PolskaPaństwo, w którym nie działa e-mail

Państwo, w którym nie działa e‑mail

Jacek Świat napisał kiedyś o dwóch katastrofach. Jedną był Smoleńsk, drugą śledztwo. Tę drugą katastrofę można jednak rozciągnąć także na inne obszary. Zobaczymy wtedy, w jakim stanie jest polskie państwo.

Państwo, w którym nie działa e-mail
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Sergei Chirikov

Niektóre katastrofy są efektowne. Można je transmitować w telewizjach informacyjnych i za ich pomocą manipulować społecznymi nastrojami. Inne jednak są ukryte, dostrzegalne tylko dla tych, którzy zdołają przedrzeć się przez pierwsze strony gazet. Jeśli nakreślimy obraz polskiego państwa z perspektywy elementarnych form jego działania – sprawności urzędów, działania administracji, przygotowania elit i wreszcie ich wyobraźni – zobaczymy obraz bardzo smutny. Chciałoby się powiedzieć: smutniejszy od katastrofy lotniczej. Ale byłaby to nieprawda. Tych wielkich i widowiskowych katastrof nie byłoby, gdyby państwo działało sprawnie, gdyby to, co mało widoczne i z pewnością nie tak ciekawe, było dla rządzących równie interesujące jak palenie marihuany pod sejmem.

Katastrofa, której nie widać

Jest 10 kwietnia 2010 r. Minister Radosław Sikorski dowiaduje się o katastrofie w Smoleńsku. Jego przerażenie nie powinno budzić naszych wątpliwości – minister jest szczerze przejęty. Prosi o pełną listę pasażerów. Jest tylko jeden kłopot, nie ma jak jej przesłać ministrowi, bo od poprzedniego dnia nie działają w ministerstwie skrzynki mailowe.

Materiału do diagnozowania stanu polskiego państwa jest wiele. Zacząć jednak warto od tego przytoczonego wyżej. W ujawnionych rozmowach Sikorskiego z Centrum Operacyjnym MSZ jak w pigułce znalazło się wszystko, czego chcielibyśmy dowiedzieć się o państwie, ale najczęściej boimy się zapytać. Bo czy oglądając efektowne materiały pokazujące sprawność naszej armii, możemy sobie wyobrażać, że państwo tak naprawdę nie działa i że w jednym z najtrudniejszych dla współczesnej Polski momentów zawodzi elementarne narzędzie komunikacji? Co można o takim państwie powiedzieć? Pewnie to, że ono samo jest katastrofą. Taką na miarę Smoleńska.

Droga, szkoła, szpital

Na użytek dalszych rozważań zacznijmy od krótkiego przeglądu.

Trzy obszary zarządzania państwem miały być chlubą rządu Tuska: komunikacja, edukacja i służba zdrowia. Trzy dziedziny, które przez poprzednie rządy były rzeczywiście zaniedbywane. Po ponad 20 latach pod względem samodzielności Polska nadal nie jest skomunikowana. Wieloznaczność słowa „komunikacja” niech nas nie zmyli: nasz kraj jest nieskomunikowany, jeśli idzie o drogi i nowoczesne linie kolejowe, ale jest także nieskomunikowany pod względem informatycznym.

Oczywiście mantruje się, że autostrady są potrzebne, tworzy się plany i ogłasza przetargi. Póki co jednak powstają dopiero pierwsze spójne odcinki Wschód–Zachód. O kluczowym ze względu na naszą podmiotowość transporcie Północ–Południe można tylko pomarzyć. Z północnej Polski do południowej najlepiej się jedzie przez Niemcy.

Polska jest nieskumunikowana także dlatego, że pomimo stworzenia osobnego resortu, który zajmuje się informatyzacją, ta leży w powijakach. Choć równie dobrze można powiedzieć – w kajdankach.

Stan edukacji przedstawia się jeszcze gorzej. Wbrew modernizacyjnym zapewnieniom obecnej ekipy, pomimo tych wszystkich ideologicznych nowinek, które do edukacji wkraczają, stan struktur oświatowych w terenie jest bardzo zły. Rząd, który za cel sobie postawił wyrównanie szans edukacyjnych dzieci z różnych grup społecznych, doprowadził do sytuacji, w której szkoły zaczynają znikać z małych miejscowości.

Podobnie jest ze służbą zdrowia. Dzięki aferze z udziałem Beaty Sawickiej dowiedzieliśmy, że PO ma zamiar uzdrowić finansowo polskie szpitale. Do końca tego roku szpitale mają osiągnąć rentowność. Dyrektorzy placówek robią więc, co mogą, żeby zmniejszyć obciążenia. Ponieważ dla szpitala głównym ciężarem jest lekarz i pielęgniarka (o pacjencie nie wspominając), uzdrowienie finansów polega na zwalnianiu i obcinaniu pensji. W dalszej kolejności na zamykaniu oddziałów.

PO poniosła porażkę w modernizowaniu Polski. Ta porażka jest katastrofą państwa. To wiemy. Ale dlaczego tak się dzieje?

Państwo niepoważne

Odpowiedź na to pytanie z pozoru jest oderwana od ziemi i nie ma wiele wspólnego z politologiczną analizą. Chodzi o to, że rządzący nie traktują państwa poważnie. A kiedy się traktuje państwo poważnie? Wtedy, gdy bierze się pod uwagę realizację najgorszego scenariusza. Dopóki politycy znajdują się w drzemce i nie biorą na poważnie zagrożenia, państwo nie jest traktowane poważnie.

To zetknięcie powagi z niepowagą jest znakomicie widoczne w przytoczonej na samym początku tekstu sytuacji. Egzystencjalna powaga śmierci prezydenta została zdezawuowana przez dość groteskowe wydarzenie, jakim jest awaria skrzynek mailowych.

Czy do katastrofy smoleńskiej doszłoby, gdyby ktokolwiek brał na poważnie możliwość jej wystąpienia? Czy dopuszczono by do tak źle przygotowanego lotu? Czy prezydent byłby pozbawionych ochrony? Czy na lotnisku byłyby nasze służby? I czy wreszcie tego feralnego dnia działałyby skrzynki mailowe? Czy premier wiedziałby, na jaki dokument ma się powołać, by zapewnić Polsce prowadzenie śledztwa? Itd. Te pytania mają sens niezależnie od tego, czy to był zamach, czy nie. Ich sens bierze się z tego, że w każdym z możliwych scenariuszy smoleńskich widoczna jest nędza polskiego państwa.

Do katastrofy smoleńskiej doszło właśnie dlatego, że poprzedziła ją inna katastrofa. Mniej zauważalna, za to rozciągnięta w czasie, to katastrofa państwa, które samo siebie przestało traktować poważnie. W czasie kohabitacji prezydenta Kaczyńskiego z premierem Tuskiem dochodziło do gorszących, choć przy okazji groteskowych scen przepychanek o samolot. Tusk i jego współpracownicy dopuszczali do tego, bo nie brali pod uwagę, że scenariusz z 10 kwietnia jest w ogóle możliwy. (...)

Mateusz Matyszkowicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (590)