PolskaOskarżyciele z TVN

Oskarżyciele z TVN


Superwizjer TVN 18 lutego wyemitował kolejny materiał oczerniający dr. S. z Białegostoku – za to że pomógł w ujawnieniu łapówkarstwa swojego szefa, doc. H. Mimo że sąd skazał już H. za łapówkarstwo. W reportażu „Dyzma z Białegostoku” dr S. przedstawiany jest jako czarna owca, a łapówkarz H. – jako ofiara. Z jakich powodów renomowana stacja naraża się na kompromitację?

28.02.2008 | aktual.: 28.02.2008 17:26

Od zgłoszenia do prokuratury, dokonanego przez dziennikarza TVN, rozpoczęła się też sprawa thiopentalu. Teraz w reportażu stacja obwinia za jej wywołanie tych, którzy wezwani przez prokuraturę musieli złożyć w tej sprawie zeznania.

Prokurator Grzegorz Pukal z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie 14 lutego oskarżył dr. S. i policjantów o nieuzasadnioną jego zdaniem prowokację łapówkarską wobec doc. H. Mimo że też zna wyrok sądu, który skazał łapówkarza, uznając tym samym, że prowokacja policyjna była uzasadniona i dowiodła skorumpowania docenta. Akt oskarżenia i wyemitowanie teraz drugiego reportażu TVN na pewno ucieszyło doc. H., którego odwołanie od wyroku będzie niebawem rozpatrywał sąd.

Fakty są takie, że doc. H. przyjął kopertę z 5 tys. zł. Specjalnie była mała, by wystawały z niej banknoty (50 po 100 zł), więc wiedział co bierze. Zamknął ją w biurku.

Po prowokacji policjanci czekali około 20 minut, aż wyjdzie kolejny pacjent. Myśleli, że doc. H. może pobiegnie i odda kopertę albo zaniesie sekretarce, ale tak się nie stało. Schował ją do biurka. Ciekawe, dlaczego TVN, choć bardzo interesuje się sprawą, nie przygotowała reportażu po ogłoszeniu wyroku skazującego doc. H.?

Jak to było z thiopentalem

Prokuratura Okręgowa w Radomiu oczyściła dr. S. z zarzutu składania fałszywych zeznań w sprawie thiopentalu. Dr S. powiedział dziennikarzowi TVN prawdę – że w białostockim szpitalu Akademii Medycznej mówiło się o zabijaniu tym lekiem dla uzyskania narządów do przeszczepów. A dziennikarz po rozmowach z innymi lekarzami uznał to za prawdopodobne i zgłosił do prokuratury. To, co zeznał dr S., potwierdzili anestezjolodzy. Jeden zeznał nawet, że mówiło się o anestezjologach Ch. i S., którzy sikali do probówek, zamieniając próbki moczu kandydatów na dawców narządów, by w badaniach nie wykryto thiopentalu. Inny – że o procederze mówiło się od 10 lat!

28 marca 2006 r. opublikowaliśmy artykuł „Łowcy narządów”, w którym napisaliśmy o zeznaniach w sprawie thiopentalu. Po artykule minister Religa powołał komisję, która miała to zbadać. Ta już po dwóch dniach orzekła, że podejrzenia są nieprawdziwe. Stwierdziła, że w białostockim szpitalu „we wszystkich 32 zbadanych przypadkach [dawców z lat 2005 i 2006 – przyp. LM] przed rozpoczęciem procedury rozpoznania śmierci mózgu wykonano kontrolę poziomu barbituranów lub benzodwuazepin”. Skoro badano poziom barbituranów (do których zalicza się thiopental) LUB benzodwuazepin, to znaczy, że nie zawsze badano poziom thiopentalu.

Tymczasem komisja stwierdziła, że żaden z dawców nie znajdował się pod wpływem tego leku. Skąd to wiedziała? Komisja zbadała przypadki 32 dawców. Ze śledztwa „GP” wynika jednak, że w szpitalu białostockim zakwalifikowano jako dawców i pobrano narządy od co najmniej dwojga osób, których nie było na listach szpitalnych dawców. W listopadzie 2006 r. po wypadku samochodowym trafiła do szpitala w Białymstoku 20-letnia D.

Zakwalifikowano ją jako dawcę i pobrano od niej narządy– mówiła nam osoba ze szpitala. 15 lipca 2006 r. 36-letni G. w jednej z białostockich restauracji został uderzony przez żołnierza jednostki specjalnej GROM, upadł na podłogę i stracił przytomność. Został zakwalifikowany jako dawca narządów.

Dlaczego nie było ich na listach i co się stało z ich narządami? Prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii, zarazem jeden z członków komisji, dopiero po kilku miesiącach odpowiedział na nasze pytania, zadane poprzez rzecznika resortu zdrowia, że... jest zdziwiony, jakim prawem dziennikarze mają takie informacje. Komisja ministerialna nie przesłuchała lekarzy, którzy złożyli zeznania, ani anestezjologów, którzy mieli markować śmierć mózgową. I nie skonfrontowała ich ze sobą. Konfrontacji nie przeprowadziła też prokuratura białostocka.

To wszystko dowodzi, że sprawa thiopentalu nie jest tak przejrzysta, jak przedstawia ją dziś TVN i transplantolodzy. Nagrania kontrolowane

W sprawie dr. S. jest wiele zastanawiających działań TVN i prokuratury krakowskiej. Gdy spytałem TVN, kto płacił rachunki za pobyt dziennikarskiej ekipy z Krakowa w ekskluzywnym hotelu „Branicki” w Białymstoku (pięć razy po trzy dni), nie uzyskałem odpowiedzi. Sprawdzałem w hotelu, nie płacił za nie TVN– mówi dr S. Jeśli nie płacił TVN, to kto i z jakich powodów finansował pobyt dziennikarzy TVN? Czy prokuratura to sprawdzała?

Jako pierwszy dotarłem do policjantów oskarżanych przez prokuraturę krakowską. Dotychczas żaden z dziennikarzy zajmujący się tą sprawą nie próbował z nimi porozmawiać, dowiedzieć się, jaki jest ich pogląd na całą sprawę. Policjanci są rozżaleni i nic dziwnego, gdyż od dwóch lat muszą się zmagać z nieuzasadnionym atakiem mediów i prokuratury za to tylko, że wykonali, co do nich należało, najlepiej jak potrafili. Nie są „zwykłymi stójkowymi”, dwóch ma ukończone studia prawnicze. Dla nich cała sprawa zaczęła się już po wszczęciu śledztwa przeciwko doc. H., gdy TVN nagrywał program. Pojawiły się dziwne telefony do komendy, gdzie pracowali, od świadka w sprawie – Joanny Ś., która wręczała łapówkę. Zaczęła dziwnie z nimi rozmawiać [podobnie było z rozmowami, które miały obciążyć dr. S.]. Dążyła do tego, by z tych rozmów wynikało (nagrywała je TVN), że są w zmowie z dr. S. Zdziwili się, wezwali ją na przesłuchanie, by to wytłumaczyła. Ale nie stawiła się.

Red. Zieliński z TVN miał świetną okazję wyposażyć ją na przesłuchanie w ukrytą kamerę. Nie skorzystał. Dlaczego? Miałby przecież niepodważalny materiał. Może zdawał sobie sprawę, że w krzyżowym ogniu pytań Ś. mogłaby zeznać prawdę – że może działa pod czyimś kierunkiem – i cała koncepcja programu TVN ległaby w gruzach.

TVN nie dotarł do policjantów, ale dotarł do innego świadka, Włodzimierza D., który jako chory uczestniczył w prowokacji, a potem za pieniądze działał przeciwko dr. S. Jego adres znał doc. H., który przeglądał jego kartę chorobową. Czy ktoś jeszcze?

„Groźni” policjanci

Po wyemitowaniu w maju 2006 r. reportażu TVN „Kardiochirurg bez serca” o złym dr. S. i niewinnym według stacji doc. H., Komenda Główna Policji zażądała od policjantów wyjaśnień w tej sprawie. Napisali je i dołączyli nagranie audio. O istnieniu tego materiału dowodowego w KGP poinformowano krakowską prokuraturę. Przedstawiał on policjantów w innym świetle niż Superwizjer. Ze źródeł zbliżonych do KGP „GP” dowiedziała się, że osobiście był w tej sprawie w Krakowie dyrektor Biura Spraw Wewnętrznych KGP. Prokuratura nie zainteresowała się tym materiałem do czasu zatrzymania policjantów, którzy zażądali, aby został on dołączony do akt sprawy.

Gdy prokuratura białostocka oskarżyła doc. H. o przyjęcie łapówki, prok. Pukal przyjechał do Białegostoku i poprosił o akta operacyjne, ale mu ich nie wydano, ponieważ miały klauzulę tajności. Potem wystąpił o nie do Ministerstwa Sprawiedliwości i wtedy je otrzymał. 21 listopada 2006 r. – rok po wszczęciu śledztwa – policjanci, którzy organizowali prowokację przeciwko doc. H., zostali zatrzymani na polecenie prokuratora Pukala, mimo że nie było ku temu żadnych przesłanek. Przeszukano ich mieszkania, samochody, biurka. Jednego z funkcjonariuszy zatrzymano bezpośrednio po operacji kolana i do Krakowa 500 km wieziono karetką pogotowia. W Krakowie zamknięto ich na 48 godzin w areszcie. Następnego dnia postawiono im zarzuty, że wprowadzili prokuraturę w błąd, skierowali śledztwo przeciwko niewinnemu doc. H. i uzgadniali zeznania ze świadkami.

Prokurator Pukal zawiesił ich w czynnościach służbowych. Odwołali się – nie uwzględnił tego. Napisali zażalenie do sądu w Krakowie, który uchylił postanowienie prokuratora o zawieszeniu, uznając je za bezzasadne.

Prokurator Pukal trzykrotnie odrzucał wnioski dowodowe policjantów, podobnie jak odrzucił ważne wnioski dowodowe obrony dr. S. Zainteresowanym policjantom nawet nie odpowiedział na nie. Natomiast poinformował o ich odrzuceniu doc. H. i uczestników prowokacji: D. i Ś.

Gdyby prok. Pukal przyjął wnioski dowodowe obrony dr. S i policjantów, musiałby wziąć pod uwagę objęcie aktem oskarżenia doc. H. i dziennikarzy. Z jakichś powodów tego nie zrobił. Nie zabezpieczył też od razu wszystkich taśm TVN służących do zmontowania reportażu. Zrobił to dopiero na wniosek dr. S.

To śledztwo i działania TVN sprawiają wrażenie jakby były prowadzone pod tezę – uratować doc. H. Sam fakt, że Prokuratura Apelacyjna w Krakowie zajęła się dr. S., choć to nie jej rejon, zastanawia. Jak dowiedziała się „GP”, dwa tygodnie temu wszyscy trzej białostoccy policjanci wystosowali skargę do ministra Ćwiąkalskiego na podjęte w stosunku do nich działania krakowskiej prokuratury.

Leszek Misiak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)