Parada równości lepsza niż Euro 2012
Zdania warszawiaków dotyczące Europejskiej Parady Równości są podzielone. 45% jest zadowolonych z tego, że parada odbędzie się w Warszawie (w lipcu tego roku). 44% uważa, że parada nie powinna się tu odbywać. Zaledwie 7% deklaruje, że weźmie w niej udział (za: "Gazeta Wyborcza", 3-4.01). Szkoda. W moim przekonaniu Europarada ma szanse przyczynić się do promocji miasta i zmiany jego klimatu w znacznie większym stopniu niż Euro 2012.
Na Euro 2012 przybędą kibice, wśród których niemałą część stanowią zwykli chuligani, skłonni do spożywania nadmiernych ilości alkoholu i demolowania ulic. Ponoć kibice cudzoziemscy są znacznie bardziej agresywni niż polscy, toteż trudno sobie wyobrazić jakie miasto pozostawią po sobie. Na Euro przybędą również skorumpowani działacze, którzy skorumpują zawodników i kibiców, bo taka jest chyba natura działacza piłkarskiego. Po Euro zaś zostanie gigantyczny stadion, który warszawiacy będą musieli utrzymywać przez lata, póki nie zarośnie on trawą, na której rozłożą się tysiące straganów przywracając temu miejscu jego tradycyjnie komercyjny charakter.
Tymczasem Europarada przyciąga do miasta żywioł zróżnicowany, kreatywny, radosny, pozbawiony agresji. Warszawskie kluby zapełnią się artystami, intelektualistami, studentami i kolorową młodzieżą. Warszawskie ulice wypełni radosny marsz osób cieszących się wolnością, o niskim poziomie testosteronu, a wysokim endorfin. Możemy mieć nadzieję, że Europarada będzie poważnym krokiem w kierunku wzmacniania w Polsce tak zwanego kapitału kulturowego, a zwłaszcza, budowania przestrzeni kreatywności, niezbędnej dla bogacenia się społeczności.
Według Światowego Sondażu Wartości prowadzonego w 65 krajach, największym rozwojem cieszą się miasta otwarte, tolerancyjne, stawiające na wartości posttradycyjne, takie jak różnorodność, indywidualność, samorealizacja, swobodna ekspresja, indywidualizm, kreatywność, dążenie do szczęścia. Wiedzą o tym autorzy raportu opracowanego przez ministra M. Boniego, który wytyczać ma kierunki rozwoju i działania dla Polski ("Polska 2030"). Autorzy stwierdzają, że brak nam w Polsce klasy kreatywnej, czyli artystów, projektantów, dziennikarzy, architektów, intelektualistów, którzy z reguły osiedlają się w miastach wyróżniających się wysoką jakością instytucji wiedzy, wysokim poziomem sektora usług decydującego o atrakcyjności życia (w tym usług lifestyle’owych) oraz różnorodnością, otwartością i tolerancją (zob. s. 361 "Polska 2030"). Do takich miast "kreatywnych" należą Londyn, Amsterdam, Dublin, Hongkong, Bruksela, Berlin. Tam się chętnie przyjeżdża, wydaje pieniądze, otwiera biznes, tworzy, cieszy się życiem. W
Warszawie - jak dotąd - nie.
Mało jest miast i krajów, które cokolwiek zyskały na organizowaniu wielkich imprez sportowych (zwłaszcza, gdy imprezy się skończyły), wszystkie miasta dynamicznie się rozwijające zyskują na wspieraniu różnorodnych stylów bycia i symbolicznie rozumianej przestrzeni kreatywności. Jednym słowem - na wolności. Toteż cieszę się, że zaraz po niesłuchanie poważnych obchodach 600-lecia Bitwy pod Grunwaldem, a dwa lata przed mało poważnymi zawodami Euro, warszawskie ulice, choć przez chwile staną się terenem otwartości, różnorodności, tolerancji i wolności. A może to się przyjmie?
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski