Pakistan: cywilny rząd dotrwał do końca kadencji - pierwszy raz w historii
Po raz pierwszy w historii Pakistanu wyłoniony w wyborach rząd cywilnych polityków dotrwał do końca swojej kadencji. Termin nowych wyborów powszechnych wyznaczono na 11 maja, a cywilny rząd, przekaże władzę kolejnemu, wyłonionemu w wolnej elekcji.
20.03.2013 | aktual.: 20.03.2013 14:50
W 66-letniej historii Pakistanu nigdy wcześniej coś podobnego się nie wydarzyło, a prawie połowa niepodległego bytu kraju zeszła na zamachach stanu i dyktatorskich rządach generałów.
Ostatni z nich, generał Pervez Musharraf, który rządził w latach 1999-2008, stracił władzę właśnie w wyniku wolnych wyborów, do których został przymuszony przez Zachód. Wygrała je w 2008 roku Pakistańska Partia Ludowa (PPP), jedno z dwóch starych ugrupowań politycznych, które od dziesięcioleci dominują na scenie politycznej kraju.
Polityczny "spadek"
Wygraną w wyborach PPP zawdzięczała przede wszystkim śmierci swej przywódczyni Benazir Bhutto, zamordowanej w zamachu na przedwyborczym wiecu. Bhutto była faworytką wyborów, więc kierując się współczuciem, a nie polityczną kalkulacją, Pakistańczycy oddali władzę wdowcowi po Benazir, Asifowi Alemu Zardariemu, choć uważali go za łapówkarza i niegodziwca.
Pięć lat rządów Zardariego, wybranego przez Zgromadzenie Narodowego na prezydenta nie sprawiło, że Pakistańczycy zmienili o nim zdanie, a to, że w maju jako przywódca PPP poprowadzi ją do nowych wyborów, znacznie osłabi jej szanse na wygraną.
Porażki i sukcesy Zardariego
Największym, a zdaniem jego krytyków, jedynym sukcesem rządów Zardariego jest to, że przetrwał do końca kadencji. Okazał się mistrzem pałacowych intryg, kompromisów, lawirowania. Potrafił utrzymać skłóconą koalicję, nie narazić się nieprzyjaznym mu generałom, wciąż odgrywającym ważną rolę w pakistańskiej polityce, a także odeprzeć ataki sędziów z Sądu Najwyższego, uważających, że dla Zardariego i jego urzędników odpowiedniejsze od rządowych foteli byłyby ławy oskarżonych.
Udało mu się też utrzymać sojusz z USA, bo choć odmawiał walki z talibami z pogranicza, Amerykanie, nie mając wyboru, wspierali swojego najważniejszego sojusznika w wojnie w Afganistanie i nie odmawiali miliardów dolarów na ratowanie pakistańskiej gospodarki. Przyjaźń z Ameryką może wyjść Zardariemu bokiem podczas wyborów, bo powszechna w Pakistanie niechęć do USA sprawia, że opinia amerykańskiej marionetki, nie przysporzy mu wyborców.
Trudno też będzie Zardariemu zjednać Pakistańczyków sukcesami swojego rządu. Nie udało mu się przerwać wojny domowej z talibami na afgańsko-pakistańskim pograniczu, ani zamachów bombowych, w których codziennie ginie po kilkanaście osób. W ostatnich miesiącach zaś rząd Zardariego okazał się bezradny wobec terroru sunnickich bojówek przeciwko szyitom i chrześcijanom.
Katastrofą okazały się rządy Zardariego w gospodarce. Symbolem klęski stały się afery korupcyjne, katastrofalna powódź w 2010 roku i kryzys energetyczny, wymuszający wielogodzinne przerwy w dostawach prądu. Azjatycki Bank Rozwoju ostrzega, że jedynie po to, by zrównoważyć swój bilans płatniczy, Pakistan będzie potrzebował co najmniej 9 mld dolarów pożyczki od MFW.
Za sukces Zardari może uznać za to reformy struktury władzy - sam zrezygnował ze znacznej części uprawnień na rzecz premiera, a stolica scedowała część władzy na rzecz prowincji. Wątpliwe jednak, by przysporzyło mu to w maju głosów.
Dwóch starych rywali
Największym rywalem Pakistańskiej Partii Ludowej w wyborach będzie odwieczna jej rywalka - Liga Muzułmańska, kierowana przez pendżabskiego bogacza i politycznego weterana Nawaza Sharifa, który rywalizując z Benazir Bhutto już dwa razy był premierem kraju.
Pakistańczycy są zmęczeni monopolem dwóch starych partii, których nie dzielą różnice programowe, a raczej polityczne twierdze. Liga Muzułmańska ma ją w Pendżabie, a PPP w południowej prowincji Sindh. Obie partie łączą za to zarzuty o korupcję, pazerność i traktowanie władzy państwowej jako łupu.
Mimo rozczarowania starymi partiami, Pakistańczycy są jednak na nie skazani. Były mistrz krykieta, uwielbiany przez Pakistańczyków Imran Chan od kilkunastu lat bez skutku próbuje być alternatywą dla PPP i Ligi, ale jego Pakistański Ruch na Rzecz Sprawiedliwości może najwyżej liczyć, że po wyborach stanie się pożądanym przez zwycięzców koalicjantem. To także najwięcej, na co może liczyć frakcja Ligi Muzułmańskiej, którą przed laty oderwał od głównego ugrupowania Musharraf, zapowiadający, że na majowe wybory wróci z pięcioletniej emigracji w Londynie i Dubaju.
W wyborach nie zamierza za to brać udziału najnowsze objawienie pakistańskiej polityki, szejk Tahir-ul Kadri, który w grudniu i styczniu przewodził wielotysięcznym marszom protestacyjnym przeciwko korupcji i arogancji świeckich władz. Szejk uważa, że aby wybory miały coś zmienić, należałoby z nich wykluczyć skorumpowanych polityków, na co nigdy nie zgodzą się stare partie polityczne. Skoro tak, powiada szejk, to zamiast wyborów należałoby raczej zaprowadzić w Pakistanie rządy szariatu.
Wojciech Jagielski, PAP