Pan Janek miał ciężką rękę
Pijaństwo, handlowanie darami, przemoc wobec podopiecznych i kradzieże – do takich scen dochodziło w ośrodku „Monaru” w Sławięcicach. Sprawą zajęła się już prokuratura.
06.10.2005 | aktual.: 06.10.2005 11:13
Widziałem, jak biło się tutaj ludzi, zastraszało, a nawet wywoziło do lasu – opowiada Adam Kusiak, który od dwóch miesięcy przebywa w ośrodku dla osób bezdomnych i najuboższych prowadzonym przez stowarzyszenie „Monar”.
Samowolka trwała przez kilka lat. Kierownikiem ośrodka była wówczas Ewa Ch. Wraz ze swym konkubentem znanym jako Janek zezwalała na picie alkoholu w ośrodku i stosowanie przemocy wobec osób tam przebywających. Nie prowadziła także dokumentacji darów, które osoby prywatne, a także instytucje dawały na rzecz ośrodka. Duża część z nich została najprawdopodobniej sprzedana. Przez wiele miesięcy nikt z podopiecznych nie chciał na ten temat rozmawiać. W końcu przerwana została zmowa milczenia.
– Po kilku sygnałach skontrolowaliśmy to miejsce – mówi Jolanta Łazuga-Koczurowska, przewodnicząca głównego zarządu „Monaru”. – Po tej kontroli odsunęliśmy panią Ewę od kierowania ośrodkiem (prócz niej wyrzucono także kilku podopiecznych – przyp. aut.). Wprowadziliśmy również program naprawczy.
Sprawa trafiła również do kędzierzyńko-kozielskiej prokuratury. Prowadzi ona dochodzenie w sprawie wyłudzania kredytów (z Providenta i SKOK-u) przez mieszkańców ośrodka. Pieniądze pożyczali na żądanie kierowniczki, ona je potem inkasowała. - Tym sposobem wyłudziła ona od trzech osób 4,5 tysiąca złotych – twierdzi Elżbieta Stefanowicz z Prokuratury Rejonowej w Kędzierzynie-Koźlu.
To jak na razie jedyny wątek, jakim zajęły się organa ścigania. Niewykluczone jednak, że śledztwo będzie się rozwijać. Mieszkańcy ośrodka twierdzą, że oprócz tego, że urządzano alkoholowe libacje, często ich bito. Szczególnie ciężką rękę miał pan Janek, partner kierowniczki. Pensjonariusze opowiadają, że osoby, które nie chciały podzielić się pieniędzmi bądź alkoholem, były bite na miejscu, a gdy to nie pomagało, pan Janek wywoził je do lasu i tam zastraszał. - Wokół kierowniczki i jej zastępcy była grupa kilku ludzi, oni z nimi pili i ich nie ruszano – mówi pan Józef. – Oni mieli spokój, cała reszta nie. Stawiali im, to byli kryci. - Widziałem, jak Janek kopał w d... jednego z naszych, a potem bił go po twarzy – opowiada pan Aleksander. – To wyglądało strasznie.
- Bili najczęściej tych, którzy byli wypici, ale sami byli jeszcze bardziej pijani – wspomina jeden z podopiecznych. – Jak im się ktoś nie podobał, to wywozili go do lasu i tam zostawiali. Najgorzej, jak było zimno. - Przemoc była tutaj na porządku dziennym - potwierdza Bogdan Orzeszek, który od miesiąca jest nowym szefem ośrodka. – Gdyby wszystkie dary i pieniądze były należycie wykorzystywane, nasz budynek wyglądałby zupełnie inaczej. Przychodząc tutaj zastałem prawie ruinę.
Co ciekawe, władze stowarzyszenia wiedziały wcześniej o problemie alkoholowym szefowej ośrodka. – Była to osoba, która także wychodziła z bezdomności, więc dawaliśmy jej parę razy szansę – wyjaśnia przewodnicząca zarządu „Monaru”. – Powierzenie jej funkcji kierowniczki miało być dla niej formą terapii. Była kierowniczka Ewa Ch. jest teraz na leczeniu odwykowym w Warszawie. Szefowie Monaru mówią, że od miesiąca bardzo dokładnie przyglądają się sławięcickiemu ośrodkowi.
- Przychodząc tutaj zastałem olbrzymie długi, wyłączony telefon, ale dziś część spraw udało nam się już uporządkować – tłumaczy Bogdan Orzeszek. – Mamy już pełną dokumentację tego, co dostajemy, chcę naprawiać kontakty z oszukanymi osobami, które przynosiły tutaj dary. Po wykryciu afery był pomysł, by zlikwidować placówkę. Teraz nowy kierownik chce wykorzystać szansę, jaką mu dano i wyprowadzic placówkę na prostą. Przewodnicząca „Monaru” zapowiedziała, że teraz dokładniej przyglądać się będzie pracy innych placówek.
Tomasz KAPICA