Stuart B. - jedna z głównych postaci Pandora Gate. Został zatrzymany przez brytyjską policję© AKPA

Pandora Gate. "Internet jest zbiornikiem treści, nad którym nie ma żadnej kontroli"

Anna Śmigulec

Jeden groomer zatrzyma się na wymuszeniu materiałów pornograficznych z udziałem dzieci czy nastolatków. A inny będzie parł dalej i namawiał do spotkania. Albo zwabi w jakieś miejsce, gdzie będzie próbował tę młodą osobę wykorzystać seksualnie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Ciucias.

  • Pandora Gate - tak nazywana jest afera, w którą zamieszanych jest kilku czołowych polskich youtuberów. Zaczęło się od filmu, który na YouTube opublikował Sylwester Wardęga. Internetowy twórca przedstawił w nim nieobyczajne relacje influencerów z nastoletnimi dziewczynami.
  • Kolejny obciążający materiał zamieścił wkrótce potem Mikołaj Tylko, znany jako Konopskyy. W obydwu materiałach, jako postać centralna tej ponurej historii, pojawiał się Stuart B.
  • Stuart B. został zatrzymany przez brytyjską policję. Wcześniej wydano za nim list gończy.
  • Chciałabym wierzyć, że Pandora Gate coś zmieni. Obawiam się jednak, że to po prostu głośna afera i ludzie są ciekawi, o co tam chodzi. Liczę na to, że w wyniku tej ciekawości zyskają wiedzę, świadomość i uważność - mówi Anna Ciucias, seksuolożka.

Anna Śmigulec: Co może czuć trzynastoletnia dziewczynka, kiedy dwudziestoletni mężczyzna pisze jej: "Będę Cię ru**** w Twoje cycki"?

Anna Ciucias, seksuolożka i psychoterapeutka, pracująca z osobami uwikłanymi w przemoc: Może czuć się zawstydzona, zmieszana, zaniepokojona, zalękniona. Takie pytanie dotyka naszej najbardziej intymnej sfery, czyli seksualności, w której najłatwiej upokorzyć człowieka. Wtedy dominującą emocją jest właśnie wstyd.

Ale jednocześnie ta dziewczynka może się poczuć wybrana czy wyjątkowa. Jeśli taki komunikat pada ze strony jej idola - kogoś, kim jest zauroczona i zafascynowana - to może być dla niej "nobilitujące". A jako dziecko może sobie nie zdawać sprawy, że słowa tego idola są niedopuszczalne, przekraczające granice.

Krótko mówiąc, to może być mieszanka emocji.

Ta dziewczynka odpisała mu: "Nie mam cycków XDDDD. Spadaj". To pokazuje, że fizycznie była dzieckiem, a emocjonalnie przeżywała pewnie te złożone uczucia, o których pani mówi. Ale on napierał dalej: "Jakieś tam masz". I kiedy mu odpisała, że ma rozmiar 34 AA, odpowiedział: "No to za małe na mojego ch***".

Przede wszystkim to jest to wulgarne. I zupełnie nieadekwatne. Nie tylko wobec osoby, która ma 13 lat, czyli jest małoletnia, ale w ogóle wobec osób niepełnoletnich, czyli poniżej 18 roku życia – nastolatków w okresie dojrzewania, czy również dorosłych (o ile nie jest to język, na który osoby się umówiły).

Anna Ciucias
Anna Ciucias© Archiwum prywatne

À propos nobilitacji. Jedna z poszkodowanych w Pandora Gate, teraz 24-latka, wtedy 14-latka, powiedziała, że kiedy znany youtuber się nią zainteresował i prosił ją o wysłanie intymnych zdjęć, była zachwycona. W szkole nikt jej nie lubił, nie miała przyjaciół, a tu nagle w sieci idol okazuje jej zainteresowanie i prawi komplementy.

Pamiętajmy, że okres nastoletni to naturalny etap kształtowania się osobowości, tożsamości, autonomii i identyfikowania siebie. Osoby w okresie dojrzewania poszukują siebie i często jest to bardzo samotny czas w życiu. Nastolatki czują się zagubione, niezrozumiane, niedopasowane. Zwłaszcza jeśli w rodzinie nie mają wsparcia i zainteresowania.

Wtedy taka osoba szuka akceptacji, poczucia bycia ważną, zauważoną i kochaną na zewnątrz. A skoro nie wie, jak powinny wyglądać prawidłowe, bezpieczne relacje, a dodatkowo nie przynależy do swojej grupy rówieśniczej i czuje się samotna, zwiększa to prawdopodobieństwo uwikłania w kontakty z osobami, które mogą mieć zamiary krzywdzące, a nawet przestępcze.

Bo mówimy o sytuacji, w której dorosły mężczyzna rozmawia z dzieckiem.

Tak, i już z racji samego wieku i ilości doświadczeń życiowych ma przewagę nad tą młodą osobą. Wówczas "łatwiej" jest o nadużycie lub wykorzystanie. Bo ta młoda osoba zwykle nie jest w stanie postawić granic, bo na przykład nie wie, że to, co ją spotyka, nie jest w porządku.

Jedna z poszkodowanych powiedziała, że dopiero teraz, jak przeczytała te konwersacje sprzed 10 lat, to "chciało jej się rzygać". I dopiero teraz, mając 24 lata, zrozumiała, jak chore były te rozmowy i relacje.

Ja rozumiem tę metaforę porzygania jako świadectwo tego, że było to coś, co nie powinno się wydarzyć. Myślę, że w ogóle tego rodzaju doświadczenia mogą być silnie traumatyzujące. Zwłaszcza jeśli dochodzi do spotkań, kontaktów intymnych, przekraczania granic ciała.

Chociaż chcę zaznaczyć, że nie musi dojść do samej penetracji, żeby uznać, że doszło do przestępstwa i przemocy seksualnej. Jest nim też korespondowanie z dzieckiem, zawierające aluzje, wizje czy scenariusze seksualne, a także wymuszanie wysyłania intymnych zdjęć i filmów. Albo wysyłanie do dziecka tego typu treści.

Później, w dorosłym życiu, taka osoba może mieć niskie poczucie własnej wartości, czy problemy z zaufaniem w bliskich relacjach. Może domagać się ciągłego zapewniania, że jest kochana. Może doświadczać dysfunkcji seksualnych. Może czuć na tyle dotkliwy lęk i wstyd, że przeszkadza to w swobodnym przeżywaniu swojej seksualności.

Seksualność jest dla wielu osób ważnym elementem w życiu i jeśli została ona zraniona i niezaopiekowana, to może pozostawać wciąż "raną", która nie została oczyszczona i zagojona, tylko się cały czas jątrzy i boli.

Pani mówi o konsekwencjach w dorosłym życiu. Ale ta poszkodowana już wtedy, jako 14-latka, miała próby samobójcze. Po tym, jak namówiona przez swojego idola, w którym była zakochana, wysłała mu w zaufaniu swoje intymne zdjęcie, a on wysłał je kumplowi: Stuartowi B. – głównemu "bohaterowi" Pandora Gate. Zdjęcie wyciekło do sieci. "Latało po całym internecie", jak to określiła ta dziewczyna. Była wyzywana od szmat, więc próbowała ze sobą skończyć.

Dla dziecka to jest sytuacja na śmierć i życie. No bo co gorszego może się wydarzyć społecznie niż upokorzenie go w sieci i to jeszcze w najbardziej zawstydzający sposób? A jeśli na dodatek takie dziecko np. nie ma wsparcia w domu albo rodzice je przed czymś takim przestrzegali, a mimo to się wydarzyło, to taka sytuacja może oznaczać koniec świata. Taka osoba zwykle z każdej strony spodziewa się obwiniania i odrzucenia.

Moje doświadczenia z telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży potwierdzają, że wiele młodych osób w podobnych sytuacjach rozważało odebranie sobie życia jako rozwiązanie problemu, bo nie widziały w danym momencie żadnego innego wyjścia dla siebie.

Ale wróćmy jeszcze do rozsyłania zdjęć intymnych. Przypominam, że już samo to jest przestępstwem. Rozpowszechnianie pornografii z udziałem osób niepełnoletnich, czyli poniżej 18 roku życia, a nie tylko poniżej 15 roku życia, jest przestępstwem.

Więc tutaj mówimy o dwóch czynach przestępczych: wyłudzaniu oraz rozpowszechnianiu treści od osób małoletnich.

Niektórzy bagatelizują, że to nie pornografia. Ot, zwykłe zdjęcia roznegliżowanych dziewczyn.

Ale to nie ma znaczenia, bo mamy artykuł 200a Kodeksu karnego, dotyczący różnych czynności seksualnych, który penalizuje już samo prowadzenie z dzieckiem rozmów o charakterze seksualnym, namawianie do przesyłania zdjęć, do spotkania się, do kontaktów seksualnych.

Trudno zgodzić się z uzasadnianiem, że dziewczynki wysłały takie treści za świadomą zgodą. Taka zgoda jest pozorna. Zazwyczaj jest uzyskana w wyniku manipulacji. Zwłaszcza jeżeli mówimy o relacji osoby dorosłej z dzieckiem, w której z założenia występuje nierównowaga sił. Zjawisko to ma swoją nazwę: grooming, czyli uwodzenie dziecka w sieci.

Na czym polega grooming?

Na nawiązaniu więzi emocjonalnej z dzieckiem po to, żeby ostatecznie wykorzystać je seksualnie.

Najczęściej osobami, które są poszkodowane w wyniku groomingu i zostają w ten sposób skrzywdzone, są osoby poszukujące w sieci akceptacji i bliskości. Osoby krzywdzące wykorzystują sytuację - podatność, "głód" uwagi i akceptacji.

Groomer buduje relację stopniowo. Najpierw wyszukuje i werbuje swoją ofiarę np. na forach lub grupach tematycznych. Zdarza się, że przegląda media społecznościowe tej młodej osoby, żeby zebrać jak najwięcej informacji: jaka jest, co lubi itp. Wchodzi z nią w kontakt np. w komentarzach pod postem albo bezpośrednio pisząc jakąś wiadomość. Interesuje się, pyta, "dziwi się", jak wiele mają wspólnych tematów.

Oczywiście wszystko oparte jest na manipulacji. Groomer doskonale zdaje sobie sprawę, w jaki sposób poprowadzić rozmowę, żeby wciągnąć osobę "po drugiej stronie" w swoją sieć.

Czyli może się zacząć od jakiegoś niewinnego zagajenia, choćby o to, czy dziewczynka lubi rysować – jak to zrobił jeden z tych youtuberów?

Tak, może też kłamać: "O, ja też lubię rysować" - po to tylko, żeby się zbliżyć do osoby, którą planuje zranić. Dzięki temu łatwiej stworzyć poczucie więzi i zrozumienia. A to tworzy podatny grunt, żeby rozwijać tę relację dalej. Groomer zazwyczaj tworzy fałszywą tożsamość, żeby wydać się bardziej atrakcyjny i interesujący dla osoby po drugiej stronie monitora.

Dostosowuje swój język do poziomu dziecka. Używa zdrobnień jak "majteczki" i czułych słów jak "tulić", żeby zmiękczyć cały ten scenariusz i sprawić, żeby to dziecko, które jeszcze nie wie, co to seks i jak się to robi, zaczęło go kojarzyć z czymś miłym i przyjemnym.

Creepy! - powiedziałyby takie nastolatki, gdyby rozumiały, co właśnie się dzieje.

Później te rozmowy stają się coraz dłuższe, zahaczają o tematy coraz bardziej prywatne, pojawia się w nich ładunek emocjonalny, bo osoba krzywdząca daje uwagę, empatię i zainteresowanie.

Aż przychodzi moment, w którym groomer zaczyna kalkulować ryzyko. Ustala, kto wie o tej relacji: "Mówiłaś komuś o nas? Chwaliłaś się mamie albo koleżankom?". Wypytuje, czy rodzice wiedzą lub kontrolują to, co dziecko pisze. Oczywiście po to, żeby ocenić, jakie realnie grożą mu konsekwencje. Ale na tym etapie zazwyczaj te młode osoby są już bardzo zaangażowane w znajomość.

Groomer stosuje podstęp: kiedy relacja jest już zbudowana, z jednej strony podsyca emocje, a z drugiej sygnalizuje ryzyko utraty tej więzi. Np. "Wiesz, że jesteś dla mnie ważna. Ale to może nie potrwać długo. Musisz się bardziej postarać". "Jak się bardziej nie postarasz, to nie będziemy ze sobą tak często pisać". A to jest realne i bolesne ryzyko dla młodej osoby, która zdążyła się już zaangażować emocjonalnie.

I właśnie wtedy ta relacja nabiera bardziej intymnego charakteru, i rozwija się w kierunku seksualnym. Na tym etapie groomer wymusza intymne zdjęcia lub nagrania. Może przesyłać też swoje, ale nie zawsze tak się dzieje.

Już po otrzymaniu jednego zdjęcia czy filmu groomer może zacząć szantażować. Np. "Jeśli nie wyślesz mi kolejnego zdjęcia, ja wyślę to poprzednie do twoich rodziców i znajomych, albo wrzucę na forum, gdzie są twoi znajomi i wszyscy się dowiedzą, jaka jesteś puszczalska".

Jaki cel ma ten groomer? Co jest na końcu?

Celem jest nadużycie seksualne. I jeden groomer zatrzyma się na wymuszeniu materiałów pornograficznych z udziałem osób małoletnich czy niepełnoletnich. A inny będzie parł dalej i namawiał do spotkania. Albo zwabi w jakieś miejsce, gdzie będzie próbował tę młodą osobę wykorzystać seksualnie.

Wiemy z materiałów Wardęgi i Konopskiego, że co najmniej jeden z tych youtuberów: Stuart B., naprawdę spotykał się z tymi dziewczynkami. Jedna opowiedziała (zmienionym głosem), że najpierw poszli na sushi, a potem zaprosił ją do hotelu. Żeby pograć w Simsy. Tam próbował czegoś więcej, zaczął ją łaskotać, ale ona dała mu do zrozumienia, że nie chce i jak to ujęli w filmie: "na szczęście nic się nie wydarzyło".

Nie zgodziłabym się ze stwierdzeniem, że się nic nie wydarzyło. Mówimy o rażącej dysproporcji: 22-letni mężczyzna spotyka się z 13-letnim dzieckiem z jakąś intencją. To są osoby na dwóch różnych etapach rozwoju i życia, trudno więc przyjąć, że w pełni zdrowa osoba dorosła chce budować relację intymną z dzieckiem.

Klasyfikacja Chorób i Problemów zdrowotnych preferencję ukierunkowaną na dzieci przed okresem pokwitania, bądź w początkowej jej fazie uznaje za zaburzenie pod postacią pedofilii.

Poza tym z opisu wynika, że doszło do przekroczenia granic ciała. Można przyjmować, że było to tylko łaskotanie, ale mogło być ono to nieprzyjemne i nieakceptowane. Jeśli nie pytamy kogoś o zgodę na dotykanie jego ciała, możemy mówić o przemocy na tle seksualnym. Jeszcze inna rzecz: wnioskuję, że działania były ukierunkowane na jakąś formę zbliżenia intymnego. Więc nie mówmy, że się nic nie stało.

W całej sprawie niepokoi też wątek odurzania młodych dziewczyn: alkoholem czy być może innymi substancjami np. tzw. pigułką gwałtu.

Tak, jedna z dziewczyn, wówczas 14- i 15-letnich (znów zmienionym głosem) opowiada, jak ci youtuberzy częstowali je alkoholem na schodkach nad Wisłą, po czym zaprosili do mieszkania i tam piły Martini, ale bardzo szybko poczuły, jakby im odcięło prąd. Jedna obudziła się rano w łóżku obok Stuarta B.

Nie wiemy, co się wydarzyło. Każdy z nas może zostać odurzony. Również dorośli, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Tzw. pigułka gwałtu to nie tylko tabletka czy krople dodane do drinka.

Występuje też w innych formach, np. plasterek, naklejka, tabletka w słomce, która jest niewyczuwalna, kiedy wciągamy płyn poprzez słomkę. To może być zastrzyk, który porównałabym do takiego pena, którym cukrzycy wstrzykują sobie insulinę, praktycznie niewyczuwalny.

Natomiast odurzanie czy upijanie osób małoletnich i niepełnoletnich też jest penalizowane.

Ta dziewczyna nie sugeruje, że doszło do gwałtu, ale mówi, że później dostała od Stuarta B. wiadomość: "Robiliśmy razem szalone rzeczy".

Nie musi dojść do penetracji waginalnej czy analnej, żeby uznać coś za nadużycie. Każda forma kontaktu cielesnego bez obopólnej zgody jest przemocą seksualną. Np. jeśli osoba masturbuje się nad kimś słabszym, czy nieprzytomnym albo na czyichś oczach bez pytania o zgodę, to również jest to nadużycie na tle seksualnym.

Cóż, mimo prawa do informacji, w Polsce wciąż mamy ograniczony dostęp do edukacji seksualnej. O wielu zagrożeniach i sprawach związanych z anatomią czy fizjologią w ogóle się nie mówi. Wiele osób, z którymi się spotykałam w mojej pracy, nie wiedziało na przykład, w jaki sposób dochodzi do zapłodnienia.

Żartuje pani?! W 2023 roku?

Owszem. I ja nie mówię tylko o osobach małoletnich, ale też o takich na pograniczu nastoletniości i dorosłości, a także dorosłych.

Brakuje rzetelnej wiedzy również osobom dorosłym, trudno więc oczekiwać od dzieci, że taką wiedzę będą miały i będą świadome zagrożeń. Skoro o tym się nie mówi i jest to temat tabu, i skoro też rodzice nie poruszają go w domu, skoro słowa i konteksty zwierające "seks" są z założenia zawstydzające i "zabawne".

Za edukację seksualną jest odpowiedzialna nie tylko szkoła, ale też opiekunowie. To przecież pierwsze osoby, które te dzieci uczą i torują w przeżywaniu swojej seksualności, ciała i potrzeb – a wszyscy jesteśmy seksualni, mamy ciało i potrzeby.

Z czego wynika Pandora Gate? Co nie zadziałało?

Ja spojrzałabym na to systemowo. Po pierwsze: jak bardzo opiekunowie, czy instytucje wyposażyli swoje dzieci w świadomość zagrożeń? W jakim stopniu stworzyli z dzieckiem taką relację, która pozwalałaby temu dziecku przyjść i powiedzieć: "Mamo, tato, chyba dzieje się coś, co nie jest ok…"

Mówi pani o sytuacji, jaka spotkała jedną z dziewczynek poszkodowanych w tej aferze? Kiedy miała 13-lat i 22-letni youtuber opisywał jej swój sen: że jego penis ślizgał się między jej nogami, to mogłaby przyjść do rodziców i zapytać, czy to jest w porządku?

Tak. Ale nie każde dziecko ma ze swoimi rodzicami taką relację, że może przyjść i porozmawiać szczerze, zwłaszcza na taki temat i zwłaszcza jeśli o seksualności w domu nie mówi się wcale. A trudno oczekiwać od dziecka, podkreślam raz jeszcze, żeby samo wiedziało, co nie jest okej.

Tu mówimy o 13-latce, ale wiele osób dorosłych nie wie dokładnie, co jest przemocą seksualną. Bo ona wciąż kojarzy się ze zgwałceniem rozumianym jako stosunek waginalny lub analny.

A przemoc seksualna jest dużo szerszym pojęciem i wystawianie kogoś na tego typu treści też jest przemocą seksualną. Opiekunowie tego nie wiedzą, w szkole tego nie mówią, billboardy nie pokazują, no to skąd dziecko ma to wiedzieć?

Czyli nawet nie chodzi o to, że o rodzice nie wiedzą, co ich dziecko robi w internecie?

To też. Wielu rodziców nie ma nadzoru czy kontroli nad tym, jakie strony przegląda ich dziecko, kto jest idolem ich dziecka. Po prostu się tym nie interesują.

Inni nie mają na to czasu i energii – i trudno im się dziwić, biorąc pod uwagę pęd dzisiejszych czasów i wszechobecny pracoholizm. Tylko że to pociąga za sobą konsekwencje.

