"Orzekałem karę śmierci"
Słowo Polskie - Gazeta Wrocławska: W Polsce wraca temat kary śmierci. Pan orzekał w czasach, gdy była dopuszczalna w katalogu kar. Wydał Pan taki wyrok?
12.08.2006 | aktual.: 12.08.2006 14:25
Marcin Cieślikowski, sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu: - Tak. W mojej karierze dziewięć razy zetknąłem się z żądaniem kary śmierci przez prokuratora i dwukrotnie wydałem takie wyroki. Chodziło o okrutne zabójstwa. Było to w latach 80. Orzekałem wtedy w Sądzie Wojewódzkim w Jeleniej Górze, który powstał w 1976 roku. Do 1986 roku zapadły łącznie cztery wyroki kary śmierci dla morderców, które utrzymał w mocy Sąd Najwyższy, a Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wszystkie zostały wykonane.
Pamięta Pan te procesy?
– Takich rzeczy się nie zapomina. W obu procesach byłem przewodniczącym pięcioosobowego składu sędziowskiego. Pierwszy dotyczył gwałtu i zabójstwa sekretarki szkolnej koło Mysłakowic. Mordercą był pracownik piekarni, około trzydziestki, formalnie niekarany, ale popełnił wiele przestępstw, m.in. napady i gwałty, które wyszły na jaw w trakcie śledztwa. Jedna z kobiet dwukrotnie padła ofiarą gwałtu i to w tym samym miejscu, ale milicja nie złapała sprawcy. Tę sekretarkę zgwałcił, a potem zabił, by go nie wydała. Przyznał się do winy. Mąż ofiary był oskarżycielem posiłkowym i jego postawa miała wpływ na rodzaj kary. Wyrok wydaliśmy jednogłośnie, nie było zdania odrębnego.
A druga sprawa?
– Była łatwiejsza. Sądziliśmy człowieka, który w 1985 roku zabił czterech ludzi, w tym kobietę i dzieci. Alkoholik, karany. Pierwszą ofiarę zabił pod Oławą, podczas libacji. Potem pojechał do Szklarskiej Poręby, gdzie poznał kobietę samotnie wychowującą dwójkę dzieci. Gdy kiedyś pili razem, wpadł w szał: ciężko ją pobił, a że drażnił go płacz dzieci, chwycił je za nóżki i rzucił nimi o ścianę. Jedno miało rok, a drugie dwa lata. Na koniec zabił ich matkę. Prokurator wnosił czterokrotnie o najwyższy wymiar kary. To był ostatni wyrok skazujący na śmierć, jaki zapadł w jeleniogórskim sądzie. Skazany przyjął go z kamienną twarzą. Tak samo zachowywał się w czasie egzekucji.
Mieliście wątpliwości, skazując tych ludzi na śmierć?
– W tym drugim przypadku żadnych. W pierwszym nie mieliśmy wątpliwości co do winy. Były natomiast, czy powinniśmy wymierzyć najsurowszą karę. Tę sprawę bardzo przeżyłem, bo po raz pierwszy orzekałem taki wyrok. Ówczesny kodeks przewidywał za zabójstwo 25 lat więzienia albo karę śmierci. Nie było dożywocia. Gdyby istniało, prawdopodobnie taki wyrok zostałby wydany.
Kiedy po raz ostatni orzeczono karę śmierci na Dolnym Śląsku?
– Pod koniec lat 80. zmieniła się polityka prokuratury i wniosków z żądaniem kar śmierci było mało, a potem wcale, nawet w drastycznych zbrodniach. Ostatni raz karę śmierci wymierzył w latach 90. sąd we Wrocławiu niejakiemu Kulmatyckiemu, który zastrzelił policjanta podczas kontroli w Jelczu-Laskowicach. Zabójca jechał na włamanie. Obowiązywało wtedy moratorium na wykonanie kar śmierci i Sąd Apelacyjny uchylił wyrok, argumentując, że nie został należycie uzasadniony. Nie wykonano go. Gdy wszedł nowy kodeks karny, oskarżonego skazano na dożywocie.
Co Pan, jako prawnik, sądzi o przywróceniu kary śmierci?
– Obecnie w elitach politycznych i prawniczych nie ma na nią przyzwolenia. Polska działa w ramach UE, podpisała stosowny traktat w tej sprawie. Nie wiem, czy za 20 lat w Unii nie dojdą do innych wniosków, ale na razie w Europie nie ma klimatu do poważnej debaty na ten temat, a dyskusje w kraju są elementem gry politycznej. To, że większość społeczeństwa domaga się powrotu najwyższego wymiaru kary, nie ma w tym wypadku znaczenia.
Ale gdyby pojawiła sie taka możliwość, byłby Pan za, czy przeciw karze śmierci?
– Trzeba być konsekwentnym. Skoro przed laty wydałem takie wyroki, zwłaszcza jeśli miałem możliwość wyboru innej kary, a z tego nie skorzystałem – byłoby dziwne, gdybym był jej przeciwnikiem. Choć z perspektywy czasu nie orzekłbym kary śmierci w pierwszym wspomnianym przypadku. Dlaczego jestem za jej przywróceniem? To trwała eliminacja niebezpiecznego przestępcy. Skazany na dożywocie dalej może być groźny, co więcej, czuje się bezkarny. Morderca, który zabił, może zrobić to ponownie. Zdarzyły się przypadki zabójstw w więzieniach, popełnionych przez skazanych na 25 lat, np. w Strzelcach Opolskich. Z analizy jeleniogórskich wyroków skazujących na śmierć wynika, że prawie wszystkie okrutne zabójstwa popełnione były na tle seksualnym lub na dzieciach. Ofiara była bezbronna, przypadkowa i nie sprowokowała zabójcy. Kara śmierci w jakimś stopniu zaspokaja poczucie społecznej sprawiedliwości. A tego odczucia nie można lekceważyć. Życie ludzkie jest tak cenne, że zabójca powinien mieć świadomość, że też może je
stracić. Zdaniem niektórych filozofów kara ma być zaprzeczeniem przestępstwa. Nie może być zemstą, ale ma być wyrównaniem krzywd. Ale ja nie jestem filozofem.
Przeciwnicy kary śmierci podkreślają, że są przypadki skazania niewinnych osób, np. w USA.
– To prawda, ale w sformalizowanej, innej od europejskiej procedurze anglosaskiej łatwiej o pomyłkę. Ława przysiegłych orzeka o winie. W naszej kulturze prawnej, jeśli proces prowadzi się rzetelnie i przy obecnym stanie nauki, badaniach DNA można praktycznie wykluczyć pomyłkę. No i jest wentyl bezpieczeństwa, czyli apelacja i kasacja do Sądu Najwyższego.
Rozmawiała: Eliza Głowicka