Pańska skórka
Niemal co trzeci mężczyzna na świecie jest obrzezany. Głównie ze względów religijnych, choć do zabiegów zachęca też światowa organizacja zdrowia. Nasila się jednak aktywność obrońców napletka. Skąd tyle zamieszania o kawałek skórki na czubku penisa?
23.03.2009 | aktual.: 28.05.2018 15:04
Nie ma co ukrywać: ten artykuł nie pomoże wam w podtrzymaniu konwersacji przy rodzinnym obiedzie. Nie wiem też, jak będzie z jego czytaniem w miejscach publicznych. No bo jak tu się przyznać do zainteresowania napletkiem? Tymczasem z tym fałdem cienkiej skóry wiąże się zaskakująco wiele rytuałów. I sporów. Wśród ekspertów nie ma nawet zgody, do czego jest potrzebny i czym może skończyć się jego usunięcie. Napletek nie jest niczym nadzwyczajnym – wśród ssaków nie mają go tylko dziobak i kolczatka. Przypomina budową powiekę lub wargę: jego zewnętrzna warstwa pokryta jest normalnym (choć delikatnym) naskórkiem, a wewnętrzna – błoną śluzową. Rodzi się z nim każdy zdrowy chłopiec. Skąd więc pomysł, by masowo go pozbawiać? I to naprawdę od dawna, bo najstarsze obrazki przedstawiające zabieg odkryto w egipskich grobowcach z okolic roku 2300 przed naszą erą. Na dodatek wydaje się, że zwyczaj ten rozwinął się na różnych kontynentach niezależnie od siebie.
Wielkie cięcie
Większość obrzezanych mężczyzn na świecie to wyznawcy islamu i judaizmu. Według Tory – żydowskiej świętej księgi – obrzezanie ma symbolizować przymierze zawarte między Bogiem i Abrahamem. Zabiegu dokonuje się dokładnie w ósmym dniu od narodzin. Powinien się tym zająć ojciec dziecka, ale ponieważ zazwyczaj nie ma odpowiednich kwalifikacji, zabiegu dokonuje wyszkolony członek społeczności – mohel. W Koranie nie ma mowy o obrzezaniu, ale jest ono dokonywane jako tradycyjna praktyka nazywana tahera, czyli „oczyszczenie”. Podobnie jak u Żydów, również w islamie podkreśla związek człowieka z Bogiem. W sześciu szkołach tej religii jest obowiązkowe, w pozostałych bardzo zalecane (nieobrzezany muzułmanin nie ma prawa udać się w pielgrzymkę do Mekki).
Wraz z rozprzestrzenianiem się islamu, począwszy od VII wieku naszej ery, obrzezanie zaczęło być coraz szerzej praktykowane jako znak podkreślający przynależność do danej społeczności.
Pozbawienie napletka może jednak odgrywać jeszcze inne role. Może być na przykład elementem inicjacji, przyjęcia do grona dorosłych mężczyzn. Wtedy jest dokonywane u chłopców w wieku dojrzewania lub u młodych dorosłych. Często wymaga wykazania się odwagą i odpornością na ból – jak w przypadku niektórych plemion z subsaharyjskiej Afryki albo starożytnych Majów i Azteków.
Obrzezanie jest częścią niezwykle rozbudowanego rytuału u rdzennych mieszkańców Australii. W plemieniu Arunta procedura zaczyna się, gdy chłopiec ma 11–13 lat. Najpierw jest wysoko podrzucany w górę i łapany przez grupę dorosłych mężczyzn, co symbolizuje jego wyjęcie spod władzy kobiet. Przebija się mu przegrodę nosową, a przez otwór przekładana jest kość. Kolejnym etapem pozwalającym na przekazanie plemiennych tajemnic jest obrzezanie dokonywane wyłącznie w męskim gronie. U grup Aborygenów znad rzeki Finke obcięty napletek jest dawany do połknięcia najmłodszemu bratu obrzezanego. Ma mu zapewnić zdrowie i siłę. Z kolei w społeczności zachodnich grup Arunta jest przekazywany siostrze, która go suszy, barwi czerwoną ochrą i nosi na szyi. W innych częściach świata odcięty napletek bywa topiony w wodzie, chowany w dziuplach drzew, zakopywany, a nawet – jak na Madagaskarze – zawijany w liść bananowca i dawany do zjedzenia cielęciu.