To chyba nierealistyczne oczekiwanie, żeby rodzice byli na bieżąco ze wszystkim, co dotyczy ich dzieci i wszystko wiedzieli…

Oczywiście, że nie wszystko! Bo dziecko ma też prawo do swojej intymności i prywatności. Chodzi raczej o postawę: "Ja się tobą interesuję, ciekawi mnie, co ciebie ciekawi. Jeśli masz jakiś problem, zawsze możesz do mnie przyjść i spróbujemy rozwiązać go wspólnie". Chodzi o poczucie, że rodzic jest moim sojusznikiem i wsparciem.

A spotykam się z tym, że dzieci nie chcą mówić swoim rodzicom o kłopotach, bo rodzice są zajęci, dużo pracują, bo się kłócą ze sobą i "Ja nie chcę im dokładać problemów". Ale pamiętajmy, że to rodzic jest dorosły i jest w tej relacji osobą silniejszą. Nawet jeśli ma dużo pracy i własne kłopoty, to on jest osobą, która ma więcej możliwości, niezależności i zasobów, żeby sobie radzić.

Smutne i zarazem dobre jest to, jak wiele dzieci korzysta z telefonów zaufania. Super, że to robią, bo poszukują na miarę swoich możliwości alternatywnych, ale i zdrowych sposobów radzenia sobie z problemami. Dobrze, żeby miały poczucie, że mogą kontaktować się też z psychologiem w szkole, czy z innymi osobami dorosłymi z otoczenia, które wydają się przyjazne, otwarte i wspierające.

Wyobrażam sobie, że ci rodzice mogli nawet wiedzieć, że ich dziecko śledzi kanał takiego Stuarta B., którego grupą docelową były przecież dzieci, bo pokazywał im, jak grać w Minecrafta. Spotykał je nawet na żywo na tzw. meet-upach, rodzic go widział na własne oczy: "No, młody, przystojny, zaradny. Człowiek sukcesu". Ci youtuberzy reklamowali płatki śniadaniowe, napoje, zegarki, mieli własne linie koszulek, piórników i przyborów do szkoły. Czy to, że nie wyglądali jak jacyś zwyrodnialcy, jak stereotypowi przestępcy seksualni, mogło usypiać czujność rodziców?

No właśnie, pytanie, jak sobie wyobrażamy takiego przestępcę seksualnego? Może nim być każdy. Takie osoby nie charakteryzują się szczególnym wyglądem, czy postawą ciała.

Badania dowodzą, że osobami krzywdzącymi na tle seksualnym są osoby znane, bliskie osobie poszkodowanej. Zdecydowanie częściej krzywdzą nie obcy ludzie, którzy "czyhają gdzieś w krzakach", tylko właśnie osoby, które mają z reguły pozytywny wizerunek, łatwy dostęp, po których nie spodziewamy się, że mogliby skrzywdzić nasze dziecko. Jeżeli chodzi o dzieci, osoby dopuszczające się tego typu czynów często w pierwszej kolejności skupiają się na zyskaniu sympatii i zaufania.

Mnóstwo nastolatków gra w Minecrafta. Z dostępnych treści wynika, że podczas grania i w pobocznych konwersacjach pojawiały się treści i komentarze, które były przekroczeniem granic wobec tych nastolatków.

I tutaj widziałabym znaczącą rolę opiekunów, aby przygotować dziecko i uzbroić w taką wiedzę, np. "Jeśli ktoś cię wyzywa od szmat albo dziwek, to nie jest ok. Jeśli ktoś rozsyła intymne zdjęcia innych osób i nie jesteś pewna, czy to jest w porządku, przyjdź i o tym pogadamy".

Teraz część osób tłumaczy: "E, to było dekadę temu, takie były czasy. Wszyscy się tam wyzywaliśmy".

Nawet jeśli to było dekadę temu, to nie mówimy o aferze związanej z tym, że ktoś kogoś wyzwał, tylko o tym, że osoby nieletnie były wykorzystywane seksualnie. Więc sprowadzanie tego do stwierdzenia: "Tak się tylko droczyliśmy" uważam za bagatelizujące.

Może do czasu Pandora Gate wydawało nam się, że przemoc na YouTube to tylko u patostreamerów – czyli osób, które demonstracyjnie pokazują na swoich kanałach patologię, nałogi, odrażające rzeczy i zachowania. Na przykład filmują, jak każą chłopcu z niepełnosprawnością wypić własny mocz.

To są skrajne przypadki poniżania i znęcania się.

