Palacze łamią zakaz i dymią na przystankach
Mandat w wysokości od 20 do 500 zł grozi za palenie papierosa pod wiatą przystankową. Ale poznaniacy nic sobie z tego nie robią. Dymią na przystankach, a "pety" wyrzucają na ziemię lub torowisko. To prawdziwe utrapienie ekip sprzątających.
22.08.2011 | aktual.: 23.08.2011 13:27
Przez pewien czas było lepiej. Po wprowadzeniu zakazu pasażerowie obawiali się mandatów. Teraz sytuacja wraca niestety do niechlubnej normy.
- Przystanki znów zasypywane są petami - opowiada Iwona Gajdzińska, rzecznik prasowy poznańskiego MPK. - Pasażerowie palą do ostatniej chwili. Gdy wsiadają do tramwaju lub autobusu, niedopałek rzucają pod nogi.
Zdaniem Rafała Kupsia, szefa Zarządu Transportu Miejskiego, jak robią to na przystankach autobusowych, nie jest jeszcze tak źle. Asfalt przy krawężniku czy płyty chodnikowe łatwo pozamiatać. Zdecydowanie gorzej sytuacja przedstawia się na peronach tramwajowych. Tam niedopałki trafiają najczęściej na torowisko.
- Pozbieranie ich jest syzyfową pracą - przekonuje dyrektor Kupś. - Nie można użyć odkurzacza, bo wciągnie więcej tłucznia, niż samych petów. Dlatego niedopałki trzeba wyciągać ręcznie spomiędzy kamyków, którymi obsypywane jest torowisko. A to żmudne i długotrwałe zajęcie.
Palących na przystankach powinni dyscyplinować strażnicy miejscy. I tak właśnie robią, choć statystyki nie są powalające. Rocznie strażnicy wystawiają średnio około 700 mandatów. Przemysław Piwecki z poznańskiej straży miejskiej podkreśla jednak, że nie jest to łatwe zadanie.
- Palenie papierosa trwa krótko, dlatego o żadnych interwencjach po telefonie innych pasażerów nie ma mowy - twierdzi. - Mandaty są więc wystawiane przez strażników patrolujących daną okolicę, gdy akurat są świadkami takiej sytuacji.
I zaznacza, że rzucanie petów na przystanku jest szczytem lenistwa. Wszędzie są przecież kosze na śmieci z popielniczką.
Czytaj także: Gwiazda Must Be The Music zagra w Poznaniu