Śmieszy was, gdy „dzikusy z Australii” traktują obcięty kawałek siusiaka jako obiekt magiczny? Zaraz, zaraz, a kto jeszcze ćwierć wieku temu modlił się do napletka? W 1982 odbyła się prawdopodobnie ostatnia w Europie procesja z okazji Święta Obrzezania Pańskiego, kiedy to po ulicach włoskiego miasteczka Calcata obnoszono relikwię – rzekome pozostałości napletka Jezusa pochodzące właśnie z jego obrzezania. Rok później świętą skórkę skradziono wraz z ozdobną szkatułką, kładąc kres kultowi chyba najdziwniejszej chrześcijańskiej relikwii. Kiedyś była niezwykle popularna – w średniowieczu do jej posiadania przyznawało się w tym samym czasie kilkanaście katedr i klasztorów. Kościół katolicki oficjalnie wyparł się jej dopiero w 1900 roku, a święto obrzezania Jezusa usunął z kalendarza oficjalnych świąt dopiero podczas Soboru Watykańskiego II. Co nie przeszkadza między innymi luteranom lub prawosławnym obchodzić je nadal. * Mistyka podparta praktyką*
Przyglądając się powszechności obrzezania (30 procent wszystkich mężczyzn powyżej 15. roku życia), trudno się oprzeć wrażeniu, że ma ono jakiś inny od rytualnego sens. Tym bardziej że obyczaje towarzyszące zabiegowi są tak różnorodne.
– Napletek nie ma żadnej szczególnej funkcji, jednakowo funkcjonują mężczyźni z nim i bez niego – mówi „Przekrojowi” doktor Krzysztof Piechna, chirurg urolog z Centralnego Szpitala Klinicznego Akademii Medycznej w Warszawie. – W zasadzie tylko brud się tam zbiera i podejrzewam, że to było przyczyną pojawienia się zwyczaju obrzezania u dawnych plemion.
Tę samą hipotezę popiera wielu antropologów i etnografów. Pod napletkiem gromadzi się mastka – natłuszczająca wydzielina zawierająca także złuszczone komórki napletka. Ciepło i wilgoć, jakie panują pod napletkiem, dają doskonałe warunki do rozwoju chorobotwórczych mikroorganizmów. Zwłaszcza u ludzi o niskiej higienie osobistej. Potwierdzają to wyniki badań: u chłopców obrzezanych 10 razy rzadziej dochodzi do zakażeń układu moczowo-płciowego. Mniejsze jest także ryzyko chorób wenerycznych: kiły, rzeżączki czy zakażenia chlamydiami. – Wiadomo także, że mężczyźni, którzy we wczesnym dzieciństwie mieli obcięty napletek, nigdy nie chorują na raka prącia – dodaje doktor Piechna. – Dlaczego? Czort wie. Ale to rzadki nowotwór, podczas 20 lat pracy widziałem może trzy albo cztery przypadki.
Niektórzy naukowcy sugerują, że obrzezanie dzieci mogło również zapobiegać kłopotom ze stulejką – zwężeniem napletka uniemożliwiającym jego odciągnięcie. Podczas życia płodowego i u noworodków napletek jest najczęściej sklejony z żołędzią. Ich rozdzielenie następuje zazwyczaj w okolicy trzeciego–piątego roku życia, choć czasem trzeba poczekać kilka lat dłużej. Z tego względu maluchom nie wolno na siłę odciągać napletka. Czasami jednak mimo oddzielenia się napletka od żołędzi otwór w nim jest zbyt mały, by można go było ściągnąć. To właśnie stulejka. Oprócz problemów z utrzymaniem higieny może to prowadzić do utrudnień w siusianiu, a w dorosłym życiu – w seksie. Taki problem dotyczy kilku procent chłopców i w najtrudniejszych przypadkach leczy się go, usuwając zgrubiały i ciasny fragment napletka (Uwaga, to nie jest obrzezanie, po zabiegu napletek nadal może skrywać żołądź). – To drobny zabieg, trwa od 10 do 30 minut – wyjaśnia Krzysztof Piechna. – Wykonuje się go w znieczuleniu miejscowym lub ogólnym
(zwłaszcza u dzieci). Gojenie trwa 10–14 dni.
Inne argumenty medyczne za usuwaniem napletka przywołuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), organizując kampanię na rzecz obrzezania jako... metody zapobiegania zakażeniom HIV. Badania prowadzone w Afryce wykazały, że u obrzezanych mężczyzn ryzyko zarażenia się HIV jest mniejsze o 60 procent. Dlaczego? Po pierwsze, częstsze infekcje członka ułatwiają cząsteczkom wirusa wtargnięcie przez uszkodzone tkanki. Na dodatek po wewnętrznej stronie napletka znajduje się dużo komórek będących bezpośrednim celem ataku wirusa HIV. Z kolei odsłonięte komórki nabłonka żołędzi wytwarzają więcej keratyny – wzmacniającego białka obecnego między innymi we włosach i paznokciach. Grubieją i stają się mniej podatne na infekcję – także wirusową.
Obrońcy napletka
Skoro napletek wydaje się samym złem, to czemu nie zanikł u naszego gatunku? Albo dlaczego nie jest rutynowo usuwany u wszystkich noworodków? Po pierwsze, utrzymanie prącia w czystości nie jest wielką filozofią – wystarczy odsunąć napletek i umyć go oraz żołądź. Nie trzeba zaraz ciąć. Tym bardziej że z każdą operacją wiąże się jakieś ryzyko. Znikome w dobrym szpitalu, ale naprawdę duże w przypadku niektórych rytualnych zabiegów dokonywanych w fatalnych warunkach. Nierzadko prowadzą one do komplikacji: krwotoków, zakażeń, uszkodzeń prącia. W samej tylko Afryce Południowej niemal 300 osób rocznie umiera wskutek powikłań po obrzezaniu.
Przeciwnicy takich praktyk wyliczają kilkanaście przyczyn uzasadniających potrzebę posiadania napletka. Na pierwszym miejscu jest ochrona delikatnej skóry żołędzi i jej nawilżanie. Bez napletka dochodzi do zmniejszenia wrażliwości żołędzi – dowodzą. Poza tym sam napletek odgrywa istotną rolę podczas stosunku płciowego – jest bogato unerwiony i odbiera wiele erotycznych bodźców. Walczący z obrzezaniem niemowląt obficie cytują wypowiedzi mężczyzn pozbawionych „skórki”, skarżących się na mniejszą przyjemność z seksu. Są też inne argumenty: napletek blokuje wypływanie z pochwy wydzieliny ułatwiającej stosunek (więc bez niego jest sucho) i nasienia (co ułatwia zapłodnienie). Z powyższych powodów Amerykańskie Towarzystwo Pediatryczne wystosowało oświadczenie, że dowody na korzyści zdrowotne z obrzezania nie są wystarczające, by rekomendować ten zabieg wszystkim męskim noworodkom.
Warto też pamiętać, że napletek może się przydać w dość niespodziewanych okolicznościach, na przykład do rekonstrukcji powiek utraconych w wyniku choroby lub wypadku. Albo do... przemytu. Tego akurat nie polecamy, bo w razie wpadki dodatkową karą będzie potężny obciach na rozprawie. W ubiegłym roku John Goscombe, diler narkotyków z Wielkiej Brytanii, wpadł, gdy pod napletkiem przenosił dwie paczuszki heroiny o wartości ponad 500 funtów. Za pomysłowość zapłacił pięcioletnim wyrokiem oraz zdjęciami w większości brytyjskich gazet. Chyba nieprędko znajdzie kolegów.
Ale żarty na bok – co z walką z HIV? Samo obrzezanie nie rozwiąże problemu. Wie o tym zresztą samo WHO, podkreślając, że obcinanie napletka nie chroni przed zarażeniem, tylko je utrudnia. I że w krajach rozwijających się potrzeba raczej intensywnej edukacji i lepszej profilaktyki. * Sprzęt dla gwałciciela*
Spór obrońców i siepaczy napletków trwa, a tymczasem pewien amerykański lekarz zaproponował wyjaśnienie, do czego tak naprawdę mężczyznom mogła być potrzebna sporna skórka. Doktor Donald Taves- zauważył, że napletek człowieka różni się od napletka innych ssaków. U nich podczas wzwodu dochodzi do automatycznego wysunięcia na zewnątrz gołej żołędzi. A u mężczyzn – nie zawsze. Dlaczego tak się dzieje? Zaintrygowany Taves przeprowadził doświadczenie, w którym wykorzystał penisa (naturalnego) i pochwę (sztuczną, zrobioną ze... styropianowego kubeczka). W dnie wyciął dziurę i przymocował go do czułej wagi, by mierzyć siły powstające podczas penetracji kubeczka członkiem z napletkiem odwiedzionym i nasuniętym. Doświadczenie może nieco, hmm, ekstrawaganckie, za to wyniki – niezwykle intrygujące. Oddajmy głos badaczowi: „Penetracja z odsłoniętą żołędzią wymagała co najmniej 500 gramów siły i była mało komfortowa” – relacjonował Taves na łamach pisma „Hipotezy Medyczne”. – Tymczasem do wprowadzenia zakrytego członka
potrzeba było tylko od 40 do 50 gramów i nie czuło się przy tym dyskomfortu”.
Gdy opadły emocje, przyszedł czas na wyjaśnienia. Okazuje się, że odsuwający się podczas penetracji napletek zmniejsza tarcie penisa o ścianki pochwy, działając trochę jak kulki w łożysku. No dobrze, ale po co to ułatwienie? Przecież, gdy partnerka jest podniecona, stosunek i tak nie nastręcza problemu. W odpowiedzi Donald Traves sięga do argumentów ewolucyjnych. W historii naszego gatunku jednym ze sposobów na zapłodnienie wielu samic mógł być... gwałt. A wówczas mechanizmy zmniejszające tarcie mogły być kluczem do reprodukcyjnego sukcesu. Co ciekawe, u blisko spokrewnionych z nami szympansów ewolucja rozwiązała problem gwałtu w odmienny sposób – przez długie, ale dość cienkie prącie.
Cóż, należy mieć nadzieję, że mężczyźni będą stopniowo zatracać swe gwałcicielkie zapędy. Czy wraz z nimi zaniknie napletek? Nie wiadomo, ale póki nie ma zgody między lekarzami, psychologami i rodzicami różnych wyznań, warto chyba powstrzymać się od wymachiwania nożem w okolicach rodowych klejnotów.
Sztuczny napletek
bycie obrzezanym musi być dla niektórych sporym problemem, skoro w Wielkiej Brytanii powstała firma produkująca... sztuczne napletki! Lateksowy produkt o nazwie SenSlip jest dostępny w dwóch kolorach i w 10 rozmiarach. Obrzezani mężczyźni mogą kupić go w cenie już od około 12 dolarów za sztukę. Jeden SenSlip wystarcza na tydzień. Nie można w nim wprawdzie uprawiać seksu, ale nie to jest jego głównym przeznaczeniem. Ma chronić skórę żołędzi, a przez to przywrócić jej wrażliwość i pełnię doznań seksualnych.
Piotr Kossobudzki