodatkowo Ankara zaostrzyła kontrole, przez co działalność przemytników jest utrudniona.
Serwis Independent.co.uk ocenia, że umowa była głównym czynnikiem, który zahamował przyspieszającą migrację. W szczytowym okresie przez Morze Egejskie przeprawiało się ponad 2 tys. ludzi dziennie, a dziś jest to średnio ok. 100 osób.
Nadchodzi moment kluczowych decyzji
Tureccy politycy nie mijali się z prawdą, zaznaczając, że rezolucja Parlamentu Europejskiego nie ma wiążącej prawnie mocy. Formalnie żadne negocjacje nie zostały jeszcze zamrożone.
W przyszłym miesiącu ministrowie spraw zagranicznych państw UE zbiorą się na spotkanie, na którym mają ustalić dalsze losy 11 lat tureckich negocjacji. Ewentualna decyzja musiałaby później zyskać jeszcze poparcie parlamentów państw członkowskich Unii Europejskiej.
Alexander Lambsdorff, wiceprzewodniczący PE ocenił, że negocjacje Turcja-UE są "z gruntu nieszczere". - Ani Turcja, ani członkowie UE nie są zainteresowani ich sukcesem - ocenił w rozmowie z "The Guardian".
Prezydent Erdogan w ubiegłym tygodniu zapowiedział, że jego kraj może w przyszłym roku przeprowadzić referendum, w którym zadecyduje o dalszych losach rozmów. - Nawet Wielka Brytania zwróciła się do ludu, lud powiedział: 'wyjdźmy' i wyszli - mówił.
Erdogan wielokrotnie oskarżał Europę o udzielanie azylu "terrorystom kurdyjskim", groził też, że zerwie umową migracyjną, jeśli UE nie przyspieszy negocjacji akcesyjnych i nie wprowadzi ruchu bezwizowego. O tym, jak potężną kartę przetargową ma w tych rozmowach, najlepiej świadczą jego własne słowa z ubiegłego tygodnia. - Sądzę, że ci, którzy oferują schronienie terrorystom uciekającym z Turcji, są także gotowi na kilka milionów uchodźców - mówił prezydent.