Orszagh chce pomóc renciście, który siedział w areszcie w sprawie zaliczki
Stowarzyszenie Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej chce udzielić pomocy prawnej Janowi Szczepanikowi, 60-letniemu renciście, który spędził trzy miesiące w areszcie, a teraz odpowiada przed sądem za zagarnięcie przed kilku laty trzystuzłotowej zaliczki - poinformował prezes Stowarzyszenia Krzysztof Orszagh.
13.01.2004 14:45
Przed sądem w Bytomiu po raz kolejny rozpoczął się proces w tej sprawie, opisanej przez "Super Express" i "Gazetę Wyborczą". Wyrok ma zapaść w lutym.
"Prokuratorzy i sędziowie bardzo często pokazują, jacy są silni, odważni, prawi i sprawiedliwi w stosunku do ludzi słabych i niewinnych, natomiast nie okazują surowości w stosunku do prawdziwych bandytów" - powiedział Orszagh.
"Niejaki Lew Rywin przychodzi z korupcyjną propozycją na kwotę, która może przyprawić o zawrót głowy każdego, nawet zamożnego człowieka, i odpowiada z wolnej stopy, i nic się nie dzieje. W sprawach bardzo poważnych podejrzane o te przestępstwa osoby często odpowiadają z wolnej stopy" - dodał.
Jego zdaniem, gdyby Szczepanik był reprezentowany przez dobrego adwokata, nie miałby takich kłopotów. Rzecz w tym, że na dobrych prawników stać jedynie bogatych - uważa Orszagh.
Jeżeli Szczepanik wyrazi taką wolę, otrzyma pomoc prawną i psychologiczną, może też liczyć na poręczenie Stowarzyszenia. Według Orszagha, ważne jest też wytłumaczenie społeczności wsi, w której mieszka Szczepanik, że jest to uczciwy człowiek, mimo że w wyniku całej sprawy został w jakiś sposób napiętnowany.
W 1998 roku Jan Szczepanik, wówczas zaopatrzeniowiec w Zespole Szkół Hotelarsko-Gastronomicznych w Bytomiu, miał kupić dla szkoły artykuły spożywcze. Jednak po odebraniu zaliczki na kilka dni zniknął. Dyrekcja szkoły, w obawie o pracownika, zawiadomiła policję. Po kilku dniach Szczepanik wrócił do szkoły i oddał pieniądze.
W pierwszym procesie sąd skazał Szczepanika na 400 zł grzywny, jednak po odwołaniu oskarżonego sprawa wróciła na wokandę. Mężczyzna przeszedł na rentę, a potem wyprowadził się do rodzinnych Kobylnik, niedaleko Buska Zdroju (Świętokrzyskie). Nie stawiał się w sądzie, był więc ścigany listem gończym. Kiedy zatrzymała go policja, na trzy miesiące trafił do aresztu. Teraz odpowiada z wolnej stopy.
Władze szkoły nie mają pretensji do Szczepanika i nie chciały, by odpowiadał on przed sądem. Dziś pracownicy szkoły, którzy są świadkami oskarżenia, bronią go.