Paliwo do pełna. Były wiceminister z Lewicy chce umorzenia sprawy w sądzie
Były wiceminister sprawiedliwości, wrocławski radny Lewicy, Bartłomiej Ciążyński chce umorzenia postępowania sądowego w jego sprawie – ustaliła Wirtualna Polska. Posiedzenie odbędzie się w piątek 10 października. Politykowi za przekroczenie uprawnień i popełnienie oszustwa grozi kara pozbawienia wolności od roku do 10 lat.
Bartłomiej Ciążyński, z zawodu radca prawny, został powołany przez premiera Donalda Tuska na stanowisko wiceministra sprawiedliwości 5 lipca 2024 r. Zajął tym samym miejsce Krzysztofa Śmiszka, który przeszedł do europarlamentu.
Wcześniej Ciążyński był lokalnym politykiem - w 2018 r. został radnym miejskim we Wrocławiu, potem społecznym doradcą prezydenta ds. tolerancji i przeciwdziałania ksenofobii, aż w 2023 r. został wiceprezydentem miasta. Był nim do kwietnia 2024 r., kiedy to zrezygnował w związku z przetasowaniami we wrocławskiej koalicji rządzącej. Pozostaje jednym z liderów Lewicy we Wrocławiu i lokalnym radnym.
Nocna prohibicja w całej Polsce? Biejat o projekcie Lewicy
Przypomnijmy, Bartłomiejowi Ciążyńskiemu prokuratura zarzuca przekroczenie uprawnień i popełnienie oszustwa. Śledczy postawili mu zarzuty po publikacji Wirtualnej Polski z sierpnia ubiegłego roku.
Ciążyński w maju 2024 r. został zatrudniony w państwowym Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii (PORT) wchodzącym w skład ogólnopolskiej Sieci Badawczej Łukasiewicz grupującej kilkadziesiąt instytutów naukowych. Obejmując posadę, dostał samochód służbowy i kartę paliwową.
W PORT polityk długo nie pracował. 5 lipca został wiceministrem sprawiedliwości, a 13 lipca pojechał na urlop. W tym czasie nie wykonywał już żadnej pracy dla PORT. Na rodzinne wakacje wybrał się do Słowenii. Samochód zatankował jednak nie za własne pieniądze, lecz publiczne, choć surowo zabrania tego regulamin używania karty paliwowej, który podpisał. Zapłacił służbową kartą z wrocławskiego PORT, którą jeszcze dysponował.
Skorzystał też ze służbowego auta w prywatnym celu, choć nie miał do tego prawa. Po doniesieniach Wirtualnej Polski — niespełna dwa miesiące po objęciu stanowiska — Ciążyński podał się do dymisji.
Akt oskarżenia w jego sprawie trafił do sądu pod koniec ubiegłego roku. Jednak, jak przyznaje nam sąd, proces jeszcze nie ruszył.
- Do chwili obecnej nie został wyznaczony termin pierwszej rozprawy, niemniej dotychczas odbyło się 7 posiedzeń niejawnych w sprawie. Aktualnie wyznaczone jest posiedzenie niejawne w sprawie na dzień 10 października w przedmiocie rozpoznania wniosku obrońcy oskarżonego oraz oskarżonego w przedmiocie umorzenia postępowania – informuje Wirtualną Polskę Biuro Prasowe Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
Według Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu miał doprowadzić do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w łącznej kwocie 4 tys. 619 zł. Chodzi o co najmniej ośmiokrotne zatankowanie do celów prywatnych paliwa i zakup płynu do spryskiwaczy.
Polityk w trakcie przesłuchania nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Tłumaczył się tym, że złożył podpis pod dokumentem o zasadach użytkowania samochodów służbowych, ale faktycznie nie zapoznał się z nim. Miał być przekonany, że może korzystać z pojazdu w celach prywatnych.
"Zaprzeczył, jakoby miał zamiar doprowadzenia pracodawcy do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Jednocześnie nie zaprzeczył faktowi korzystania z pojazdu i karty flotowej w celach prywatnych" — czytamy w komunikacie.
Ciążyński przekonywał w mediach społecznościowych, że prawa nie złamał.
"Prokuratura podejrzewa mnie o oszustwo, ale czyn taki polega na umyślnym wprowadzeniu kogoś w błąd (np. gdy podaje się nieprawdziwe dane, żeby wyłudzić pożyczkę), podczas gdy ja sam byłem w błędzie i tym bardziej nikogo w błąd nie wprowadzałem" — napisał na Facebooku.
Z kolei w sierpniu ubiegłego roku Ciążyński mówił nam, że nie złamał prawa, mógł jechać służbowym autem na prywatny urlop z rodziną, a za paliwo zapłacił z własnej kieszeni, na co są dowody. Miał je nam udostępnić - nie zrobił tego. Po kilku godzinach zadzwonił, by potwierdzić nasze ustalenia i zapowiedzieć zwrot pieniędzy na konto instytutu. Swoje działanie tłumaczył brakiem doświadczenia w korzystaniu ze służbowych samochodów.
Lewica: sprawa budziła słuszne oburzenie
- Minister Ciążyński po tym, jak kraj obiegła informacja medialna o jego nadużyciach w Centrum Łukasiewicz, został wycofany ze wszystkich publicznych funkcji, które pełnił z nominacji Nowej Lewicy. Teraz czekamy na rozwój wypadków i jak się ta sprawa zakończy — mówił pod koniec listopada ubiegłego roku Wirtualnej Polsce rzecznik Nowej Lewicy Łukasz Michnik.
Jak dotąd Ciążyński pozostaje członkiem Nowej Lewicy. - Sprawa budziła słuszne oburzenie, również w partii, ale dopóki wyrok jednak nie zapadnie, to tutaj ciężko o dalsze kroki ze względu na domniemanie niewinności - zaznaczał.
Zaznacza, że Nowa Lewica nie staje jednoznacznie po stronie Ciążyńskiego. - Gdybyśmy wierzyli, że wszystko było okej, to na pewno nie zostałby odwołany z funkcji wiceministra sprawiedliwości — mówił Michnik.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski