Oskar Groening odwołuje się od wyroku. Strażnik z Auschwitz pozostanie na wolności
Obrońcy Oskara Groeninga, byłego strażnika z niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau, złożyli apelację od ubiegłotygodniowego wyroku sądu w Lueneburgu, który skazał 94-letniego mężczyznę na karę czterech lat pozbawienia wolności. Groening pozostanie na wolności do czasu rozpatrzenia apelacji.
Jego adwokat Hans Holtermann w odwołaniu powoływał się na opóźnienie w postawieniu Groeninga przed sądem, co nastąpiło dopiero w tym roku, chociaż o jego sprawie wiadomo było od lat.
W ubiegłą środę sąd uznał byłego esesmana za winnego pomocnictwa w zamordowaniu co najmniej 300 tys. osób. Kara ta była wyższa od proponowanej przez prokuraturę, która domagała się dla oskarżonego 3,5 roku pozbawienia wolności. Obrona chciała wyroku uniewinniającego.
Rzeczniczka prokuratury w Hanowerze Kathrin Soefker powiedziała, że jej urząd nie podjął jeszcze decyzji w sprawie ewentualnej apelacji.
Uzasadniając wyrok, przewodniczący składu sędziowskiego, zwracając się do Groeninga powiedział, że był on "częścią morderczej machiny" i umożliwiał jej sprawne funkcjonowanie, chociaż sam nie zabijał więźniów.
Podczas trwającego od kwietnia procesu Groening uznał moralną współodpowiedzialność za zbrodnie i poprosił ofiary Holokaustu o przebaczenie. Przyznał, że wiedział o dokonywanych w obozie okrucieństwach.
"Buchalter Auschwitz" pomógł zamordować 300 tys. osób
Groening, wówczas członek formacji Waffen-SS, pełnił służbę w KL Auschwitz w lecie 1944 roku, gdy do obozu zagłady Birkenau deportowano ok. 425 tys. Żydów z Węgier, z czego co najmniej 300 tys. niemal natychmiast uśmiercono w komorach gazowych.
Zadaniem "buchaltera Auschwitz", jak nazywano Groeninga, było zabezpieczenie odebranych ofiarom pieniędzy i innych wartościowych przedmiotów, a następnie przekazanie ich władzom w Berlinie. Jak twierdzi, na rampie w Birkenau, gdzie podejmowano decyzje, których więźniów należy natychmiast zabić, pełnił służbę najwyżej trzy razy, zastępując nieobecnych kolegów.
Proces Groeninga był wyrazem nowego podejścia niemieckiego wymiaru sprawiedliwości do problemu byłych strażników obozów koncentracyjnych i zagłady. Do niedawna byli oni bezkarni, ponieważ niemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 roku, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego. Ze względu na brak świadków zbrodni było to w większości przypadków niemożliwe.
Wcześniejsze próby ukarania Groeninga kończyły się niepowodzeniem. W 1985 roku prokuratura we Frankfurcie umorzyła postępowanie przeciwko niemu ze względu na brak wystarczających dowodów.
Przełomowe dla ścigania sprawców tej kategorii przestępstw okazało się skazanie na pięć lat więzienia Johna Demjaniuka, byłego strażnika w obozie w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zamordowaniu ponad 28 tys. więźniów, pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów karalnych.
Dwa lata temu centralny urząd ds. ścigania zbrodni nazistowskich w Ludwigsburgu, opierając się na precedensowej sprawie Demjaniuka, zalecił właściwym prokuraturom wszczęcie postępowania przeciwko 30 byłym strażnikom, w tym przeciwko Groeningowi.