Państwo daje i odbiera podatek
Mieszkańcy Nowej Kuźni, malutkiej podopolskiej wioski, skrzyknęli się i postanowili, że przekażą 1% swego podatku na założone przez siebie towarzystwo. Planowali, że za zebrane pieniądze postawią w wiosce kosze na śmieci. Tymczasem to, co zebrali, muszą teraz oddać państwu. I jeszcze dopłacić - podaje "Gazeta Wyborcza".
Trzy lata temu w liczącej 200 mieszkańców Nowej Kuźni założono Stowarzyszenie Zrównoważonego Rozwoju Wioski. Przede wszystkim po to, by zająć się miejscowym stawem będącym rezerwatem przyrody z unikalnymi okazami flory, m.in. kotewką orzechem wodnym. "To było wówczas jedno wielkie bajoro, w którym te unikalne okazy niszczały, wszystko gniło. Postanowiliśmy to ratować" - mówi dziennikowi Gabriela Gwóźdź, sołtys Nowej Kuźni i prezes stowarzyszenia.
Wystarali się o pieniądze od władz gminy Prószków, a nawet ze specjalnego funduszu ONZ. We współpracy z naukowcami uniwersytetów z Wrocławia i Opola udało się zinwentaryzować wszystkie gatunki fauny i flory na terenie stawu. Oczyszczono go, stworzono wokół ścieżkę dydaktyczno-przyrodniczą, ustawiono tablice, drewniane stoliki z ławkami, wybudowano pomost - informuje gazeta.
"Wiele udało się zrobić, ale mieliśmy większe apetyty. Żeby jednak występować o dotacje, trzeba mieć wkład własny. Postanowiliśmy postarać się o uznanie naszej organizacji jako instytucji pożytku publicznego, żeby ludzie mogli przekazywać nam 1% ze swoich podatków" - wyjaśnia Gabriela Gwóźdź. Z prywatnych pieniędzy opłacili przygotowanie stosu potrzebnych dokumentów i w grudniu ub. roku stowarzyszenie z Nowej Kuźni zostało wpisane na listę organizacji pożytku publicznego.
Urząd skarbowy poinformował ich niedawno, że podatnicy przekazali na konto stowarzyszenia 924 zł. Ale całą kwotę muszą oddać państwu, a nawet dopłacić. Dlaczego? Bo od tego roku, zgodnie z ustawą o wolontariacie, organizacje pożytku publicznego muszą w Monitorze Polskim B (organ rządowy, w którym publikowane są bilanse firm) opublikować sprawozdanie finansowe, co kosztuje 700 zł za stronę. "Ponieważ nasze sprawozdanie zajmie minimum dwie strony, to musimy zapłacić więcej, niż dostaliśmy" - nie kryje rozczarowania przed "Gazetą Wyborczą" Gabriela Gwóźdź.(PAP)