Ostatni pociąg z pielgrzymami
Ostatni z pociągów specjalnych do Warszawy,
wiozących polskich pielgrzymów uczestniczących w uroczystości
pogrzebu Jana Pawła II w Watykanie, wyruszył o
godz. 3.00 w powrotną drogę z Rzymu.
09.04.2005 | aktual.: 09.04.2005 07:30
Przez kilka wcześniejszych godzin na dworcu kolejowym Roma Ostiense kilka tysięcy Polaków koczowało w oczekiwaniu na swoje pociągi. Zmęczeni i przemoczeni - bo wieczorem w Rzymie padał ulewny deszcz - kładli się w śpiworach i na karimatach, zajmując całe długie dworcowe korytarze.
Włoskie służby porządkowe starały się panować nad sytuacją. "Woda!" - wykrzykiwał przemierzający perony Włoch, który właśnie nauczył się tego słowa. Kilku porządkowych regulowało ruch podróżnych w toalecie, by nie trzeba było zbyt długo czekać na swoją kolej przy umywalce.
Pielgrzymi dzielili się naprędce swoimi wrażeniami. Wbrew wcześniejszym obawom wielu udało się dotrzeć na sam Plac św. Piotra lub w jego pobliże. Media nas niepotrzebnie straszyły, z tym tłumem, nie było tak źle - mówili. Ostatecznie w ciągu całego dnia wszystkim chętnym udało się dotrzeć w pobliże bazyliki, gdzie pochowany został Papież. Sama bazylika nie była w piątek dostępna dla zwiedzających.
16-letnia Karolina Marzec mówi, że sama msza, w ścisku i zamieszaniu, nie była dla niej tak wielkim przeżyciem, jak późniejsza wizyta na placu św. Piotra. Tam Polacy przez cały dzień wspólnie śpiewali i modlili się, a ona wraz z rodzicami trafiła wieczorem na chwilę, kiedy aktor Krzysztof Kolberger czytał poezję Karola Wojtyły. Był też moment duchowej łączności z Jasną Górą podczas Apelu Jasnogórskiego.
Jednym z wcześniej odchodzących pociągów pojechali już Ela i Robert, którzy mówili dwa dni temu, że jadą do Rzymu prosić o łaski dla swojego nienarodzonego jeszcze dziecka. W Warszawie spóźnili się na swój pociąg o godz. 17.00, zdążyli jednak na ostatni, trzy godziny później. Ela jest w trzecim miesiącu ciąży, ale znakomicie znosi trudy tej wyprawy. W Rzymie nocowali pod gołym niebem na placu Circo Massimo, pokonali też wiele kilometrów, zwiedzając miasto.
To było dla nas głębokie duchowe, metafizyczne przeżycie, ale wszystko chyba do nas jeszcze nie dociera, może z czasem sobie człowiek uświadomi - mówił Robert. Tak, to był pogrzeb, ale obok bólu, że Papież od nas odszedł, czujemy też radość. Mamy przekonanie, że On jest ciągle z nami, tak jak mówił - dodaje Ela.