Utopione miliony. Państwo wciąż nie odzyskało wszystkich pieniędzy
14 miesięcy po podpisaniu umowy z handlarzem broni na dostawę 1241 respiratorów polskie państwo wciąż nie odzyskało 46 mln zł utopionych w tej transakcji. A prokuratura przez ponad rok nie potrafiła nawet zebrać dowodów w śledztwie dotyczącym tego zakupu.
Saga z zakupem respiratorów przez Ministerstwo Zdrowia zaczęła się dokładnie 14 kwietnia 2020 r. Wtedy to w siedzibie resortu ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński podpisał umowę na zakup 1241 respiratorów z Andrzejem Izdebskim - właścicielem firmy E&K, znanym wcześniej raczej z handlu bronią, niż sprzętem medycznym. Po podpisie złożonym na umowie przez Cieszyńskiego na konto Izdebskiego natychmiast wpłynęło 35 mln euro zaliczki, czyli ok. 154 mln z 200 mln zł, które miała dostać lubelska firma.
Zakupu dokonano z pominięciem wszelkich procedur zakupowych, tłumacząc się wyjątkową sytuacją pandemiczną. Cieszyński do dziś nie wyjaśnił, dlaczego postanowił kupić sprzęt medyczny od handlarza bronią. Z doniesień "Rzeczpospolitej" wynikało, że Izdebskiego mogła mu rekomendować Agencja Wywiadu.
Unia Europejska to wróg Polski? Były ambasador w USA nie przebierał w słowach
Prokuratoria walczy o pieniądze dla państwa
Izdebski okazał się nierzetelnym dostawcą. Łamał kolejne terminy dostaw sprzętu, ostatecznie dostarczył 200 z 1241 respiratorów, innych modeli niż zamówiło ministerstwo, z niekompletną dokumentacją, ze złamaniem harmonogramów dostaw. Ostatecznie Ministerstwo Zdrowia odstąpiło do umowy z E&K, żądając równocześnie zwrotu zaliczki, przy potrąceniu odpowiednich kwot za dostarczony sprzęt.
Z 35 mln euro przekazanych E&K odliczono 9 mln euro za dostarczone 200 respiratorów, ale doliczono 3,6 mln euro kar za niedotrzymanie warunków umowy. Firma Izdebskiego spłaciła z tego jedynie 14,2 mln euro. Z dokumentów ujawnionych podczas kontroli poselskich Michała Szczerby i Dariusza Jońskiego wynika, że przez dwa miesiące MZ nie robiło nic, żeby odzyskać miliony od Andrzeja Izdebskiego.
Sprawa nabrała tempa po wkroczeniu do akcji Prokuratorii Generalnej, reprezentującej Skarb Państwa przed sądami. Dzięki wnioskom jej urzędników do sądu udało się doprowadzić do zabezpieczenia środków na kontach E&K.
46 milionów zaległości
Na początku czerwca zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia, ile dokładnie pieniędzy udało się odzyskać od Andrzeja Izdebskiego, a z jakimi kwotami handlarz bronią jeszcze zalega. Jarosław Rybarczyk z Biura Komunikacji MZ przekazał nam, że łączne roszczenia Skarbu Państwa wobec firmy E&K to 15,5 mln euro (w tym kary umowne) plus nieujawnione przez MZ odsetki. Według dzisiejszego kursu euro daje to 70,7 mln zł.
Jak informuje MZ, 14 kwietnia tego roku komornik przelał na konto Ministerstwa Zdrowia 24,5 mln zł. A to oznacza, że Andrzej Izdebski wciąż zalega państwu 46,2 mln zł.
Ciężko będzie to odzyskać
Z czego Andrzej Izdebski miałby spłacić ten dług? Z ostatnich dostępnych danych z Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że w 2019 r. firma E&K przyniosła 94 tys. zł zysku przy 818 tys. zł przychodu. Nowszych danych nie ma. Ale z informacji przekazanych nam przez Jarosława Rybarczyka z MZ wynika, że komornik zabezpieczył 418 respiratorów należących do E&K. Obecnie trwa wycena sprzętu przed jego ewentualną licytacją.
Jaką wartość ma ten sprzęt? Według rozmówców Wirtualnej Polski z branży medycznej, którym w ostatnich miesiącach oferowano kupno tego sprzętu, komornik zabezpieczył respiratory firmy Vyaire typu Bellavista 1000.
W transakcji z Izdebskim z ubiegłego roku Ministerstwo Zdrowia wyceniło ten sprzęt na 113 tys. zł za sztukę. To by dawało 47,2 mln zł. Ale nasi rozmówcy twierdzą, że po pierwsze podobne urządzenia są oferowane obecnie na rynku w cenie ok. 70 tys. zł za sztukę. W dodatku sprzęt od E&K nie miał ani właściwej dokumentacji, ani wymaganego osprzętu, więc może być problem z jego sprzedaniem. No i nie należy zapominać o jeszcze jednym - obecnie nie ma dużego zapotrzebowania na nowe respiratory, bo magazyny są pełne sprzętu zakupionego w szczycie pandemii.
Nie chcą komentować
Ani Andrzej Izdebski, ani Janusz Cieszyński nie chcieli komentować dziś transakcji z kwietnia 2020 r. Cieszyński dwa tygodnie temu wrócił do rządu. Premier Mateusz Morawiecki powołał go na stanowisko sekretarza stanu odpowiedzialnego za informatyzację. Premier nie czekał na zakończenie śledztwa, które prokuratura prowadzi w sprawie nieprawidłowości przy zakupie respiratorów, ale także maseczek zakupionych przez Janusza Cieszyńskiego od firmy instruktora narciarskiego i kolegi ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.
Zapytaliśmy Prokuraturę Okręgową w Warszawie, co dzieje się ze śledztwem wszczętym ponad rok temu. Jej rzeczniczka poinformowała, że "przedmiotowe postępowanie toczy się w sprawie, co oznacza, że nikomu nie przedstawiono zarzutów". Dodała, że "obecnie gromadzony jest materiał dowodowy".
Dopytaliśmy, kiedy możemy spodziewać się zakończenia śledztwa. - Wskazanie terminu zakończenia postępowania na obecnym etapie nie jest możliwe - odpowiedziała prokurator Aleksandra Skrzyniarz.
Poprosiliśmy o ocenę tego śledztwa, prowadzonego przez ponad rok, ministra sprawiedliwości. Służby prasowe Zbigniewa Ziobry odesłały nas do Prokuratury Krajowej. Dział prasowy tejże poinformował nas, że nie widzi niczego złego w ciągnącym się od maja 2020 r. śledztwie. "Sprawa była analizowana w Departamencie ds. Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Krajowej w ramach sprawowanego nadzoru służbowego. Nie stwierdzono nieprawidłowości w procedowaniu" - przekazał nam dział prasowy PK.
Szymon Jadczak
szymon.jadczak@grupawp.pl