PolitykaPalikot dostał zlecenie na prezydenta?

Palikot dostał zlecenie na prezydenta?

Dlaczego Janusz Palikot nazwał prezydenta Kaczyńskiego chamem? Palikot nie decyduje! To nie on narzuca sobie czas, miejsce i sposób występowania. On jest prowadzony - odpowiada w "Dzienniku" specjalista od marketingu politycznego Eryk Mistewicz. Słowa posła PO przyniosły już pierwszy polityczny skutek. PiS planuje wycofać się z komisji Przyjazne Państwo kierowanej przez Palikota.

Palikot dostał zlecenie na prezydenta?
Źródło zdjęć: © PAP

24.07.2008 | aktual.: 24.07.2008 07:24

Dziennik: "Prezydent jest chamem" - rzucił we wtorek nagle na antenie TVN 24 Janusz Palikot. Przypadkowo wymsknęło mu się, co naprawdę myśli o Lechu Kaczyńskim?

Eryk Mistewicz, specjalista marketingu politycznego: Oczywiście, że to nie przypadek. Cofnijmy się o sześć godzin przed tą rozmową. Wtedy ostatecznie okazuje się, że SLD wychodzi z rozmów z PO w sprawie ustawy medialnej. Niezależnie, jak oceniamy samą tę ustawę, to wiedząc, że jednym ze sztandarów PO były zmiany w mediach publicznych, widzimy jasno, że Platforma poniosła klęskę.

I Palikot, patrząc na rozwój sytuacji, sam wymyśla: muszę palnąć coś mocnego, żeby odciągnąć trochę uwagę od tej klapy?

- Palikot nie jest decision makerem, to nie od decyduje! To nie on narzuca sobie czas, miejsce i sposób występowania. On jest prowadzony.

Chce pan powiedzieć, że te słowa Palikota to de facto decyzja polityczna na szczeblu kierownictwa PO?

- Tak, musiał wcześniej odebrać telefon. Palikot jest człowiekiem ultraracjonalnym. Nie dajmy się zwieść, że jest emocjonalny, impulsywny i wypowiedział tę opinię pod wpływem chwili. On przyjmując zaproszenie do studia, już wiedział, że to powie, przemyślał to wcześniej.

Ale czy taka strategia odwracania uwagi rzeczywiście działa? Słowa Palikota o prezydencie nie sprawiły przecież, że media nie interesują się ustawą medialną.

- Owszem, tym tematem zajmują się dziennikarze, liderzy opinii czy medioznawcy, ale już nie zwykli ludzie. Sąsiadka sąsiadki nie będzie teraz zagadywać o to, że Platformie nie udało się odwołać Urbańskiego. Ale będą żywo dyskutować o tym, kto jest większym chamem - Kaczyński czy Palikot?

Ale koniec końców PiS może wygrać tę sytuację. Już atakuje, mówiąc, że język Palikota pokazuje prawdziwe oblicze Platformy.

- To nie ma znaczenia. Te konferencje PiS i ataki są wkalkulowane w decyzję PO. Liczy się tylko, że Palikot dał zwykłym ludziom supertemat do rozmów. Wyobrażam sobie, że kiedy prokurator mówił, że właśnie wszczyna śledztwo przeciw Palikotowi, on sam jeszcze bardziej się cieszył. PiS tylko podgrzewa temat. Emocje rosną. A ludzie uwielbiają takie opowieści. Wszyscy wciąż mówią o Palikocie, nikt nie mówi na ulicy o mediach, stoczniach czy sprawie Karnowskiego - tematach trudnych dla PO.

Tyle że niektórzy partyjni koledzy Palikota przepraszają za niego w telewizji i wstydzą się.

- Mówimy o garstce idealistów, jak Jarosław Gowin, którzy zaplątali się w politykę i zapewne szybko z niej wyjdą. To się nie przekłada na stanowisko Platformy. Gdyby się przekładało, wobec Palikota dawno wyciągnięto by sankcje.

Ale przecież Donald Tusk czy Grzegorz Schetyna zapytani też będą musieli potępić Palikota?

- Zakładam, że akurat ich zdania na ten temat pani nie uświadczy w ciągu najbliższych dni. To też element założonej strategii.

Zatem to przykład zaplanowanego od początku do końca przedstawienia?

- Tak. Tak, Platforma uprawia postpolitykę.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)