"Parada Miłości" a nie protesty alterglobalistów
Trzyipółtysięczna manifestacja alterglobalistów przeszła ulicami Warszawy. Protest przeciwko Europejskiemu Szczytowi Gospodarczemu przebiegał pokojowo i - wbrew obawom - nie doszło do żadnych incydentów. Przypominał raczej "Paradę Miłości" niż głośne protesty antyglobalistów, które kończyły się poważnymi zamieszkami.
29.04.2004 | aktual.: 29.04.2004 21:43
Protest trwał od godz. 11.00 do 17.00. Przez blisko półtorej godziny protestujący zbierali się na Rondzie Zgrupowania "Radosław" (d. Rondo Babka) i tuż przed godz. 12.30 wyruszyli w kierunku centrum. Licząca 7 kilometrów trasa biegła ulicami Jana Pawła II, Al. Solidarności, Marszałkowską, Świętokrzyską, Nowym Światem i Al. Ujazdowskimi do kancelarii premiera.
Prowokacja pseudokibiców
Najgorętszy moment miał miejsce, gdy demonstrujący po raz pierwszy zobaczyli policyjne siły i barierki w pobliżu chronionej "strefy zero", przy Placu Bankowym. Protestujący brali właśnie szerokim łukiem zakręt - z Alei Solidarności w Marszałkowską. Ponad dwudziestoosobowa grupa wmieszanych w tłum krótko ostrzyżonych i ubranych w dresy pseudokibiców, wielu w koszulkach, bejsbolówkach i szalikach warszawskiej Legii, nagle znalazła się najbliżej policyjnego kordonu. Obrzucili policjantów obelgami, prawdopodobnie licząc na to, że sprowokują ich do interwencji - do tego jednak nie doszło.
Wówczas od zaczepiających policję odcięli się - dosłownie - alterglobaliści. Chwytając się za ręce, stworzyli w ten sposób własny kordon, który odciągnął manifestujących od grupki pseudokibiców. "Prowokacja!" - krzyczeli demonstranci, by przestrzec innych przed grożącą awanturą. "I policja, i organizatorzy manifestacji zachowali się profesjonalnie. Należą im się słowa uznania" - ocenił Sławomir Cybulski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, której współpracownicy monitorowali cały protest. Cybulski poinformował, że nie zanotowano incydentów w ciągu całego protestu i nie ma "w ogóle żadnych zastrzeżeń".
Papier do d...
Na wysokości ul. Królewskiej, skąd widać w oddali hotel Victoria, w kierunku policjantów poleciały rolki papieru toaletowego i papierowe kulki oraz fragmenty transparentów. Rzucający skandowali: "Jesteście do d... jak ten papier".
Według organizatorów protestu w demonstracji brało udział ok. 4 tys. osób; zdaniem policji blisko 3,5 tys. Do protestu przyłączyli się robotnicy zrzeszeni w "Solidarności'80" z Zakładów im. Hipolita Cegielskiego z Poznania, przedstawiciele Federacji Bezrobotnych ze Szczecina, Ogólnopolski Komitet Protestacyjny z Ożarowa, kilkuosobowa delegacja górników z wałbrzyskich biedaszybów, a także środowisk pacyfistycznych, anarchistycznych, lewicowych.
Bomby dla pokoju, to jak seks dla dziewic
Wielu z manifestujących nosiło maski, czarne chustki na twarzy, arafatki, kominiarki i kaptury. Wyposażeni byli w czarne flagi anarchistów, emblematy poszczególnych organizacji i ugrupowań, biało-czerwone flagi narodowe oraz tęczowe flagi ze znakiem "peace". Na transparentach widniały hasła: "Żadnej krwi za ropę", "Bomby dla pokoju, to jak seks dla dziewic", "Kapitalizm zbija - zabijmy kapitalizm", "Dla władzy tycie - dla nas życie na kredycie", "Dopiero, gdy zostanie wycięte ostatnie drzewo, ostatnia rzeka będzie zatruta i schwytana ostatnia ryba, wtedy uświadomimy sobie, że nie możemy jeść pieniędzy". Pochód otwierali bębniarze skandujący "Wojnie precz".
Wśród manifestujących jechały cztery samochodowe platformy, na których protestujący alterglobaliści "zagrzewali" zebranych okrzykami. Na ostatniej odkrytej platformie umieszczono dwumetrowy drewniany znak dolara, do którego, upozowani na ukrzyżowanego Chrystusa, przywiązywali się - na zmianę - młody mężczyzna i dziewczyna. Miała to być alegoria niewoli pieniądza.
W pochodzie szli też szczudlarze i Radykalne Cheerleaderki - grupa kolorowo przebranych feministek i anarchistek. W czasie przemarszu uczestnicy protestu tańczyli, śpiewali i bawili się w rytm muzyki puszczanej z głośników umieszczonych na platformach.
Utrudnienia w ruchu
Ulice, którymi szli protestujący, były etapami wyłączane z ruchu; po ich przejściu ruch przywracano. Wyłączano także stopniowo tramwajową trakcję elektryczną, by nikt z uczestników manifestacji nie zaczepił o nią transparentami. W newralgicznych miejscach np. przy "strefie zero" w pobliżu hotelu Sofitel Victoria, ambasadzie USA, kancelarii premiera i Ministerstwie Finansów, stały podwójne barierki i wzmocnione szeregi funkcjonariuszy. Oprócz tego widać było radiowozy, policyjne transportery i armatki wodne, których zresztą w ogóle nie użyto.
Grupki pseudokibiców dały jeszcze o sobie znać przy placu Trzech Krzyży. Trzech z nich wtargnęło do jednego ze sklepów spożywczych. Próbowali dostać się do alkoholu, wywrócili nawet ladę, ale ochroniarz zdołał wyrzucić ich ze sklepu.
Gotowi na "czarny scenariusz"
Oprócz samych organizatorów, bezpieczeństwa strzegli policjanci. Przygotowana na "czarny scenariusz" policja była z początku właściwie niewidoczna - pododdziały prewencji w kaskach i z tarczami, czuwały ukryte za budynkami. Widać było tylko policyjny śmigłowiec krążący nad zgromadzeniem.
Manifestujący, idąc ulicami Warszawy, mijali sklepy, restauracje i instytucje pozabijane blachami i deskami. Jedynym z nielicznych niezabezpieczonych miejsc na trasie była galeria Andrzeja Mleczki przy Marszałkowskiej. W witrynie wywieszono informację o dziesięcioprocentowym rabacie dla alterglobalistów. Cały czas otwarty był także sklep zoologiczny, który mieści się na Nowym Świecie. Sprzedawca zup w barze przy Świętokrzyskiej zachęcał do odwiedzin wieczorem, "jeśli nic się nie stanie".
Wśród napisów na zabitych dechami oknach wystawowych wyróżniał się tekst: "Lepiej w okno wstawić deski, niż mundurek mieć niebieski" - na Freta, między Starym a Nowym Miastem. Spośród wielu kartek na drzwiach, że w czwartek sklep, bar, księgarnia są zamknięte, zwracała uwagę informacja na zasłoniętych drewnianymi płytami oknach jednego z budynków na Nowym Mieście: "Informujemy, że w dniach 28-30 kwietnia Instytut kosmetyczny będzie czynny. Prosimy mocno pukać."
Gapiów więcej niż manifestujących
Na trasę przemarszu wyszły tysiące gapiów. Jak oceniali policjanci i służby miejskie, mogło być ich nawet więcej niż samych manifestujących. Najwięcej osób stało na skrzyżowaniach i rondach. Robili sobie zdjęcia na tle tłumu protestujących, nagrywali kamerą ich przemarsz. "Chcemy zachować pamiątkę dla naszych wnuków" - powiedział jeden z nich z uśmiechem.
Wśród gapiów wiele było osób starszych. "Te pieniądze powinny pójść na renty i emerytury, a nie na ochronę dzieciaków" - powiedziała zdenerwowana starsza pani.
W czasie manifestacji alterglobaliści kilkakrotnie zatrzymywali się. Przed Ministerstwem Finansów krzyczeli: "Rząd do roboty za 600 złotych!". Na Placu Trzech Krzyży usiedli na 10-minutowy odpoczynek. Wygwizdali tam też snajperów z dachu hotelu Sheraton i okolicznych budynków. Na jednym z zabezpieczonych styropianem budynków banku uczestnicy protestu namalowali sprayem hasła: "Rząd na bruk, bruk na rząd", "Spal radiowóz za Ożarów".
W okolicy ambasady USA protestujący zatrzymali się na ok. 15 minut. Przed budynkiem, pilnowanym przez policjantów wyposażonych w tarcze, ustawiono dwa szeregi barierek. Zebrani skandowali hasła: "Terroryści, złodzieje!", "Jankesi do domu!", "Po co ta krew. Stop wojnie!", "Bush terrorysta", a do policjantów: "Rzućcie pałki, chodźcie z nami".
Każda władza żyć przeszkadza
Po godz. 16 alterglobaliści dotarli przed kancelarię premiera, skandując hasła: "Każda władza żyć przeszkadza", "Złodzieje". Niektórzy tańczyli w rytm piosenek z filmu "Akademia Pana Kleksa".
Przed godz. 17.00 manifestację formalnie rozwiązano, a demonstranci zaczęli się rozchodzić. Przedstawiciel środowisk anarchistycznych, Marek Kurzyniec, podziękował w imieniu organizatorów wszystkim manifestantom. "Będziemy tu zawsze, kiedy Wy będzie organizować ten głupi i nikomu niepotrzebny szczyt gospodarczy. Będziemy na ulicach, żeby walczyć o nasze prawa" - zapewnił.
Manifestacja alterglobalistów została pozytywnie oceniona zarówno przez jej organizatorów, jak i władze miasta.
Arkariusz Zajączkowski, "Owca", z Koalicji Grup Wolnościowych "Antyszczyt Wa 29" powiedział, że manifestację uważa za "absolutny sukces". "Cieszę się, że udało się ją przeprowadzić w pokojowy sposób" - podkreślił.
Nawet niektórzy sklepikarze mówili, że żałują, iż zasłonili płytami witryny swych sklepów. "Ciekawy jestem, co świat myśli teraz o władzach Warszawy i o policji. Stolica przygotowywała się na zagładę, a w zamian ma radosny happening przy muzyce" - skomentował to jeden z uczestników demonstracji, student Politechniki Warszawskiej.
Sprzeciw bez agresji
Minister obrony Jerzy Szmajdziński, pełniący obowiązki szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, podkreślił, że demonstracja alterglobalistów dowodzi, iż "sprzeciw może być zauważony bez agresywnych działań". "Być może właśnie od Warszawy zacznie się pokazywanie w sposób pokojowy poglądów na świat i jego przyszłość" - powiedział.
"Nie spodziewałem się aż tak dobrego przebiegu demonstracji" - cieszył się wiceprezydent stolicy Władysław Stasiak. Dodał, że "manifestacja była modelowa". Pokojowy charakter manifestacji alterglobalistów może w pewnym stopniu pomóc przełamać stereotyp alterglobalisty-zadymiarza - uważa prof. socjologii Andrzej Rychard z Uniwersytetu Warszawskiego. Podobnie sądzi lider Forum Inicjatyw Pozarządowych Jakub Wygnański.