Chciałabym jednak powrócić do roli systemowej, o której już wspomniałam. Dobrze byłoby w bardziej systemowy sposób kontrolować tego typu treści, blokować je, ograniczać. Bo mam poczucie, że internet jest takim zbiornikiem, nad którym nie ma praktycznie żadnej kontroli. Że jeśli my jako użytkownicy pewnych rzeczy nie zgłaszamy, nie jesteśmy uważni i wrażliwi na czyjąś krzywdę, to po prostu tam istnieją.

Niestety, nie zawsze zgłaszanie do administratorów skutkuje usunięciem szkodliwych treści. Ale warto próbować i się nie zniechęcać. Są takie portale jak dyzurnet.pl, czy instytucje takie jak policja, gdzie również można zgłosić nieprawidłowości i niepokojące treści. Mam przykre wrażenie, że jest dużo zgody na to, żeby w internecie były obecne treści brutalne, nienawistne i przemocowe. I nie ma nad tym należytej kontroli, która mogłaby zabezpieczać ludzi przed krzywdzeniem.

Z drugiej strony film Wardęgi, ujawniający zachowania, o których rozmawiamy, obejrzało 7 mln widzów. Film Konopskiego, pokazujący kolejne aspekty Pandora Gate, też 7 mln. W Pandora Gate codziennie wypływają nowe wątki i fakty. Policzono, że w zaledwie trzy dni po tym pierwszym filmie Wardęgi pojawiło się 76 tysięcy innych publikacji, w tym 3 tys. w mediach tradycyjnych. Nie sposób za tym wszystkim nadążyć. Ale coś chyba możemy z tego wynieść?

Myślę, że przede wszystkim większą świadomość tego, że do nadużyć dochodzi praktycznie na naszych oczach. I że poprzez uważność na siebie nawzajem możemy stopować to krzywdzenie. Ale też - że brakuje rzetelnej edukacji seksualnej, która zabezpiecza przed nadużyciami oraz że warto interesować się młodymi ludźmi: co robią, z kim, kto jest ich idolem: nie po to, żeby kontrolować, ale po to, żeby się zaciekawić, zainteresować i stworzyć fundament w postaci przekazu: "Cokolwiek krzywdzącego się wydarzy, przyjdź, a ja ci pomogę".

Pod tym filmem Konopskiego sprzed kilku dni jakiś człowiek napisał: "Jako ojciec dziesięciolatki dziękuję Ci za ten materiał i za grzebanie w tym szambie dla dobra ogółu. Szacun". Trzy tysiące ludzi dało mu serce.

To może pokazywać, że do tej pory wiele osób nie zdawało sobie sprawy z zagrożeń. Nie mieli o nich pojęcia i/lub że podziwiają osoby, które nie boją się mówić wprost o faktach, że być może nieśmiało cenią sobie postawę otwartego dialogu, nie przemilczania, które często kulturowo mamy zakorzenione.

Czy to znaczy, że idzie nowe, ludzie zaczynają coś rozumieć?

Chciałabym w to wierzyć. Obawiam się jednak, że to po prostu głośna afera i ludzie są ciekawi, o co tam chodzi. Liczę na to, że w wyniku tej ciekawości zyskają wiedzę, świadomość i uważność.

Podobnie jak politycy, którzy przez lata nic nie zrobili, bo mieli inne priorytety. Za to, kiedy wybuchła Pandora Gate, zaczęli się na niej lansować wręcz na wyścigi.

Niestety. To przykre i obnażające obraz przeciwdziałania przemocy oraz dbania o bezpieczeństwo dzieci i młodzieży. Politycy mają wpływ, bo mają dostęp do prawa i pieniędzy. Pieniądze można wykorzystać, chociażby na kampanię społeczną o cyberzagrożeniach, o przemocy, wskazówkach działania i przeciwdziałania, czy formach i miejscach pomocy.

Taką kampanię, która dotarłaby do każdego miejsca w Polsce, bo wszyscy jesteśmy użytkownikami internetu. Każdego z nas może spotkać coś złego, tutaj nie ma wyjątków. Przemoc jest demokratyczna. A najbardziej podatne i zagrożone są dzieci i nastolatki.

Anna Śmigulec, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (141)