Oto polski fenomen - nad Wisłą zostaje nim każdy 35‑latek
Jedyny polski superbohater to każdy mężczyzna powyżej 35 lat, otoczony białą poświatą i naprawiający wszystko ogromnym młotkiem i jakąś taśmą. Jego imię brzmi Kapitan Kombinować, to polski fenomen - pisze Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski.
16.12.2010 | aktual.: 27.12.2010 12:02
Dziś pozwolę sobie opisać rezultaty moich wnikliwych obserwacji, które poczyniłem na temat polskiego fenomenu nazwanego przeze mnie Kapitanem Kombinować. Kapitan Kombinować jest jedynym polskim superbohaterem, sekretną tożsamością każdego polskiego mężczyzny w wieku powyżej 35 lat. W przeciwieństwie do Batmana czy Supermena nie walczy on przeciw zbrodniom, walczy przeciw entropii. Coś się popsuło lub zwyczajnie rozleciało z powodu starości? Kapitan Kombinować zjawia się otoczony białą poświatą i naprawia wszystko za pomocą ogromnego młotka i jakiejś taśmy. Nie ma znaczenia, czy chodzi o lodówkę czy elektrownię jądrową - on nie odczuwa żadnego strachu.
Moje pierwsze spotkanie z Kapitanem K miało miejsce kilka miesięcy temu, kiedy okazało się, że muszę wymienić licznik elektryczny. Z powodów trudnych do wyjaśnienia i prawdopodobnie nielegalnych, właściciel mieszkania, które wynajmowałem, zdecydował, że jest to praca, którą musi wykonać sam. Zniknął na moment w łazience, by już wkrótce wyłonić się z niej jako Kapitan Kombinować. Byłem pod wrażeniem. Jego strój składał się z dresowych spodni, których nogawki kończyły się w okolicach łydek i z założonego na lewą stroną podkoszulka z napisem Limahl. W dłoniach trzymał potężny Młotek Kombinatorski.
Dwadzieścia minut później nie było już starego licznika; na jego miejscu wisiał nowy i lśniący zastępca. Wydawało się, że Kapitan Kombinować znów tryumfuje – nowy licznik nie przejawiał żadnych zamiarów odpadnięcia ze ściany, nikt szczególnie ważny nie został też rażony prądem. Problem pojawił się przy próbie włączenia czegokolwiek elektrycznego. Nie tylko dotknięcie jakiegokolwiek włącznika, ale nawet przejście obok wtyczki powodowało wyłączenie prądu w całym budynku zaanonsowane niebieskim rozbłyskiem widocznym prawdopodobnie nawet w Chinach. Korekta, której dzielny Kapitan dokonał za pomocą skrzywionego śrubokrętu, okazała się bezskuteczna. Zacząłem tworzyć w myślach listę zalet życia pozbawionego nowoczesnych elektrycznych urządzeń i tkwiącego w nich zła.
Po długich i intensywnych wysiłkach dokonywanych za pomocą Młotka Kombinatorskiego, energia elektryczna została przywrócona - niestety tylko w postaci światła. Po konsultacji z grupą innych, działających w podziemiu kolegów - superbohaterów, Kapitan K uznał, że aby nowy licznik mógł udzielić wystarczającej mocy tak niezwykłym i potężnym urządzeniom jak Wielki Zderzacz Hadronów czy toster, należy wstukać w niego specjalny, dwudziestocyfrowy kod. Patrzyłem na to z rezerwą. Szyfr wojskowej klasy nie jest moim zdaniem czymś, co da się obejść za pomocą dużego młotka, bez względu na to, jak dalece jesteśmy zaawansowani w kombinowaniu.
Podczas kolejnych dni, które spędziłem na telefonicznych naradach z Kapitanem poświęconych próbom odgadnięcia tajnego kodu, sytuacja uległa jedynie lekkiej poprawie. Kapitan K postanowił zatem zmienić taktykę. Uznał, że potrzebuję nowy podgrzewacz wody. Nie miałem pojęcia, dlaczego powinno to w tej sytuacji pomóc, ale zgodziłem się, że zainstalowanie podgrzewacza będzie miało przewagę nad kryptografią i pozwoli młotkowi ponownie wejść do gry. Następnego dnia Kapitan pojawił się u mnie z 60- cio litrowym podgrzewaczem wody na ramieniu. Zwisające przewody i grudki zeschniętego gipsu wskazywały, że dopiero co został zwolniony z pełnienia obowiązków w innym miejscu.
Podgrzewacze wody są ciężkie, zwłaszcza, gdy zostają napełnione 60- cioma litrami wody. Na szczęście jedną z kapitańskich super mocy jest zdolność negowania grawitacji. Tak przynajmniej uznałem, kiedy zobaczyłem, że mój znajomy superbohater próbuje przymocować podgrzewacz do ściany za pomocą maleńkiej śrubki o efektywności zaschniętej śliny. Nie dostałem niestety szansy zobaczenia, jak podgrzewacz wody zostaje przymocowany do ściany z płyty gipsowej za pomocą 4-ro centymetrowych śrubek, gdyż Kapitan został niespodziewanie wezwany w inne miejsce. Następnego dnia w Chile pękła zapora, ale jestem pewien, że to tylko zbieg okoliczności.
Dziś zobaczyłem Kapitana K ponownie, pierwszy raz od kilku miesięcy. Miał inne wąsy i podkoszulek z napisem "Budka Suflera", ale to zdecydowanie był on sam w swej legendarnej osobie. Wspinał się po schodach ze znajomo wyglądającym podgrzewaczem wody. Jeśli w ciągu następnych kilku godzin w Polsce zabraknie prądu, będziecie wiedzieć, dlaczego.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski